............

środa, 22 lutego 2012

listy znad Niemna......: P jak PELENAI czyli POPIÓŁ.....

listy znad Niemna......: P jak PELENAI czyli POPIÓŁ.....: Labas Rytas! Po ostatnim liście oberwałam nieco…porównano mnie do złego ptaka, co swe gniazdo kala… :( Nie było to moim zamiarem...

P jak PELENAI czyli POPIÓŁ.....


Labas Rytas!

Po ostatnim liście oberwałam nieco…porównano mnie do złego ptaka, co swe gniazdo kala… :(

Nie było to moim zamiarem-zapewniam!

Samo porównanie mnie z ,,niebieskim ptakiem'', dosyć trafne i udane, bo orłem rzeczywiście nigdy nie byłam i nie będę w żadnej dziedzinie…Ot fruwam sobie i też niezbyt wysoko…Pokutować będę! O tak! i o tym już za chwilę!

 Życie płynie swoim odwiecznym rytmem…. Po wczorajszej śnieżycy, niebo zawstydzone i ciche….

Po dobrze przespanej nocy nastaje rześki ( dla niektórych ) poranek…

Z uwagi na niskie ciśnienie i ogólną ,,niesprawność poranną’’, mój intelekt budzi się zawsze ostatni…,to znaczy,: ciało teoretycznie już  funkcjonuje, nogi i ręce wykonują automatyczne i wyuczone zadania, ale proces rozumowania jest zdecydowanie utrudniony.…Gdy jestem ,,ciężko ranna’’, z wyglądu przypominam pijanego ślimaka lub wigilijnego karpia ,snuję się po domu, odbijam od sprzętów i usiłuję sobie przypomnieć kim jestem i co robię w tym miejscu, na tej obcej planecie ?!!

Po wypiciu aromatycznej kawy i włączeniu muzyki, powoli odzyskuję kondycję! Już jest szansa, że za godzinkę lub dwie stanę się ponownie istotą myślącą …,ale zawsze okupione jest to okrutnym wysiłkiem !

Każdego ranka uświadamiam sobie, że moje życie to walka. Bój ze swoją słabością i ułomnością!

Jak cudownie, że żyję, oddycham, poruszam się! Przecież to wcale nie jest oczywiste i nikt nam nie zagwarantuje, że tak będzie zawsze!

Dziękuję Bogu za CUD ŻYCIA i zawstydzona swoim rozmemłaniem, postanawiam nie zmarnować tego, co JEST MI DANE!

Kiedyś jakiś filozof chrześcijański napisał, że nowy dzień jest jak  NOWE, CZYSTE I PIĘKNE UBRANIE….naszym zadaniem jest chodzić w tym ubraniu do wieczora i nie SPLAMIĆ GO!

Mnie ten przykład trochę zasmuca ,bo budzi niezbyt miłe wspomnienia z dzieciństwa….

Moja Mama była wówczas bardzo chora i leżała w szpitalu,( jak pamiętacie, ja byłam najmłodsza z 4 dzieci,) miałam 5 lat i oddano mnie ,,na przechowanie ‘’do Babci.

Ponieważ Babcia, kojarzyła mi się z dyscypliną, czystością i surowością, to pobyt u niej był dla mnie trudną sztuką przetrwania, a dla niej zapewne też ogromnym stresem.

Ona bardzo się starała, aby niczego mi nie brakowało, była troskliwa i opiekuńcza a ja ,,wyłam nocami’’, że chcę do dooomu, do Maaaamyyyy!

Miałam być uśmiechnięta, grzeczna i CZYSTA, miałam nie bałaganić, nie włazić na trzepak z chłopakami-(bo to wstyd ,bo tak dziewczynki nie robią!) i miałam …spacerować po podwórku w ślicznej, bladoróżowej sukience, białych skarpetkach i sandałach. Babcia czesała mnie w dwa warkocze i wplatała moje ulubione czerwone kokardy.

Podczas tego strojenia, spoglądałam na  swoje odbicie w babcinej toaletce i marszcząc czoło, nadziwić się nie mogłam ,jak szybko z rozczochranego trolla ,przemieniam się w małą księżniczkę. Kochana Babcia napominała mnie: nie wierć się…nie płacz i nie marszcz tak czoła, bo już ci tak zostanie! Jeśli chodzi o czoło, to miała stuprocentową rację!....od tego codziennego dziwienia się otaczającym mnie światem, bardzo szybko zrobiły mi się tam zmarszczki i wyobraźcie sobie, że… są tam nadal! J

Wracając jednak do CZYSTEGO UBRANIA!

To właśnie był najboleśniejszy temat naszych rozmów.

Sukienka księżniczki, którą tak lubiła moja Babcia i jej sąsiadki,( Mario, twoja wnuczka wygląda jak różowy motylek!) i ,w której ja sama wyglądałam tak pięknie i czułam się zupełnie kimś innym niż byłam…te bladoróżowe skrzydła motyla, wkrótce po wyjściu z domu,( zapewne za sprawą jakiejś złej wróżki!!!) zamieniały się w brudną, wygniecioną szmatę! Przecież ja tylko chwilkę bawiłam się w piasku, a na trzepaku to najwyżej dwa fikołki….Babciu! ja nie wiem jak to się stało!!!!! już nie będę!- obiecywałam , wierząc święcie, że danego słowa dotrzymam! Jednak ani moje obietnice ani moja wiara nic a nic nie pomagały. Każdy powrót z podwórka kończył się bolesnymi wyrzutami i łzami.

Kiedyś nawet wpadłam na genialny pomysł, aby białe skarpetki i sukieneczkę zdjąć i powiesić na gałęzi, a po zabawie nałożyć ponownie…Niestety, plan mój okazał się katastrofą i wielkim skandalem!Następnego dnia mogłam jedynie patrzeć przez okno, jak inne dzieci bawią się radośnie i brudzą…i pokazują mi język!

Gdy przychodziły do Babci jej przyjaciółki, słyszałam jak po cichu skarży się na mnie i narzeka, że dłużej z ,,takim dzieckiem’’ nie wytrzyma…nie ma z nią spokoju, ani w dzień, ani w nocy! Zasiusiała mi nowa pościel,płacze , krzyczy przez sen, zgrzyta zębami :(  ,,już łatwiej byłoby chyba z chłopakiem niż z tą małą beksą!’’

Biedna Babcia!

Szybko zrozumiałam, że i ja i Babcia chcemy dobrze i bardzo się staramy! Jeśli ktoś jest tutaj winny to z pewnością ta okropna czysta i wyprasowana, różowa sukienka!

Poprosiłam więc grzecznie bym mogła ubierać się w swoje stare, podwórkowe ubrania, przywiezione z domu. Babcia spojrzała na mnie zdumiona: ,,Jesteś u mnie i masz wyglądać JAK CZŁOWIEK, rozumiesz ?” ……..Dyskusje były zbyteczne.

Dziś rozumiem, że zależało jej na opinii sąsiadek. Cóż by powiedziały, gdybym wyglądała jak kloszard obok mojej czystej, pachnącej, eleganckiej Babci? Po drugie, chciała mnie ucywilizować i nauczyć manier. Uważała, że jestem małym dzikusem i nie potrafię się zachować. Pewnie miała dużo racji,….niestety!.:(

Rozumiecie jednak teraz, dlaczego NIESKAZITELNIE CZYSTE UBRANIE I JASNE SUKIENECZKI budzą we mnie lęk i poczucie zagrożenia?

W takim PRZEBRANIU czuję się zniewolona i ograniczona….W ubraniu czy bez, chcemy być przede wszystkim… sobą!

Wyznam więc, szczerze, że jeśli chodzi o wygląd i stroje, to rzadko wyglądam JAK CZŁOWIEK i z pewnością typowej księżniczki, nie przypominam…(nad czym też czasem ubolewam, ale nic na to nie poradzę…L)

Mężczyźni jak wiecie KOCHAJĄ  KSIĘŻNICZKI , bo przy księżniczce, nawet świniopas może poczuć się KSIĘCIEM.!

Zdecydowanie nie interesuje mnie jednak taki układ, bo mężczyznę wolę jednak  podziwiać i szanować ,niż patrzeć na niego z litością.

Mam nadzieję, że dzisiejszego listu nie czytają mężczyźni .Zdradzę więc moim znajomym Paniom pewną tajemnicę: Mężczyzna rodzi się wojownikiem i rycerzem i każdy z nich ma szansę, aby  zostać Księciem.

 Każdy z nich w dzieciństwie marzy o zabijaniu smoków i uwalnianiu Kopciuszków lub ratowaniu Księżniczek.

