............

środa, 15 lutego 2012

p jak PARODA czyli WYSTAWA!



LABAS VAKARAS!

Nazajutrz, po otwarciu wystawy…zawsze jest trochę ..apatycznie…tak! Apatia to dość trafne określenie na ,,stan post wernisażowy’’!!! :)

Przed wystawą jest napięcie i adrenalina…malowanie, wybieranie prac, wieszanie, chaos i stres organizacyjny….Podczas wernisażu przerażenie, lęk i trema, mieszają się z uczuciem ulgi, że jednak ktoś zechciał przyjść, ktoś na twe obrazy spojrzy, ktoś może miłe słowo powie i dłoń ci uściśnie…Lecz nazajutrz….siedzisz w domu apatyczny jak zielona pelargonia na oknie…ani kwitniesz ani więdniesz…ot taki stan nieokreślony….Łodygi niby mocne, ale listki blade i zmęczone….

Ja mam tak zawsze…po każdym wernisażu…!

W wyobraźni odtwarzam przebieg zdarzeń…ale spokojnie, powściągliwie i bez większych emocji…

Muzeum Miejskie, gdzie wiszą nasze prace ,leży w centrum starego miasta, tuż obok pięknej katedry. Musiałam tam dojechać autobusem. Na przystanku miałam zabawną przygodę. Podeszła do mnie jakaś młoda dziewczyna i zaczęła o coś pytać, lekko sepleniąc.. domyśliłam się, że być może pyta o trasę dojazdu, ale przecież nie potrafię jej pomóc…mówię więc PO LITEWSKU z uśmiechem: NIE ROZUMIEM…ona  krzywi się i ….zaczyna znów coś opowiadać….więc ja powtarzam: ( po litewsku)PRZEPRASZAM, ALE NIE ROZUMIEM!…ona wyraźnie poirytowana i zdenerwowana, burknęła coś w moim kierunku i podeszła do innej osoby…Najwyraźniej uznała, że jestem mało inteligentna skoro nie rozumiem prostego pytania…a może pomyślała, że z powodu jej aparatu na zębach, mówi rzeczywiście niewyraźnie? J

Zdałam sobie ponownie sprawę, że znajomość języka nie jest przecież gwarancją porozumienia !!!.

 W godzinach szczytu, autobus wlecze się niemiłosiernie…Dotarłam w ostatniej chwili. W sali było już sporo ludzi, ale wciąż brakowało… artystów. Są nareszcie! Tak, to my!!! Nieprzytomni i zestresowani…ja biegiem ,prosto z autobusu…Gintas po zajęciach w szkole…

W końcu jednak  wszystko udało się wspaniale.!

 Gintautas Vaicys przemówił po litewsku, przywitał zebranych i wyjaśnił  ideę naszej wystawy, potem  ja, po polsku mówiłam o swoich refleksjach i skojarzeniach związanych z hasłem ,,W drodze na Mont Blanc…Na wystawie pokazałam 70 prac malarskich wykonanych farbą akrylową lub akwarelą na kartonie. Większość z nich to szybkie, kilkuminutowe, malarskie szkice. Gintautas wystawił cykl akwareli ,wykonanych w plenerze.



 Byłam b szczęśliwa, że widzę dużo znajomych i życzliwych twarzy. (Niektórzy z nich to artyści zajmujący się tkaniną, malarze, ceramicy , lub rzeźbiarze…) Od razu, poczułam się lepiej…J Kowno staje się powoli ,,moim miastem’’…

Goście wysłuchali naszych przemówień cierpliwie, wręczyli kwiaty, owoce i słodycze, pogratulowali oraz dopingowali do dalszych artystycznych działań!…Zjedliśmy chleb, wypiliśmy wino, porozmawialiśmy o sztuce i o życiu…

Jakie słowa słyszy zwykle artysta na swojej wystawie, już Wam opisywałam.