Dlaczego więc tak wielu z nich porzuca te marzenia i zamienia się w pluszowe misie ?

Może to my kobiety, mamy w tym swój udział?

Mieszkając jeszcze w Olsztynie, często widziałam w autobusie ,jak mama lub babcia sadzała swojego wnuka na fotelu, a sama stała obok z siatami i tornistrem. Wnusio zajadał sobie pączka, gapiąc się w okno, a babunia spoglądała na niego z dumą: jak pięknie jej wnuk, je tego pączka i jak pięknie siedzi!!!… niczym król na tronie!

Jak synek dorasta i chciałby jednak zostać dzielnym rycerzem, i jakąś księżniczkę ,,wyrwać’’ to mu zaraz mama ,babcia i dobre ciocie wytłumaczą, że wcale nie warto, bo dziewczyny wokół  są złe, okropne i tylko skrzywdzą ,,biednego królewicza’’

Mamusie robią kanapki swoim DOROSŁYM  synkom i przynoszą kapcie. Niech tylko zawsze on ,synek ukochany, przy mamusi zostanie i niech mamusię wiecznie kocha....

Hmm….Jak i kiedy więc mogą nauczyć się młodzi mężczyźni, co to znaczy być RYCERZEM?



Kobiety, które żyją w bardziej lub mniej szczęśliwym związku, także swoim mężczyznom nie ułatwiają drogi do RYCERSTWA.

Zauważyłam, że podstawowy ,,problem’’ jaki mamy, my kobiety XXI wieku to przeświadczenie, o naszej SILE I NIEZALEŻNOŚCI.

Teraz bajka o księżniczce i rycerzu, wygląda zwykle tak: Przyjeżdża zdyszany rycerz na koniu i biegnie z oszczepem na ratunek, a widzi, że DUMNA I DZIELNA księżniczka już  smocze głowy obcięła i na rożnie przypieka, papierosa skręca i przez zęby cedzi: no toś się pośpieszył ciamajdo!JA SAMA GADZINĘ ZABIŁAM!

On głowę spuszcza, oszczep wyrzuca i kurcząc się w sobie,pyta: ,,a obiadek ,o której będzie?’’



Sprytna i Mądra księżniczka jednocześnie, SILNA JEST ( dla siebie)i SŁABA( dla niego) !

Na Rycerza cierpliwie poczeka i pozwoli mu smoka zgładzić! Gdy on dumny i niezwyciężony,to ona   mu ręce na szyję zarzuci i krzyknie z podziwem-CO JA BYM BEZ CIEBIE?????

Jak się domyślacie, nie chodzi tu o szczegóły, lecz o całokształt!
(Czasem smokiem jest przepalona żarówka,cieknący kran lub zepsuta spłuczka....:))

Mężczyzna z natury jest wojowniczy i  silny, chce być silny i będzie silny, o ile… kobieta mu na to pozwoli.!

To samo z  jego mądrością, zaradnością i troskliwością……



Oczywiście, podobnie i każda kobieta rodzi się księżniczką i będzie nią, o ile spotka Rycerza, który w niej… Księżniczkę rozpozna !
Jeśli on jej patrząc w oczy wyzna,że nie zna cudowniejszej od niej istoty,to jej natychmiast skrzydła wyrosną i unosić się będzie odtąd nad ziemią,nawet jeśli akurat walczy z nadwagą... :) Czasem tylko sfrunie na chwilę by mu gorącej herbaty zaparzyć, lub upiec ulubione ciasteczko! :)

Cóż...Znam wiele cudownych Księżniczek, które myślały ,że spotkały Księcia ,a on okazał się (?)zwykłym Świniopasem…ale znam też Rycerzy, którzy myśleli, że uratowali Księżniczki, a te okazały się (?) …Smoczycami!

Może byli tacy od początku, a może... zmienili się z naszej winy?



Życie  jest szalenie skomplikowane i nawet bajki nie zawsze kończą się szczęśliwie!

ŻYCIE WE DWOJE TO PODWÓJNA KOMPLIKACJA!!!!

Ile czasem trzeba mądrości, cierpliwości , taktu i dyplomacji, aby nawet w złości…powiedzieć coś budującego a nie powiedzieć tego co rujnuje i niszczy….



Trudne? Jasne, że trudne…..z własnego doświadczenia wiem, że szansą na zwycięstwo ze SMOKIEM jest tylko wspólne działanie. Dzielny Rycerz walczy , a Księżniczka wspiera go i opatruje rany!

Czasem Książę lub Księżniczka ,zmęczeni poszukiwaniami lub rozczarowani życiowymi wyborami postanawiają być sami. Tak też bywa…Nie muszą jednak być SAMOTNI? Mają więcej czasu na spotkania z Przyjaciółmi, na rozwijanie swoich pasji i talentów, na czytanie, malowanie, wędrowanie itp….Jedna z moich znajomych tak właśnie żyje od lat i bardzo sobie swoją sytuację chwali…

Inni są w rozterce….Lepiej być razem czy osobno???



Pewien młody człowiek ,pełen wątpliwości i lęku spytał Rabina czy powinien się żenić.?

COKOLWIEK ZROBISZ, BĘDZIESZ ŻAŁOWAĆ!- odpowiedział mu mądry Rabin.



Z kimkolwiek żyjemy, z kimkolwiek jesteśmy-zawsze też przede wszystkim jesteśmy z samym sobą !.

Trzeba więc chyba najpierw poznać, zrozumieć i polubić siebie.!

Gdy wiemy co jest dla nas ważne i dlaczego, to łatwiej zaakceptujemy, że ten drugi człowiek też ma swoje plany, cele i pragnienia.

Cudownie, gdy priorytety są podobne…To bardzo ułatwia porozumienie…ale cała reszta, to suwerenność i bogactwo partnera.

Gdybyśmy tylko zechcieli mniej pracować nad innymi, a więcej nad sobą??? J



Temat ,który dziś poruszam ,wiąże się z dzisiejszą datą: zarówno w Polsce, jak  i na Litwie, ŚRODA POPIELCOWA.

Jeszcze wczoraj cała Litwa pachniała BLINAMI!

Taka jest tutaj tradycja, ma to symbolizować przepędzanie zimy i początek postu.

Wesołość spotyka się z powagą. Stare ludowe i pogańskie tradycje, splatają się z chrześcijaństwem. Wczoraj jadłam wspaniałe, tłuste bliny z jeszcze tłustszą litewską śmietaną i wędzonym łososiem….Potem wracając ośnieżoną drogą do domu, spotkałam dwie dziewczynki zabawnie przebrane i umalowane, które chodzą od domu do domu, śpiewają wesołe przyśpiewki i zbierają do koszyczków pieniądze lub słodycze.

Dzisiaj już po blinach unosi się tylko kuszący zapach a rzeczywistością jest POKUTA I SKRUCHA!

Ja także postanowiłam zrobić rachunek sumienia….

Robię to przed każdym Szabatem, ale jeszcze raz na pewno nie zaszkodzi!:)

Uff….choć tak bardzo się staram, to wyniki wciąż poniżej średniej!… Szansa na niebo znikoma!....uczynki, myśli, zaniedbania…ach, moja sukieneczka znowu cała w piachu!

Cała nadzieja w  Dobroci i Miłosierdziu tego, który zatroszczył się nawet o skrzydła motyla! :)

OBY POMAGAŁ  NAM ODRODZAĆ SIĘ Z POPIOŁÓW, KAŻDEGO DNIA NA NOWO!



Pozdrawiam serdecznie!

…. a dziś szczególnie Dzielnych Rycerzy i Cudowne Księżniczki w Polsce i na Litwie!!!!!





PS…List rozpoczęłam rankiem…(.potem zwabiły mnie farby i płótno…)..a kończę po południu! Stąd moje poranne powitanie o godzinie 14, zapewne nieco Was zdziwiło?

J










poniedziałek, 20 lutego 2012

N jak NEPRIKLAUSOMYBE,czyli NIEPODLEGŁOŚĆ!


Labas Vakaras!



Kilka dni temu, 17 lutego, Litwa obchodziła Święto Niepodległości.

Moim litewskim Przyjaciołom wysłałam z tej okazji serdeczne życzenia. Umieściłam też na mojej stronie stosowną informację i litewski herb ,oraz flagę.

Jeden z moich polskich znajomych, spytał ironicznie: ,,czy już zmieniłaś obywatelstwo?”

Zaprzeczyłam.Dodałam uśmiech :),ale jakoś mi się zrobiło ,,nieśmiesznie''! :(

Na uroczystości w Wilnie, przyjechał tego dnia Prezydent Polski.

Z dużym opóźnieniem, ale czytam uważnie relacje z tej wizyty.

B. Komorowski wyznał, że jego przodkowie wywodzą się z Litwy…( ,,Tutaj każdy dom do mnie szepcze i krzyczy. Ja jestem stąd..’’ )

Domyślacie się, jakie mogły być reakcje internautów?

,,-BO POLAKIEM TO ON NIE JEST!’’- skwitował ktoś oburzony.

 Kilkunastu innych internautów, zareagowało podobnie.

Taaaaaaaak???? czy to więc znaczy, że Polakiem jest tylko ten ,kto się w Polsce urodził i polskie pieluszki nosił?

Ku mojemu wielkiemu zdumieniu,okazało się,że Pan Komorowski swoim ,,śmiałym’’ wyznaniem, naraził się wielu ultra-Polakom.

Co z tego, że głośno bronił praw mniejszości polskiej na Litwie i nawet w dniu tak ważnego litewskiego święta, postanowił pouczyć litewską Prezydent i wezwał do ,,lepszego traktowania Polaków''!!!.

Nic już mu to nie pomoże ,bo to wszystko tylko ,,żałosne, dyplomatyczne sztuczki,’’ a  prawdziwi Polacy już wiedzą, że ..KOMOROWSKI, PRAWDZIWY NIE JEST!

Co prawda:

Prezydent w swoim wystąpieniu na spotkaniu z polską mniejszością zdecydowanie podkreślił, że wszyscy Polacy mieszkający na Litwie są "cząstką narodu Polskiego", czy "to się komuś podoba czy nie".

Cóż, Panie Prezydencie, nie wiem kogo Pan miał na myśli, ale okazuje się, że ,,nie podoba się to "właśnie prawdziwym Polakom !….

Jak złośliwy bumerang powraca ciągle ten odwieczny problem….

Teraz wielu ,,PATRIOTÓW’’ ma dodatkowy dylemat: czy ich Prezydent jest prawdziwym Polakiem, czy nie?

Ci urodzeni na Wileńszczyźnie, zapewne potwierdzą ,że JEST!

Pozostali jednak ,,patrioci'',skrzywią się z niesmakiem…(???).

Ktoś napisał nawet :,,pochodzi z Litwy? Świetnie! Niech więc… nie wraca do Polski !’’

Pomna, że w tej sytuacji i ja powinnam się ,, opowiedzieć’’ –oświadczam, co następuje!

To ,że polski Prezydent pojechał do Wilna, bardzo mi się podoba!

To, że zaproszony na uroczystości Święta Niepodległości, postanowił przy tej właśnie okazji, Litwinów zbesztać-podoba mi się znacznie mniej!.

Nie wiem kto jest tym dobrym doradcą i kto zaplanował przebieg wizyty na Litwie, ale ja odczuwam lekki dyskomfort…Chciałabym  być dobrze zrozumiana.

Jeśli prawa mniejszości polskiej ,w jakimkolwiek kraju są naruszane, Prezydent Polski, powinien stanąć w obronie pokrzywdzonych. Trzeba jednak wówczas wybrać się do danego kraju z wizytą roboczą, a nie wyglaszać krytycznych opinii, będąc zaproszonym na doniosłe, narodowe uroczystości.



Gdyby mój sąsiad zaprosił mnie na swoje urodziny, złożyłabym mu serdeczne życzenia, ale tego dnia nie wypominałabym ,w obecności innych gości, że jego syn połamał gałęzie na mojej jabłoni…Poczekałabym z tą rozmową do stosownej okazji.

To chyba jest zasada dobrych sąsiedzkich relacji. Można i trzeba mówić o wszystkim…ale we właściwym momencie.!

Komorowski był jedynym tak wysokiej rangą przedstawicielem obcego państwa i wygłosił przemówienie zaraz po Prezydent Grybauskaite.

- Pragnę życzyć nam wszystkim, Polakom i Litwinom, wiary w to, że mądra praca połączona z odwagą, połączona z uporem, będzie gwarancją naszej dobrej wspólnej przyszłości, z całego polskiego serca, które zawsze na Litwie bije szybciej, bije mocniej, bo bije w krainie moich przodków. Niech żyje wolna Litwa! –

powiedział Prezydent Polski.



Najbardziej ucieszyła mnie  wypowiedź Komorowskiego, tuż przed odjazdem z Litwy.

Polski Prezydent uważa, że mimo chwilowych trudności, wszystko jest na dobrej drodze i, że nasze oba kraje gotowe są do zacieśniania przyjacielskich i serdecznych relacji. Jest też szansa na dobrą współpracę gospodarczą.

Oby tak właśnie się stało!!!

Najbardziej zmartwiły mnie natomiast prasowe doniesienia o nacjonalistycznych marszach w wielu litewskich miastach…Podobno wzięły w nich udział tysiące ludzi.

Hasło: ,,Litwa dla Litwinów’’ budzi we mnie takie same negatywne skojarzenia jak ,,Polska dla Polaków’’...:(

Co jednak ogromnie pocieszające: w tym roku były także marsze alternatywne, organizowane przez litewskich intelektualistów, sprzeciwiających się nacjonalizmowi i radykalizmowi.

Nie chcę tu analizować przyczyn nasilenia się w całej Europie tendencji nacjonalistycznych. Podejrzewam, że i w Polsce i na Litwie, główną przyczyną jest między innymi, stale pogłębiający się kryzys gospodarczy. Młodzi ludzie są rozczarowani brakiem perspektyw, niskimi zarobkami lub brakiem pracy….Sfrustrowani, rozgoryczeni i źli szukają odwiecznego wroga, czyli : OBCYCH.

Wierzą, że gdyby ich ukochany kraj był ,,WOLNY OD OBCYCH'', z pewnością zamieniłby się w rajski ogród, a oni sami żyliby szczęśliwie i dostatnio…MY PRAWDZIWI RODACY jesteśmy dobrzy, uczciwi i sprawiedliwi…OBCY –są źli, nieuczciwi i chcą nas unicestwić….Tego typu myślenie jest absurdalne i naiwne, ale okazuje się, że nawet w XXI wieku nie brak zwolenników tej chorej i niebezpiecznej ideologii.

Kiedyś myślałam, że ludzie IMTELIGENTNI SĄ MĄDRZY….po latach stwierdziłam ze smutkiem ,że nie brak też niestety na tym świecie, INTELIGENTNYCH GŁUPCÓW !!!

Domyślam się już, że być może po dzisiejszym liście, kilku moich znajomych przestanie czytać moje listy i odpowiadać na pozdrowienia…L

Wszak ośmieliłam się krytykować zachowanie miłościwie panującego nam, polskiego Prezydenta…!

Ponieważ Polska i Litwa nie są już Rzeczpospolitą Obojga Narodów ,to tym gorzej dla mnie….Mieszkając na Litwie, powinnam zdaniem niektórych, chwalić wszystko co święte i  polskie…bo przecież jak polskie to i… święte…. (???)

Otóż, ja jednak czuję się wolna i bardzo sobie to cenię, że mogę pisać zupełnie szczerze.

Krytyka Prezydenta czy Rządu, nie oznacza wcale braku szacunku czy patriotyzmu.

Tak samo jak drażni mnie czołobitność i fanatyzm, tak samo też boli okrutna drwina i pogarda wobec innych ludzi.

Bardzo to ważne aby stale pamiętać, że WSZYSCY JESTEŚMY NIEDOSKONALI I  WSZYSCY MAMY PRAWO SIĘ MYLIĆ !…(.Wbrew obowiązującemu dogmatowi, mylili  się także Papieże-i to jak bardzo! :( )

Jakie to szczęście, że NIEOMYLNY JEST TYLKO BÓG!....Jemu więc z ulgą możemy pozostawić ostateczne wnioski i sądy….



Bardzo lubię cytować zdanie mojego mądrego litewskiego Przyjaciela, który kiedyś skarżył się na czyjeś okropne zachowanie, a po mojej spontanicznej i niezbyt przychylnej uwadze o tym człowieku, stwierdził : ,,ach daj spokój, tak naprawdę, to bardzo dobry człowiek-tylko ma zły charakter! ‘’

Najpierw parsknęłam śmiechem. Ta myśl wprawiła mnie w osłupienie i konsternacje….po chwili jednak odkryłam, jakim błogosławieństwem może być dla nas taki sposób rozumowania w codziennym życiu….…Jak bardzo zmienia to perspektywę widzenia i oceniania  naszych bliźnich…. O ileż łatwiej ich znosić ,o ileż prościej wybaczyć i zapomnieć ich przewinienia! J


Wszystkim Wam Kochani, tę filozoficzną myśl ( G.Vaicysa) gorąco polecam.!


PS:

Miałam dziś jeszcze zamiar, na prośbę kilku miłych Pań,  poruszyć temat relacji trudniejszych jeszcze, niż relacje polsko –litewskie!

Zbieram już stosowne informacje, uwagi i wywiady, aby przybliżyć nieco ,pewne zawiłe i niezwykle intrygujące zagadnienia z dziedziny MĘSKO-DAMSKIEJ KOEGZYSTENCJI… na Litwie i nie tylko….

Uff…tak naprawdę ,rozwikłanie tego problemu jest zadaniem utopijnym ,nierealnym i ponad moje siły….ale skoro obiecałam, że spróbuję, to SPRÓBUJĘ! Cierpliwości!

Może świetnym wstępem do damsko-męskiego pojednania, byłaby gotowość spojrzenia na płeć przeciwną jako na ubogacenie naszego świata, a nie zagrożenie?.....hm???….ja osobiście nie mam co do tego, żadnych wątpliwości!!! J

 Serdecznie pozdrawiam!





















 
! J


 


















































środa, 15 lutego 2012

p jak PARODA czyli WYSTAWA!



LABAS VAKARAS!

Nazajutrz, po otwarciu wystawy…zawsze jest trochę ..apatycznie…tak! Apatia to dość trafne określenie na ,,stan post wernisażowy’’!!! :)

Przed wystawą jest napięcie i adrenalina…malowanie, wybieranie prac, wieszanie, chaos i stres organizacyjny….Podczas wernisażu przerażenie, lęk i trema, mieszają się z uczuciem ulgi, że jednak ktoś zechciał przyjść, ktoś na twe obrazy spojrzy, ktoś może miłe słowo powie i dłoń ci uściśnie…Lecz nazajutrz….siedzisz w domu apatyczny jak zielona pelargonia na oknie…ani kwitniesz ani więdniesz…ot taki stan nieokreślony….Łodygi niby mocne, ale listki blade i zmęczone….

Ja mam tak zawsze…po każdym wernisażu…!

W wyobraźni odtwarzam przebieg zdarzeń…ale spokojnie, powściągliwie i bez większych emocji…

Muzeum Miejskie, gdzie wiszą nasze prace ,leży w centrum starego miasta, tuż obok pięknej katedry. Musiałam tam dojechać autobusem. Na przystanku miałam zabawną przygodę. Podeszła do mnie jakaś młoda dziewczyna i zaczęła o coś pytać, lekko sepleniąc.. domyśliłam się, że być może pyta o trasę dojazdu, ale przecież nie potrafię jej pomóc…mówię więc PO LITEWSKU z uśmiechem: NIE ROZUMIEM…ona  krzywi się i ….zaczyna znów coś opowiadać….więc ja powtarzam: ( po litewsku)PRZEPRASZAM, ALE NIE ROZUMIEM!…ona wyraźnie poirytowana i zdenerwowana, burknęła coś w moim kierunku i podeszła do innej osoby…Najwyraźniej uznała, że jestem mało inteligentna skoro nie rozumiem prostego pytania…a może pomyślała, że z powodu jej aparatu na zębach, mówi rzeczywiście niewyraźnie? J

Zdałam sobie ponownie sprawę, że znajomość języka nie jest przecież gwarancją porozumienia !!!.

 W godzinach szczytu, autobus wlecze się niemiłosiernie…Dotarłam w ostatniej chwili. W sali było już sporo ludzi, ale wciąż brakowało… artystów. Są nareszcie! Tak, to my!!! Nieprzytomni i zestresowani…ja biegiem ,prosto z autobusu…Gintas po zajęciach w szkole…

W końcu jednak  wszystko udało się wspaniale.!

 Gintautas Vaicys przemówił po litewsku, przywitał zebranych i wyjaśnił  ideę naszej wystawy, potem  ja, po polsku mówiłam o swoich refleksjach i skojarzeniach związanych z hasłem ,,W drodze na Mont Blanc…Na wystawie pokazałam 70 prac malarskich wykonanych farbą akrylową lub akwarelą na kartonie. Większość z nich to szybkie, kilkuminutowe, malarskie szkice. Gintautas wystawił cykl akwareli ,wykonanych w plenerze.



 Byłam b szczęśliwa, że widzę dużo znajomych i życzliwych twarzy. (Niektórzy z nich to artyści zajmujący się tkaniną, malarze, ceramicy , lub rzeźbiarze…) Od razu, poczułam się lepiej…J Kowno staje się powoli ,,moim miastem’’…

Goście wysłuchali naszych przemówień cierpliwie, wręczyli kwiaty, owoce i słodycze, pogratulowali oraz dopingowali do dalszych artystycznych działań!…Zjedliśmy chleb, wypiliśmy wino, porozmawialiśmy o sztuce i o życiu…

Jakie słowa słyszy zwykle artysta na swojej wystawie, już Wam opisywałam.

Było więc ,,klasycznie’’. Jedni chwalili :,,te kolorowe, malarskie są najlepsze’’, inni : te ,,malarskie i barwne nie podobają mi się, lepsze są te z pogranicza grafiki’’ , ,,Bardzo ładne błękity’’…,,błękity zbyt agresywne i dominujące’’…,,za mało koloru’’, ,,za dużo koloru…za ciepłe…za chłodne….’’ Ufffffff J

Jedno z milszych wspomnień, to rozmowa z uroczą starszą kobietą ,którą poznałam kiedyś na wystawie w filharmonii…Obie ucieszyłyśmy się z ponownego spotkania. Opowiadała mi o swojej sympatii do Polski ,Polaków, oraz do polskiej literatury. Zachwycała się twórczością Żeromskiego i Reymonta…Pamiętała szczegóły z ich powieści….Byłam zakłopotana i zawstydzona ,….bo ja aż takiej wiedzy nie posiadam….Na pożegnanie, jeszcze trochę pożartowałyśmy, życzyłyśmy sobie nawzajem zdrowia a ona dodała: i proszę malować, malować jak najwięcej, przyjdę chętnie na kolejną wystawę! Tak, będę się starać-obiecałam! Dodałam też, że planujemy w kwietniu wystawę… fotograficzną. Ach to świetnie, ma pani tutaj wystawy co dwa miesiące,- zauważyła- widocznie dobrze się tutaj pracuje?

Zgodziłam się. Tak ! To prawda, Litwa działa na mnie bardzo inspirująco!



Jednak byłoby cudownie od czasu do czasu także coś sprzedać, pomyślałam…Malowanie to i powołanie i praca...teraz to moje jedyne żródło dochodu!Jeśli nie sprzedaję,to jest b ciężko...ale jesli bym cos sprzedała....byłyby pieniądze na farby i płótna!
Teraz z uwagi na koszty, maluję małe i b małe formaty.

Cały świat artystyczny powiększa obszar działania-a ja ,,pomniejszam’’? Na to wygląda….

Tematy które podejmuję, też nowoczesne nie są…Pejzaż, góry i chmurne niebo…trochę staroświeckie i stanowczo niemodne….Kto zechce kupić górski pejzaż w Kownie???…Na Litwie nie ma gór….Bałtyk trzeba było malować!….Bałtyk, a nie Szwajcarię-radzili mądrze,znajomi.

Jednak maluję to co kocham….i tak jak pragnę.To moja wolność...:)

Mam już ogromną chęć powrócić też do moich ukochanych ,,kolaży’’, prac strukturalnych i reliefów….ale do tego potrzebuję więcej miejsca i materiałów….Apetyt musi więc poczekać do wiosny…można wtedy wyjść przed dom i rozłożyć prace na trawie, w ogrodzie….lub zrealizować ten projekt na którymś z malarskich plenerów.

Zauważyliście? Myślenie o czymś miłym , też sprawia przyjemność-a więc to co miłe, trwa dzięki temu dłużej! J



Moją dzisiejszą apatię.przerwał telefon....
Zadzwoniła bliska mi, kochana osoba...

Podczas rozmowy, spytała z  serdeczną troską: czy nie czujesz się zagrożona, czy jesteś bezpieczna? Ponoć TVP wyemitowała reportaż o szykanach i nienawiści, które spotykają Polaków na Litwie….Wymowa reportażu była tak czytelna i złowroga, że można było odnieść wrażenie ,że taka atmosfera jest na Litwie powszechna.

Wyjaśniłam, że wcale tego nie odczuwam, że na każdym kroku stykam się z sympatią i życzliwością. Przyznałam, że zapewne są Litwini, którzy nie lubią Polaków, tak jak i są Polacy ,którzy nie lubią Litwinów! Zwykle ta niechęć nie ma praktycznego i logicznego  uzasadnienia, lecz  są emocje i wzajemne oskarżenia. Są ludzie, którzy wszelkie niepowodzenia i własne porażki starają się tłumaczyć i usprawiedliwić WINĄ INNYCH.


Nic nie poradzimy, bo to temat dla socjologów, psychologów i psychiatrów….

Wiem jedno i jestem o tym przekonana: DOBRE RELACJE POLAKÓW I LITWINÓW-BYŁYBY DLA OBU KRAJÓW BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM!....

Więc dlaczego nie są??? hm…pomyślcie spokojnie i obiektywnie, czy to na pewno wina jednej strony???...i za co ci ,,źli Litwini’’ tych ,,szlachetnych Polaków’’ tak nie lubią?????

Owszem, oba narody przez długie wieki miały wspólne państwo, ale to Polacy byli partnerem dominującym …a jeśli chodzi o historię Wilna…

 ….Sprawa jest jeszcze bardziej oczywista i rozumiem irytację Litwinów, których usiłuje się przekonać, poważnie lub żartobliwie, że Wilno jest rzekomo miastem polskim….Kochani przeczytajcie sobie historię tego miasta i zauważcie, że ,,miastem polskim’’ a raczej w polskich rękach, Wilno było zaledwie ponad 20 lat, w czasie…kilkusetletniej historii! Sprawdzałam to kilkakrotnie w polskich (!)opracowaniach naukowych …aby nikt nie zarzucił mi ,że jestem stronnicza.

 Cieszy mnie, że na Litwie żyją Polacy, tak jak i cieszy, że w Polsce żyją Litwini. Różnorodność jest skarbem a nie zagrożeniem. NIECH KAŻDY ŻYJE TAM GDZIE CHCE-szanując jednocześnie kraj ,w którym żyje….

Okazuje się, że w XXI wieku ,w zjednoczonej Europie, z pozoru oczywiste sprawy, wzbudzają nadal ogromne emocje,... na których sprytni politycy zbijają swój kapitał.

Relacje polsko-litewskie są naprawdę skomplikowane…

Nie jestem historykiem. Nie podejmuję się więc głębszej oceny tzw ,,faktów historycznych. Piszę ,,tak zwanych’ ’bo dobrze wiem, że bardzo dużo zależy od interpretacji. To samo wydarzenie,   inaczej oceni Polak a inaczej Litwin. Życie nauczyło mnie ,(i tak przecież działa prawo ),  że należy wysłuchać obu stron, nim wyda się wyrok i wskaże winnego.             
 Dziwi mnie jedynie, że Polacy nawet z  Niemcami potrafili się zaprzyjaźnić i wiele im wybaczyć ,a z Litwinami jakoś to nie wychodzi….(??????????)



Wczoraj miałam okazję rozmawiać z wieloma ludźmi, opowiadaliśmy też sobie anegdoty i żarty. Okazuje się, że poczucie humoru mamy bardzo podobne i mimo problemów językowych DOBRZE SIĘ ROZUMIEMY…

Najważniejsza we wzajemnych relacjach, jest umiejętność słuchania otwartość na drugiego i szanowanie jego poglądów…w innym przypadku dialog jest nierealny, bo wygłaszane  wzajemnie monologi,….dialogiem wcale nie są!



Polacy i Litwini potrzebują DIALOGU!

Mimo tych wszystkich negatywnych komunikatów i sygnałów ,nadal nie tracę optymizmu!. Bardzo możliwe ,że latem tego roku uda nam się zrealizować piękny projekt...polsko litewski plener młodzieżowy!…Uczniowie z Polski i Litwy spędzą wspólnie czas na Litwie, w okolicach Kowna. Będzie okazja do wzajemnego poznania się i wspólnych artystycznych działań. Plener ma się zakończyć wspólną wystawą i wydaniem pamiątkowego polsko-litewskiego kalendarza. Oby do tego doszło! Cała nadzieja w młodym pokoleniu!!!!

Trzymajcie kciuki za nasze polsko-litewskie marzenia!!!

 Serdecznie pozdrawiam!


PS.  fotki z wernisażu na pewno też wkrótce będą,ale czekam aż przyśle je nasz bardzo zapracowany Przyjaciel i utalentowany rzeżbiarz: MARIJUS :)...o nim też zapewne napiszę ,w którymś z kolejnych listów!... :)











wtorek, 14 lutego 2012

D jak DISTANCIJA.....



Laba Diena!!!!

ZACHOWAĆ BEZPIECZNY DYSTANS! głosi jedna z podstawowych zasad bezpiecznej jazdy..  Ta prosta recepta jest godna polecenia nie tylko dla kierowców.

O ileż łatwiej by się nam wszystkim żyło, i o ile przyjemniej gdybyśmy tylko zastosowali ją w życiu.

Na ogół jednak angażujemy się… nie tam gdzie trzeba, a dystansujemy od spraw które zasługują na zaangażowanie…Taka już pokrętna i przewrotna człowiecza natura…

Skąd niby mamy wiedzieć jaki jest ten BEZPIECZNY dystans i przed czym nas chroni.?

Jak zawsze będę pisać o kobiecie, którą ze wszystkich mi bliskich, znam stosunkowo najlepiej ,czyli o …sobie!

Po pierwsze zabawny to temat ..po drugie: nie muszę się obawiać, że popełnię jakiś nietakt…po trzecie:

Któż bardziej od nas samych może być dla nas tak cierpliwy i wyrozumiały?

Po czwarte: (a może to właśnie najważniejszy argument,) omawiając własny przykład, uczę się tak potrzebnego DYSTANSU!

Jak być sobą i jednocześnie patrzeć z boku na własne życie??? Oj ,trudne to ogromnie i samo nie przychodzi….



Jedną z cech dojrzałości jest troska o dobro innych, świadomość odpowiedzialności nie tylko za siebie, naszych bliskich, ale za  nawet za losy świata. Niektórzy stają się dorośli już w dzieciństwie, inni cale życie oczekują, że to świat się nad nimi pochyli i nieść będzie na plecach do raju….

Kiedy przychodzimy na świat, zwykle to on w oczywisty sposób zaczyna się kręcić wokół nas.. Ach, jakaż śliczna buzia…rączki maleńkie …patrzcie jakie ma cieniutkie paluszki…kruszyna kochana…nasz skarb…perełka…dzieciątko najmilsze!!!! Pochyleni nad nami nasi dumni rodzice, liczne ciocie i wujkowie, babcia i dziadek utwierdzają nas w przekonaniu ,że oto jesteśmy kimś cudownym, wspaniałym i niezwykle wyjątkowym.

Tu koniecznie muszę zacytować rodzinną anegdotę, która wiele lat ciągnęła się za mną ponurym cieniem…

Otóż wkrótce po moich narodzinach, moja kochana Mama chcąc najwyraźniej sprawić przyjemność swojej teściowej zakomunikowała jej słodko: ależ ta śliczna dzidzia do ciebie podobna!!!

Moja babcia nachyliła się nad becikiem ,rzuciła okiem na bezimienną i bezzębną ,,śliczną dzidzię’’ ,po czym skrzywiwszy się boleśnie,  jęknęła szczerze: do kogo podobna??? do mnie????  To ja taka paskudna jestem????

Cóż… mama starała się jakoś z tej gafy wybrnąć ,tłumacząc, że przecież ,,oczęta podobne i brwi i włoski czarne!’’ ,ale babcia była wyraźnie przygnębiona tym niestosownym porównaniem.

Z relacji mamy wynika, że rzeczywiście w castingu na najładniejszego bobasa, nie miałabym zbyt wielkich szans, ale dla naszych cudownych mam zawsze jesteśmy najpiękniejsi…nawet gdy przypominamy kosmatą żabę! J

(Dlaczego takiego określenia użyłam? Żaba jak wiadomo jest raczej ,,oszczędnej’’ urody, a gdyby na dodatek była kosmata????)

Przyszłam więc na ten świat, podobna do owej żaby, spuchnięta, z czerwoną egzemą, którą pielęgniarki posmarowały fioletową jodyną, ale za to z czarnymi i krzaczastymi brwiami jak ..towarzysz Breżniew!

Piękny początek dla kobiety ,nieprawdaż?!

Nic dziwnego, że moja babcia, urodziwa, pełna wdzięku i powagi kobieta, była tym ,,komplementem’’ tak wstrząśnięta i zbulwersowana.

Myślę, że w tych okolicznościach, trudno jej było zachować do siebie dystans… J



Urodziłam się jako 4, najmłodsze i nieoczekiwane: dziecko niespodzianka!


Zapewne swoim przybyciem wprowadziłam także wiele zamieszania ,w życie mojego kochanego rodzeństwa.  Z ich opowieści wynika, że byłam straszną beksą i strasznie ich to musiało irytować. Ja z kolei bardzo wiele im zawdzięczam. Nawet moje imię ,które tak bardzo lubię ,to zasługa ich wspólnej i stanowczej decyzji.

Tata proponował Iwonkę , mama Brygidkę-lecz moi 2 bracia i siostra zaprotestowali i  tak  zostałam Ewą!

Dzięki braciom i siostrze szybko zrozumiałam też ,że w każdej społeczności istnieje podział klasowy, podział dóbr  i określona hierarchia. Każdy ma wyznaczoną rolę do spełnienia i zakres obowiązków. Są cele wspólne i indywidualne dążenia. Czasem te drugie powodują konflikty i wówczas może dojść nawet do  użycia przemocy. Rezygnacja z własnych dóbr lub planów  na rzecz bliźnich, to bolesne, ale niezbędne doświadczenie. Jesteśmy przecież częścią ogółu…W moim domu poznałam więc wszystkie główne mechanizmy życia społecznego i zawdzięczam to starszym i bardziej doświadczonym ode mnie.



Moja mama czasem mówi do mnie: to nie ja cię wychowałam, ale twoja siostra i bracia!

Dziękuję Kochani!


Świat był ogromny i nieznany, pełno w nim było tajemniczych stworów, latających potworów, piwnicznych smoków i dobrych krasnoludków zamieszkujących dziuple drzew…Tak jak każdemu małemu dziecku, tak i mnie, wyobraźnia podpowiadała tysiące historii, w których uczestniczyłam, widziałam niezwykłe miejsca i niezwykłe miałam przygody…Niektóre sytuacje ze świata moich fantazji pamiętam szczegółowo do dzisiaj, mogłabym je opisać lub namalować.

Nic dziwnego, że beczałam co chwilę, że w nocy wrzeszcząc  spadałam z łóżka i uciekałam na widok ,,dziwnie patrzącej’’ na mnie kury. Mogli sobie moi bracia śmiać się i drwić, ale ja już  dobrze wiedziałam co ta kura zamierza i jakie ma okrutne plany! (zwłaszcza ,że poczciwa czerwona kura tak naprawdę była ognistym smokiem! )

Jestem przekonana, Kochani, że i Wy macie podobne doświadczenia i wspomnienia z dzieciństwa. W końcu nie ma innej drogi do dorosłości!

 Po latach te wszystkie doświadczenia i ,,ćwiczenia z wyobraźni ‘’ okazały się bardzo przydatne!

Malarzowi potrzebny jest talent i pracowitość, niezbędna jest też wyobraźnia i wrażliwość oraz umiejętność pogodzenia zachwytu z …dystansem.

Miałam kiedyś przyjemność rozmawiać z uroczą i miłą młodą dziewczyną, która skarżyła się, że co prawda maluje, ale malowanie nie sprawia jej żadnej przyjemności….Robi to, bo tego się od niej oczekuje, ale ona nie widzi w tym powodu do radości, nawet gdy jest za swoje prace chwalona.

Po dłuższej rozmowie okazało się, że właściwie nigdy jeszcze nie malowała tego… co kocha!

Maluj więc to co lubisz, to co cię zachwyca –poradziłam.

Wtedy może okazać się, że pokochasz też sam proces tworzenia.

Jeśli malujesz coś, wbrew sobie-udoskonalisz być może rzemiosło, ale nie stworzysz dzieła sztuki. Możesz oszukać widzów, ale nie siebie. Sztuka wbrew swojej nazwie-powinna być prawdziwa, albo nią wcale nie jest…Jednego zachwyca przyroda, drugiego architektura. Niech konie,  zachody słońca czy akty maluje ten, kto je kocha, a nie ten kto chce nimi ,,handlować’’…Trzeba jednak zachować UMIARKOWANY  DYSTANS wobec obiektu swoich westchnień, bo inaczej łatwo popaść w przesadę i kicz…ZBYT DUZY DYSTANS niesie z kolei ryzyko rutyny…Ach…niełatwe to i skomplikowane!.

Wszystko to co piszę jest jak ostrzegałam na początku-moją subiektywną opinią i nie musicie brać sobie tego do serca….

Wobec moich słów też zachowajcie DYSTANS! J

Od  ubiegłego lata malowałam obrazy na wystawę ,,w drodze na Mont Blanc”…


Swoje prace na tej wystawie pokaże też mój Przyjaciel, znakomity artysta i wyjątkowy człowiek: Gintautas Vaicys…

Oboje tworzyliśmy niezależnie od siebie…oboje stresowaliśmy się zbliżającym wernisażem…Kilka dni temu zrobiłam casting swoim pracom i poprosiłam Gintasa o opinię…

Po raz kolejny zauważyłam, jak trudno mi obiektywnie ocenić, to co namalowałam…z jakim bólem  słuchałam  krytycznych słów i z jaką euforią reagowałam na najmniejszą pochwałę.

Wiedziałam, że to co mówi jest szczere i życzliwe, więc jakoś przełknęłam kilka cierpkich uwag…Zdarzało się, że obrazki wysoko cenione przeze mnie, Gintas odrzucił ,ale było też odwrotnie. Byłam mu wdzięczna za tę przyjacielską lekcję pokory i dystansu.

Kiedyś ktoś z moich znajomych spytał, jaka uwaga sprawiłaby mi największą przykrość…,,jesteś brzydka.. jesteś bez talentu, czy jesteś głupia?’’

Wiedziałam od razu: stanowczo najbardziej bolesna była by, ta ostatnia uwaga!.

Znajomy roześmiał się i rzucił: żadna nie powinna cię zaboleć, gdybyś miała do siebie …dystans!

Okazuje się więc, że mam już chyba właściwy dystans do swego wyglądu i zdolności, ale nadal muszę pracować nad charakterem….

Nie boję się już kury ani ognistych smoków…nadal jednak przeżywam ogromną tremę przed każdym publicznym wystąpieniem….drżą mi ręce i pocę się ,gdy rozmawiam z obcymi ludźmi…lecz swoją nieśmiałość nauczyłam się tuszować głupią miną, której później tak się wstydzę na zdjęciach…….  Uśmiecham się też ciągle do krasnoludków w dziuplach starych wierzb, rozmawiam ze zwierzętami…  lubię też wyjść samotnie w pole lub do lasu i śpiewać wymyślone przez siebie pieśni…Może to objaw choroby ,która utrzymuje się od dzieciństwa i lepiej było o tym nie wspominać ???

Wiem jednak ,że NAJLEPSZĄ METODĄ BY ZACHOWAĆ ZDROWY DYSTANS DO SIEBIE I ŚWIATA TO POCZUCIE HUMORU!

Jestem świadoma swoich rozlicznych wad i słabości….Pracuję nad nimi ( z różnym skutkiem)

Czasem siebie ostro zganię, potem znów z litości pochwalę…Są dni, gdy wprost siebie nie poznaję, taka jestem poprawna i dobrze wychowana !…kilka dni później, palnę jakieś głupstwo lub zapomnę o jakże ważnej do zrobienia sprawie lub dacie….

Długa droga przede mną…zanim dojdę na ten mój Mont Blanc! J
...............


 PS....Dziś ŚWIĘTO ZAKOCHANYCH...niektórzy je bojkotują,inni czekali na ten dzień z nadzieją...może on (ona ) napisze...może wreszcie się oświadczy????może kupi kwiaty...ugotuje cos jadalnego...wyniesie śmieci...zmieni skarpetki...zrobi porządek na biurku????Sami widzicie-tu także lepiej zachować dystans i nie spodziewać się szaleństw.Będzie jak będzie...Ktoś mądry napisał...GDY CZUJEMY SIĘ NIEKOCHANI TO SMUTNE...LECZ GDY KOCHAC NIE POTRAFIMY-TO DOPIERO POWÓD DO ROZPACZY!

Więc KOCHAJMY NAIWNIE I SZCZERZE JAK DZIECI,BEZ OGRANICZEŃ I BEZ DYSTANSU!!!
Tu akurat DYSTANS jest niewskazany!!!!:))))))))))))






niedziela, 12 lutego 2012

J jak JOGAILA....czyli o tym jak trudno być królem...


Laba Diena Kochani!

Za dwa dni obchodzić będziemy Święto Zakochanych, czyli Walentynki…

Nie byłby to temat ,który warto opisać gdyby nie to, że jednak  bardzo mi się z Litwą skojarzył. (????)

W szkole podstawowej bardzo lubiłam język polski i historię …z tego też powodu idąc do liceum wybrałam klasę o profilu humanistycznym. W mojej klasie były same dziewczynki-(w tamtych czasach jednak dziewczynki, nie panienki, bo w porównaniu z dzisiejszymi licealistkami, z małymi wyjątkami, byłyśmy wszystkie naprawdę dosyć infantylne i bardzo naiwne!)

,,Babiniec’’ miał oczywiście swoje zalety, bo można było bez obaw dyskutować głośno o naszych dziewczęcych problemach, ale miał też swoje wady, bo jednak chłopcy czasami są bardzo pożyteczni i potrzebni.

Miłość do historii, która skłoniła mnie do wyboru klasy,  ,,dzięki’’ mojej niezapomnianej nauczycielce okazała się miłością nieodwzajemnioną i tragiczną.

Historii uczyłam się z niechęcią i potwornym strachem a lekcje kojarzyły mi się z siedzeniem w okopach i oczekiwaniem na pewną i bolesną śmierć.

Spojrzenie ,,pani profesor’’ powraca do mnie w koszmarnych snach a kolor jej wełnianej chusty jest… najbardziej niemiłym mi kolorem…

Nie wiem jaki na Was działa mechanizm edukacyjny, ale na mnie nigdy nie działał kijek lecz marchewka. Domyślacie się więc zapewne ,że pod wpływem chronicznie utrzymującego się stresu, wiedza historyczna zamieniała się u mnie raczej w wiedzę histeryczną i oprócz daty bitwy pod Grunwaldem, wszystkich pozostałych,… NIE JESTEM PEWNA! L

No cóż, przyznaję się Wam tutaj do trwałych ubytków w mózgu spowodowanych swoją nieudolnością, lenistwem i przesiadywaniem( cóż za desperacja!)w damskiej toalecie podczas lekcji historii.!!!!

Tu konieczne jest stosowne wyjaśnienie.Za chodzenie na wagary, wyrzucało się z naszej szkoły, więc wejść do środka było jednak trzeba, by nie pękło serce mojej mamy na wieść o tym, że jej najmłodsza córka już do liceum nie chodzi.  Toaleta szkolna była więc jedynym miejscem bezpiecznym i cichym, dającym uczniom zdemoralizowanym ( czyli mnie) schronienie! Po znienawidzonej lekcji można było wyjść ze smrodliwego Hadesu i grzecznie powędrować do klasy.

Było tak, było, niestety …. i moje koleżanki po przeczytaniu listu, zaraz Wam to radośnie potwierdzą…

Tak więc po latach, postanowiłam moją wiedzę historyczną sama żmudnie ale już bez stresu uzupełnić. Ileż przyjemności sprawiało mi czytanie książek na te tematy, ileż odkryć banalnych, lecz dla mnie zupełnie nowych czyniłam!

Ostatnio ze zrozumiałych względów postanowiłam odświeżyć też wiedzę o relacjach polsko-litewskich. Nie wiem co Wy pamiętacie na ten temat, ale ta wspólna historia warta jest przypomnienia.

W pewnym sensie można by porównać nasze wzajemne relacje do małżeństwa z rozsądku.




 Spędziłam wiele godzin szukając potrzebnych mi informacji i starałam się korzystać z wielu dostępnych źródeł, aby zebrać możliwie jak najwięcej interesujących mnie ciekawostek.

Chciałam całą tę zdobytą wiedzę, maksymalnie skrócić i uprościć, trudno było jednak przedstawić to w krótszej formie.

Kto historii nie lubi, niech sobie dalszą lekturę odpuści, pójdzie na spacer lub obejrzy telenowelę.:)

Zapewniam Was jednak, że warto czasem chwilę poczytać, by uzmysłowić sobie jak wiele mamy z Litwą wspólnego…

Dziś część pierwsza……………J



W XIII w Litwa zjednoczona przez Mendoga była silnym i potężnym państwem. Zagarnęła część ruskich terenów i stanowiła zagrożenie dla Polski.Za rządów Giedymina dziada Jagiełły, trwały wzajemnie zatargi i najazdy. Jednak z powodu wspólnego wroga, którym na przełomie XIV i XV w stał się ekspansywny zakon krzyżacki, Polacy i Litwini zawarli unię  14 sierpnia 1385 w Krewie.

,,…Układ przewidywał małżeństwo wielkiego księcia litewskiego Jagiełłyz królem Polski Jadwigą oraz objęcie przez niego polskiego tronu, w zamian za co Jagiełło zobowiązał się przyjąć chrzest i schrystianizować Litwę, odzyskać wszystkie ziemie utracone przez Koronę. W ostatnim punkcie aktu książę Jagiełło "obiecuje ziemie swoje litewskie i ruskie na wieczne czasy do korony królestwa polskiego przyłączyć".

Nie wiem co Wy o tym myślicie, ale zauważcie, że Jagiełło w zamian za koronę podejmuje cały szereg poważnych zobowiązań.

Czy : Hedvigis Dei gracia regina Polonie, necnon terrarum Cracovie, Sandomirie, Siradie, Lancicie, Cuiavie, Pomoranieque domina et heres (Jadwiga z Bożej łaski królowa Polski, a także pani i dziedziczka ziem krakowskiej, sandomierskiej, sieradzkiej, łęczyckiej, kujawskiej i pomorskiej), a w wersji skróconej serenissima princeps domina Hedwiga regina Polonie lub Hedwigis regina Polonie.
... czyli Jadzia,- ucieszyła się na wieść o planowanym ślubie z Jagiełłą?

Otóż wcale nie!

 Rudowłosa Jadwisia marzyła o ślubie z przyrzeczonym sobie Wilhelmem Habsburgiem. Ponoć była w nim szczerze zakochana i to z wzajemnością.

Jednak ,,krakowscy Panowie ”chcąc związać Polskę z Litwą postanowili skłonić ją do ożenku z litewskim Księciem. Co prawda, waleczny Wilhelm, na wieść o tym ,na co się zanosi do Krakowa przybył  by dopominać się swoich praw, lecz z zamku go …przepędzono!.

 Jan Długosz utrzymuje, że ,,…zrozpaczona młodziutka królowa, próbowała wówczas wyrąbać toporem bramę wawelską, by uciec z miłością swojego życia na Śląsk..Powstrzymać miał ją podskarbi wielki koronny Dymitr z Goraja. Nie wiemy jakich użył argumentów i jak Jadwigę do Wilhelma zniechęcił, lub do Jagiełły przekonał…



Legenda kościelna głosi, że gdy Jadwiga modliła się w kaplicy, to ukazał się jej Chrystus ze słowami: Jadwigo, ratuj Litwę!!! ( Litwa była wówczas pogańska)



Inne podanie wszak głosi, że Jadwiga wysłała jednego z dworzan, by ten w łaźni upewnił się, czy aby Jagiełło nie jest jakimś zarośniętym sierścią niedźwiedziem. Najwyraźniej , spodobało jej się to co z ust dworzan usłyszała na temat wyglądu litewskiego księcia, bo wkrótce zgodziła się zostać jego żoną.



Prawda i powody dla których polscy magnaci woleli jako króla widzieć Jagiełłę niż Wilhelma były nader oczywiste. Polacy nie chcieli wiązać się z dynastią germańską, ( Groziło to politycznym uzależnieniem. )myśleli także o poszerzeniu swoich granic na wschód. Potężna Litwa, obejmująca wtedy znaczne tereny po rozpadzie Rusi i będąca znakomitą pomocą do walki z malborskimi krzyżowcami była idealnym partnerem dla Polski!.
Gdy spojrzycie na mapę, zauważycie bez trudu jakim silnym i zwycięskim Księciem był wówczas Jagiełło. Terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego było dwa razy większe od terytorium Polski.!!!



Nawet jeśli w oczach Polaków,, Jogaiła był ,,pogańskim, dzikim niedźwiedziem’’ to jednak niezwykle silnym, skutecznym i potrzebnym.



Można by się zastanawiać, kto zrobił na tym małżeństwie lepszy interes?

Strach pomyśleć co by się wydarzyło, gdyby do tego nie doszło i na tronie zamiast Jagiełły zasiadł Wilhelm>? oba kraje miałyby poważne kłopoty. Polska pewnie zostałaby wcielona do Austrii bądź została jej lennikiem. Litwa zerwałaby Układ Krewski i prawdopodobnie rozpoczęła zwycięską(?) wojnę z Polską.



W każdym razie 15 lutego 1386 Jagiełło przyjął chrzest a 18 lutego Jadwiga i Jagiełło uroczyście zawarli związek małżeński w katedrze na Wawelu. Jagiełło miał wówczas 35 lat a Jadwiga …12!


Oburzeni Habsburgowie doprowadzili w Rzymie do procesu kanonicznego, aby udowodnić nieważność polskiej pary. Papież oskarżenia odrzucił bo bardzo mu zależało na chrystianizacji Litwy, by w ten sposób poszerzyć swoje wpływy.



Jak mogło wyglądać małżeństwo tej pary, młodziutkiej Jadwigi i ponad 20 lat starszego Jagiełły???? Jedni uważają, że było totalnym nieporozumieniem.

Ewa Maleczyńska pisze: było niedobrane wiekiem, kulturą, całym światem pojęć. Jest rzeczą oczywistą, że osobista obcość przekraczała zwykłą miarę stosunków w małżeństwach, wynikłych z traktatów politycznych. Przyłączyła się do tego bezpłodność królowej [, która] (…) bezdzietna niemal do końca, idei dynastycznej Jagieły pozostała całkowicie obca…”

Inni (np.: Jarosław Nikodem. Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza) uważają, że związek Jadwigi i Jagiełły oparty był na harmonii i wzajemnej trosce, a Litewski Książę pełnił wobec młodziutkiej małżonki, niemal rolę starszego brata lub ojca. Cóż, jak było naprawdę nigdy się nie dowiemy. Możemy się tylko domyślać. Zapewne w jakiś sposób mogli sobie nawzajem imponować. Jadwiga, młoda, postawna i wysokiego wzrostu była poważna, bardzo religijna (fundowała kościoły, sponsorowała klasztory), starannie wykształcona, znała kilka obcych języków.

 Imię Jogaila pochodzi od litewskiego słowa  ,,Gailas’’ -SILNY, MOCNY…okazuje się, że to imię świetnie do niego pasowało. Jagiełło mimo średniego wzrostu, był przystojnym, silnym i władczym mężczyzną.

Pomimo braku wykształcenia ,był bardzo inteligentny, zasłynął jako zdolny strateg i dyplomata. ,,…Odznaczał się rzadko spotykanym wówczas zamiłowaniem do higieny, co dzień bowiem zażywał łaźni…” Był człowiekiem bezpośrednim, pogodnym , wrażliwym i prawym. Po bitwie pod Koronowem Jagiełło odwiedził wszystkich rannych rycerzy i nagrodził ich za poświęcenie w boju. Natomiast po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem, kazał odszukać ciała  Ulryka i innych dostojników, aby je godnie pogrzebać. "nie wyrzekł ani jednego słowa, które by było wyrazem urągania lub zniewagi (...), ale raczej zalawszy twarz łzami, współczuł ich losowi …” ( cytat z kroniki Długosza)  Ubierał się skromnie, bez przepychu, jadł proste potrawy, kochał muzykę, malarstwo i przyrodę . Po śmierci 26 letniej Jadwigi zrealizował sumiennie jej testament i w 1400 r odnowił i zreformował Akademię Krakowską ,zwaną odtąd Collegium Jagiellonicum.

Można rzec jednak, że Jagiełło szczęścia do kobiet nie miał…


Pierwsza żona Jadwiga, po 14 latach małżeństwa, zmarła w wieku 26 lat  nie pozostawiając mu potomka. Z drugą żoną Anną Cylejską, nie był szczęśliwy, ona zaś podobno nie była mu wierną. (córka ,którą urodziła prawdopodobnie była dzieckiem jej kochanka. )

Trzecią żonę Władysław wybrał więc sobie sam. Z Elżbietą  z Pileckich, Granowską , przyjaciółką swojej siostry, ożenił się potajemnie, wbrew swoim doradcom i wbrew oburzeniu opinii publicznej. On miał już 66 lat, ona była chorowitą i chudą, 45 letnią bogatą wdową (po 3 mężach! matka czworga dzieci…) Elżbieta nie mogła już dać Jagielle potomka, ale mimo to król był z nią bardzo szczęśliwy, zabierał ją ze sobą w liczne podróże, chętnie rozmawiał, spędzał z nią dni i noce. Gdy 3 lata później umarła, Jagiełło był zrozpaczony. Na jej pogrzebie on pogrążony w żałobie, opłakiwał  chyba jedynie tak bliską mu osobę, a za nim dworzanie parskając śmiechem cieszyli się ze śmierci znienawidzonej i pogardzanej królowej.

Po śmierci Elżbiety, Władysław nadal nie miał syna ,więc dla  70-letniego monarchy szukano nowej kandydatki na żonę. Wybór padł na… 17-letnią księżniczkę Sonkę Holszańską. Po trzech latach urodził się syn Władysław a po nim ,2 następnych.

Czy Jagiełło był rzeczywiście ich ojcem? Na ten temat istniały niestety rozbieżne opinie….

Młodą królową oskarżano o niewierność. Co prawda potem oczyszczono z zarzutów i uznano legalne pochodzenie synów Zofii, jednak relacje między nią a Władysławem były delikatnie mówiąc: nie najlepsze. Dla trwałości dynastii najważniejsze jednak było istnienie prawowitych następców tronu, więc wszelkie spekulacje na ten temat uciszono.



Król Władysław był najdłużej panującym Królem Polski, na tronie zasiadał:48 lat 2 miesiące i 27 dni.

Jagiełło był przywiązany do swej litewskiej ojczyzny. Co rok w końcu listopada jechał na Litwę, aby tam spędzić Boże Narodzenie i Nowy Rok. Przebywając w Koronie unikał Wawelu. Wolał przebywać bliżej natury, w swojej rezydencji w Korczynie.

Polska wiele mu zawdzięczała.

Mimo, że Władysław świetny strateg, sprytny polityk i wybitny mąż stanu nie doprowadził do likwidacji Zakonu Krzyżackiego, to złamał jego potęgę na zawsze Za jego panowania państwo polsko-litewskie weszło do grona pierwszych potęg Europy.



Król Władysław Jagiełło zmarł latem 1434 roku w wieku około 83 lat.

 Ponoć wyszedł na  wieczorny spacer do lasu, aby posłuchać śpiewu słowików, przeziębił się i dostał zapalenia płuc.

Pozostawił po sobie młodą jeszcze wdowę, Zofię i dwóch synów, Władysława i Kazimierza. Zapewnił im sukcesję po sobie. Jogaiła pochowany został w Katedrze na Wawelu,…którego tak nie lubił.



Siedzę w Kownie przed pulpitem komputera i piszę do Was mój list…Rozmyślam o litewskim księciu i jego życiu. Wyobrażam sobie jak w skupieniu obmyślał polityczne strategie i jak trudno było nieraz podjąć właściwą decyzję. Myślę też o tym, jakim mógł być człowiekiem, jak tęsknił za swoją ukochaną Litwą, za zapachem lasu i widokiem Niemna…jak samotny  musiał się nieraz czuć na Wawelu, otoczony przez wielu nieżyczliwych mu ludzi…



Zapewne nie łatwo było w tamtych niespokojnych czasach być królem i równie trudno było być…królową. On musiał być bogaty, silny i niezwyciężony zarówno w boju jak i w alkowie, odporny na zarazę, czujny wobec rozlicznych szpiegów i intrygantów, sprawiedliwy i hojny dla poddanych…

Ona miała być ,,gładka, pokorna i powabna’’ wobec króla, szczodra wobec poddanych ,miała urodzić tuzin synów i słuchać rad swojego spowiednika…

Uff….Naprawdę nie ma czego zazdrościć. Cieszę się, że ja takich problemów nie mam!







Dziś w nocy przyśniło mi się, że żyję w XIV wiecznym królestwie. Wędrowałam po mrocznych korytarzach jakiegoś zamczyska….Zimno tam było i niezbyt przyjemnie…Widziałam samotnego Króla, posępnych zakonników i tańczące kobiety….potem przedzierałam się przez gęsty las uciekając przed zgrają uzbrojonych krzyżaków…Obudziłam się ,dziękując Bogu, że to był tylko zły sen!

Minęło 600 lat…Jestem na Litwie…Piję kawę, słucham jazzu…

Pada gęsty śnieg…Myślę o swoim życiu i o jego kolorach…o radościach i smutkach…o moich dzieciach ,rodzinie i przyjaciołach….o miłości i tęsknocie…o tym co było i o tym co będzie…nie wszystko się udaje, nie wszystko mi się podoba ,a jednak tyle Dobra i Piękna jest wokół….NIE ZAMIENIŁABYM SWEGO ŻYCIA NA ŻADNE INNE! J



…..