Było więc ,,klasycznie’’. Jedni chwalili :,,te kolorowe, malarskie są najlepsze’’, inni : te ,,malarskie i barwne nie podobają mi się, lepsze są te z pogranicza grafiki’’ , ,,Bardzo ładne błękity’’…,,błękity zbyt agresywne i dominujące’’…,,za mało koloru’’, ,,za dużo koloru…za ciepłe…za chłodne….’’ Ufffffff J

Jedno z milszych wspomnień, to rozmowa z uroczą starszą kobietą ,którą poznałam kiedyś na wystawie w filharmonii…Obie ucieszyłyśmy się z ponownego spotkania. Opowiadała mi o swojej sympatii do Polski ,Polaków, oraz do polskiej literatury. Zachwycała się twórczością Żeromskiego i Reymonta…Pamiętała szczegóły z ich powieści….Byłam zakłopotana i zawstydzona ,….bo ja aż takiej wiedzy nie posiadam….Na pożegnanie, jeszcze trochę pożartowałyśmy, życzyłyśmy sobie nawzajem zdrowia a ona dodała: i proszę malować, malować jak najwięcej, przyjdę chętnie na kolejną wystawę! Tak, będę się starać-obiecałam! Dodałam też, że planujemy w kwietniu wystawę… fotograficzną. Ach to świetnie, ma pani tutaj wystawy co dwa miesiące,- zauważyła- widocznie dobrze się tutaj pracuje?

Zgodziłam się. Tak ! To prawda, Litwa działa na mnie bardzo inspirująco!



Jednak byłoby cudownie od czasu do czasu także coś sprzedać, pomyślałam…Malowanie to i powołanie i praca...teraz to moje jedyne żródło dochodu!Jeśli nie sprzedaję,to jest b ciężko...ale jesli bym cos sprzedała....byłyby pieniądze na farby i płótna!
Teraz z uwagi na koszty, maluję małe i b małe formaty.

Cały świat artystyczny powiększa obszar działania-a ja ,,pomniejszam’’? Na to wygląda….

Tematy które podejmuję, też nowoczesne nie są…Pejzaż, góry i chmurne niebo…trochę staroświeckie i stanowczo niemodne….Kto zechce kupić górski pejzaż w Kownie???…Na Litwie nie ma gór….Bałtyk trzeba było malować!….Bałtyk, a nie Szwajcarię-radzili mądrze,znajomi.

Jednak maluję to co kocham….i tak jak pragnę.To moja wolność...:)

Mam już ogromną chęć powrócić też do moich ukochanych ,,kolaży’’, prac strukturalnych i reliefów….ale do tego potrzebuję więcej miejsca i materiałów….Apetyt musi więc poczekać do wiosny…można wtedy wyjść przed dom i rozłożyć prace na trawie, w ogrodzie….lub zrealizować ten projekt na którymś z malarskich plenerów.

Zauważyliście? Myślenie o czymś miłym , też sprawia przyjemność-a więc to co miłe, trwa dzięki temu dłużej! J



Moją dzisiejszą apatię.przerwał telefon....
Zadzwoniła bliska mi, kochana osoba...

Podczas rozmowy, spytała z  serdeczną troską: czy nie czujesz się zagrożona, czy jesteś bezpieczna? Ponoć TVP wyemitowała reportaż o szykanach i nienawiści, które spotykają Polaków na Litwie….Wymowa reportażu była tak czytelna i złowroga, że można było odnieść wrażenie ,że taka atmosfera jest na Litwie powszechna.

Wyjaśniłam, że wcale tego nie odczuwam, że na każdym kroku stykam się z sympatią i życzliwością. Przyznałam, że zapewne są Litwini, którzy nie lubią Polaków, tak jak i są Polacy ,którzy nie lubią Litwinów! Zwykle ta niechęć nie ma praktycznego i logicznego  uzasadnienia, lecz  są emocje i wzajemne oskarżenia. Są ludzie, którzy wszelkie niepowodzenia i własne porażki starają się tłumaczyć i usprawiedliwić WINĄ INNYCH.


Nic nie poradzimy, bo to temat dla socjologów, psychologów i psychiatrów….

Wiem jedno i jestem o tym przekonana: DOBRE RELACJE POLAKÓW I LITWINÓW-BYŁYBY DLA OBU KRAJÓW BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM!....

Więc dlaczego nie są??? hm…pomyślcie spokojnie i obiektywnie, czy to na pewno wina jednej strony???...i za co ci ,,źli Litwini’’ tych ,,szlachetnych Polaków’’ tak nie lubią?????

Owszem, oba narody przez długie wieki miały wspólne państwo, ale to Polacy byli partnerem dominującym …a jeśli chodzi o historię Wilna…

 ….Sprawa jest jeszcze bardziej oczywista i rozumiem irytację Litwinów, których usiłuje się przekonać, poważnie lub żartobliwie, że Wilno jest rzekomo miastem polskim….Kochani przeczytajcie sobie historię tego miasta i zauważcie, że ,,miastem polskim’’ a raczej w polskich rękach, Wilno było zaledwie ponad 20 lat, w czasie…kilkusetletniej historii! Sprawdzałam to kilkakrotnie w polskich (!)opracowaniach naukowych …aby nikt nie zarzucił mi ,że jestem stronnicza.

 Cieszy mnie, że na Litwie żyją Polacy, tak jak i cieszy, że w Polsce żyją Litwini. Różnorodność jest skarbem a nie zagrożeniem. NIECH KAŻDY ŻYJE TAM GDZIE CHCE-szanując jednocześnie kraj ,w którym żyje….

Okazuje się, że w XXI wieku ,w zjednoczonej Europie, z pozoru oczywiste sprawy, wzbudzają nadal ogromne emocje,... na których sprytni politycy zbijają swój kapitał.

Relacje polsko-litewskie są naprawdę skomplikowane…

Nie jestem historykiem. Nie podejmuję się więc głębszej oceny tzw ,,faktów historycznych. Piszę ,,tak zwanych’ ’bo dobrze wiem, że bardzo dużo zależy od interpretacji. To samo wydarzenie,   inaczej oceni Polak a inaczej Litwin. Życie nauczyło mnie ,(i tak przecież działa prawo ),  że należy wysłuchać obu stron, nim wyda się wyrok i wskaże winnego.             
 Dziwi mnie jedynie, że Polacy nawet z  Niemcami potrafili się zaprzyjaźnić i wiele im wybaczyć ,a z Litwinami jakoś to nie wychodzi….(??????????)



Wczoraj miałam okazję rozmawiać z wieloma ludźmi, opowiadaliśmy też sobie anegdoty i żarty. Okazuje się, że poczucie humoru mamy bardzo podobne i mimo problemów językowych DOBRZE SIĘ ROZUMIEMY…

Najważniejsza we wzajemnych relacjach, jest umiejętność słuchania otwartość na drugiego i szanowanie jego poglądów…w innym przypadku dialog jest nierealny, bo wygłaszane  wzajemnie monologi,….dialogiem wcale nie są!



Polacy i Litwini potrzebują DIALOGU!

Mimo tych wszystkich negatywnych komunikatów i sygnałów ,nadal nie tracę optymizmu!. Bardzo możliwe ,że latem tego roku uda nam się zrealizować piękny projekt...polsko litewski plener młodzieżowy!…Uczniowie z Polski i Litwy spędzą wspólnie czas na Litwie, w okolicach Kowna. Będzie okazja do wzajemnego poznania się i wspólnych artystycznych działań. Plener ma się zakończyć wspólną wystawą i wydaniem pamiątkowego polsko-litewskiego kalendarza. Oby do tego doszło! Cała nadzieja w młodym pokoleniu!!!!

Trzymajcie kciuki za nasze polsko-litewskie marzenia!!!

 Serdecznie pozdrawiam!


PS.  fotki z wernisażu na pewno też wkrótce będą,ale czekam aż przyśle je nasz bardzo zapracowany Przyjaciel i utalentowany rzeżbiarz: MARIJUS :)...o nim też zapewne napiszę ,w którymś z kolejnych listów!... :)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz