............

środa, 13 czerwca 2012

A jak AKCIJA czyli AKCJA bo ZAWSZE JEST NADZIEJA......


Laba Diena,

Każdego pięknego poranka,(jeśli tylko otworzę wiadomości na facebooku ) -od miłośników a zwłaszcza miłośniczek psów otrzymuję dramatyczne wezwania do udziału w różnego rodzaju akcjach typu: ,,Zorka, sunieczka o niespotykanej urodzie, popada w depresję. NIKT JEJ NIE CHCE!’’

 Z niechęcią spoglądam na swoje odbicie w lustrze…jestem bez serca????…przecież ja także nie chcę Zorki…nie przygarnę jej a nawet nie podrapię za uchem.. mieszkam za daleko…za często podróżuję…nie mam  warunków aby stać się opiekunką czworonoga…czuję się jednak winna  depresji pięknej  Zorki ….i ze wstydem przyznaję, że nie cieszą mnie kolejne wezwania do przyjęcia ,,zaproszenia’’ .

Czy weźmiesz udział w akcji?- pyta autorka apelu…Co mam napisać??? Mówiłam już ,że ,,sunieczki’’ choćby nawet była najcudowniejszą sunieczką w całej galaktyce-przygarnąć nie mogę…

,,Zorka maleńka sunia, tak bardzo pragnie kontaktu z człowiekiem, jest w depresji. Na widok człowieka ożywia się, ale gdy zostaje znowu sama popada nadal w depresję. Wokół niej same duże suki, nie pozwólmy, aby wydarzyła się tragedia. ‘’



ODRZUCIĆ więc zaproszenie??? To tak samo jakbym stwierdziła ,że jej los jest dla mnie obojętny-a przecież nie jest!

NIE JEST, ZAPEWNIAM!!!!



 Niechby ją wreszcie ktoś przygarnął, biedną ,maleńką ,wystraszoną suczkę!!!!




Patrzę na fotografię Zorki…porównuję…hmm .jęśli chodzi o ,,fryzurę’’ to przyznać muszę iż dostrzegam nawet pewne podobieństwo …Zdumiewające! Przy okazji odkrywam więc, że ja również dysponuję niespotykaną urodą-no tak, oczywiście- TAK SAMO JAK KAŻDY Z NAS! :)…..

Zorka patrzy przyjaźnie i naiwnie…Pewnie przy bliższym poznaniu okaże się miła i figlarna….:)

To jednak nie zmienia mojej decyzji. ,,Zaproszenie’’ ze smutkiem ODRZUCAM…



Piję poranną kawę i zastanawiam się nad postawą organizatorów tego typu akcji….

Ile energii i zaangażowania wkładają w ratowanie psów…Ile czasu na to poświęcają…

Jedna z pań pisze nawet na forum:

,,Zorka trzymaj się, na pewno znajdzie się serduszko które pokocha Cię całym sercem i da stały dom! Życzę Ci tego z całego serca!’’





Niech mi wybaczą miłosnicy zwierząt,ale znam tak wiele tragicznych historii dotyczących ludzkich losów, że sytuacja niechcianej suczki wzrusza mnie, lecz  nie do tego stopnia by adresować do niej czułe listy.

Po dłuższym namyśle stwierdziłam, że przecież można tylko pozazdrościć Zorce i pogratulować jej tylu oddanych sympatyków.!

Kto z nas otoczony jest taką uwagą i serdecznością zupełnie obcych ludzi????





Rozmawiam o tym wszystkim z kolegą i nagle zauważamy jednocześnie: pomyśl tylko jaka byłaby reakcja internautów ,gdyby w podobny sposób ,,zareklamować’’ samotnych, niekochanych ludzi?

Niby dlaczego nie?

W dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe i niewiele już rzeczy może nas zaskoczyć…

Wyobrażamy sobie natychmiast tego rodzaju akcje i treści ogłoszeń…np.:

,, Staruszek  o niespotykanie łagodnym usposobieniu popada w depresję, NIKT GO NIE CHCE!’’



Czy odezwali by się jacyś chętni? Przy całym moim optymizmie, obawiam się, że jednak o wiele łatwiej znaleźć dom dla  psa lub kota. L Pracowałam jako wolontariusz w domu opieki, potem uczyłam i prowadziłam zajęcia z arteterapii i często przebywałam ze starymi, samotnymi ludźmi….Wielu z nich wcale nie wymagało stałej opieki i mogłoby mieszkać we własnym domu….

Starzy ludzie są jednak ,,kłopotliwi’’, wymagają większej uwagi, wysiłku, pracy no i…mówią!

Moja Mama ,cudowna kobieta, która z powodu podeszłego wieku i wielu dolegliwości wpada czasem również w depresyjne stany, rozkwita za każdym razem gdy ma gości-bo może się wtedy wygadać, wyżalić, ,,wywspominać’’….

Nie wymaga wiele, jest zupełnie samodzielna,ale pragnie by od czasu do czasu ktoś poświęcił jej czas i uwagę.

Czyż z nami nie jest podobnie?

Jeszcze młodzi, silni i zdrowi, ale jak nam czasem przykro gdy bliskie nam osoby nie mają dla nas czasu, słuchają nieuważnie lub ignorują nasz zły nastrój….

Jak miło natomiast gdy otrzymamy dawno oczekiwany list, serdecznego smsa lub choćby krótkiego maila z pozdrowieniami…

Pies i kot nie mają tak wielu wymagań , prawda? choć i one spragnione są ludzkiej dobroci i czułości….



…………

Pies merda ogonem na widok właściciela nawet jeśli jest nim wulgarny, brudny , zaśliniony, bełkoczący pijaczyna-obserwuję  taki przyjacielski duet z mojego okna i nadziwić się nie mogę serdeczności i cierpliwości pieska. Mały kundel rzuca się z zębami  na każdego kto może zagrozić jego panu.

Z kotami to już inna sprawa i nie dziwi mnie dlaczego nie mają już tak wielu sympatyków jak pieski!

Kot to zwierzę dumne i niezależne, nie da się go przekupić byle ochłapem czy pieszczotliwym zawołaniem. Da się pogłaskać ,tylko wtedy gdy sam ma na to ochotę ,i słusznie. Nieprawdą jest jakoby koty były fałszywe-wręcz przeciwnie-są szczere i bezpośrednie, ale domagają się respektowania ich  woli.

Żeby wszystko było jasne –bardzo lubię i psy i koty-pisałam już o tym w poprzednich listach,….proszę więc nie posądzać mnie o stronniczość.

Proszę tez nie posądzać mnie o obojętność, ale nie przyjmę żadnego zaproszenia do akcji typu :PRZYGARNIJ PIESKA LUB KOTKA!

Nie chcę też oglądać strasznych fotografii pobitych, maltretowanych zwierząt-a takie od jakiegoś czasu również dostaję prawie codziennie…NIE WYSYŁAJCIE MI ICH ,BŁAGAM!!!!!

Tego rodzaju obrazy pozostają  na długo w mej pamięci i mogą sprawić ,że zacznę nienawidzić ludzi, a tego również nie chcę!

 Do nikogo nie chcę żywić nienawiści i nie chcę stracić wiary w to, że ,,LUDZI DOBREJ WOLI  JEST WIĘCEJ…..!”

Wierzę także, że nawet źli ludzie się zmieniają, a ich życie także nie jest mi obojętne.

Poznałam kiedyś byłego więźnia ,który z ogromną cierpliwością, czułością i serdecznością opiekował się niepełnosprawnymi.

Pytany o swoją motywację odpowiedział-kiedyś byłem naprawdę złym człowiekiem, oszukałem wielu ludzi, okradałem i biłem, ale mimo to moja matka nie przestawała mnie kochać i wierzyła, że się zmienię…po jej śmierci zrozumiałem jak wielką krzywdę wyrządziłem jej, innym ludziom i …samemu sobie.! Dziś próbuję naprawić zło ,które wyrządziłem…..



O czymkolwiek myślimy, cokolwiek robimy lub  zamierzamy, to i tak w pewnym sensie ZAWSZE UCZESTNICZYMY W  AKCJI typu:

NASZE ŻYCIE O NIESPOTYKANEJ URODZIE,  WARTE JEST  OCALENIA ….WARTE JEST TAKŻE BY SIĘ NIM CIESZYĆ I STALE MIEĆ NADZIEJĘ……!



Przyłączysz się??????? :)













listy znad Niemna......: A jak AKCIJA czyli AKCJA bo ZAWSZE JEST NADZIEJA.....

listy znad Niemna......: A jak AKCIJA czyli AKCJA bo ZAWSZE JEST NADZIEJA.....: Laba Diena, Każdego pięknego poranka,(jeśli tylko otworzę wiadomości na facebooku ) -od miłośników a zwłaszcza miłośniczek psów otrzy...

poniedziałek, 11 czerwca 2012

listy znad Niemna......: ,,W DRODZE DO GETTA'' czyli wspomnienia z Białorus...

listy znad Niemna......: ,,W DRODZE DO GETTA'' czyli wspomnienia z Białorus...: Laba Diena Kochani, Dziś kolejna porcja wspomnień i refleksji znad Niemna na Białorusi….. Przebywałam tam zaledwie 2 tygodnie ,...

,,W DRODZE DO GETTA'' czyli wspomnienia z Białorusi cz II




Laba Diena Kochani,

Dziś kolejna porcja wspomnień i refleksji znad Niemna na Białorusi…..

Przebywałam tam zaledwie 2 tygodnie ,a przeżyłam bardzo wiele….ludzie ,których spotkałam, historie ,których tam wysłuchałam…pozostały głęboko w moim sercu….

Tym razem wątek żydowsko-chrześcijański…..





Idąc przez wieś pozdrawiam nieznajomą kobietę pracującą w ogrodzie  i pytam po rosyjsku czy mogę sfotografować jej dom? Tak! Oczywiście! A wy skąd- pyta-z Polski?...z Polski????, no proszę, jak miło….a to ja po polsku też umiem….Mieszkam tutaj od urodzenia…nie, nie czuję się Białorusinką…Polką? Może i Polką, ale raczej TUTEJSZĄ…Tu wszyscy prawie polski rozumieją!

Uśmiecha się życzliwie i opowiada o swoim życiu :…,,…Mam proszę pani w Polsce rodzinę ….bliższą i dalszą…kiedyś to przyjeżdżali a i ja jeździłam…ale teraz to wizy drogie i zaproszenie trzeba…a i oni wszyscy stare…już chyba nie przyjadą…córki mam dwie…jedna tutaj mieszka w mieście, druga za granicę wyjechała i pewnie nie wróci…tak, szczęśliwa, szczęśliwa! Dobrze jej się żyje , pracuje, ma narzeczonego….czegóż chcieć więcej???? jak jej tam dobrze, to niech siedzi…

A pani chciałaby wyjechać,?- pytam ostrożnie….

-A GDZIE JA BYM TAM WYJEŻDZAŁA I PO CO? Młodzi to co innego…a mnie tutaj też dobrze…córka to mnie namawiała aby do miasta wyjechać, ale jak ja dom bym sprzedała? Rodzinny dom! ????No jak tak można!!!!????

Tu się dobrze żyje, ogródek mam…sklep przyjeżdża dwa razy w tygodniu…do kaplicy blisko, to nawet do miasta jechać nie trzeba …wieś spokojna….i ludzie dobre…ot i niczego nie brakuje….

 *******************************************************



W każdą niedzielę w tutejszej kaplicy odremontowanej przez naszych gospodarzy odbywają się msze święte. Młody miejscowy ksiądz rozmawia chętnie i chwali właścicieli folwarku: Oj, naprawdę!!!! Cudowne ludzie, dobre, kaplicę odremontowali i ludziom oddali …my tu teraz możemy się modlić i Boga chwalić. W Robczycach to w starym sklepie się spotykamy a tu tak pięknie i miło…a tam to kościół na pewno będziemy budować bo tam ludzi dużo i sklep za ciasny…po mszy w Karolinie do Robczyc zaraz jade i tam tez odprawiam…tak, jasne ,że ludzie przychodzą i modlą się…dobrzy ludzie tutaj żyją, spokojni….

Proszę księdza, słyszałam, że jest tam u was cerkiew prawosławna ,to może moglibyście się dogadać z prawosławnymi i w cerkwi swoje msze odprawiać?- pytam naiwnie.

No skąd???? Śmieje się ksiądz-oni by nas nigdy nie wpuścili-im nie wolno nawet przy jednym stole z nami jadać a co dopiero w tym samym budynku się modlić….nie, nie, to niemożliwe…dlatego kościół zbudować musimy….katolików jest więcej niż prawosławnych ,to oni nas nie lubią i boją się….prawosławni to ruscy a my.. tutejsi i…Polacy !....no tak!...

 a …wy?.... artyści tak? no to piękne obrazy Panu Bogu namalujcie-życzy młody ksiądz na pożegnanie odchodząc z parafianami.

*******************************************************

Ojciec Józef Makarczyk –franciszkanin-to nietuzinkowy człowiek i naprawdę wyjątkowy ksiądz….

Po pierwsze : pogodny i uśmiechnięty, skromny i życzliwy!

Po drugie: cudownie….  nieobliczalny ,czyli z artystyczną ,kolorową duszą!

Po trzecie: świetnie opowiada dowcipy i zna ich bardzo dużo…i co najważiejsze:potrafi też żatować z samego siebie....

Po czwarte : mimo ,iż jest znanym i ponoć  skutecznym egzorcystą to nie wypatruje w każdym człowieku diabła lecz szuka tego co dobre i piękne…

Po piąte: mimo teologicznego wykształcenia i powołania-pozostał normalnym, naturalnym sympatycznym i naprawdę miłym człowiekiem co jednak wcale takie oczywiste nie jest!

Przyjeżdża do Karolina na uroczyste otwarcie pleneru, a potem zaprasza do odwiedzin w parafii. Wita nas serdecznie i prowadzi do swego biura. Rozmawiamy o historii parafii, o wielkich poprzednikach księdza.. m.inn o franciszkańskim księdzu: o.Mechiorze Fordonie…




o. Melchior Józef Fordon.

Urodził się w Grodnie w rodzinie szlacheckiej, po ukończeniu gimnazjum wstąpił do seminarium duchownego w Wilnie. W 1887 r. przyjął święcenia kapłańskie. Ponieważ w tym czasie Kościół wileński odczuwał brak księży, zaraz po święceniach został proboszczem w Strubnicy k. Grodna, a następnie w kilku innych parafiach rozległej diecezji wileńskiej. Najdłużej, dziesięć lat (1893-1903) był proboszczem w Dąbrowie Białostockiej gdzie wybudował kościół.

Księdzem diecezjalnym był przez 23 lata. W tym czasie zasłynął jako apostoł trzeźwości, a także założyciel Służek Maryi, bractwa zajmującego się katechizacją dzieci w wioskach oddalonych od kościoła oraz opieką nad chorymi i ubogimi. Szczególną wagę przywiązywał do sakramentu pokuty. Wspierał biednych bez względu na ich wyznanie.

Podczas I wojny światowej miało miejsce w życiu o. Melchiora niezwykłe wydarzenie. 4 września 1915 r. żołnierze niemieccy oskarżyli trzynastu strażaków o szpiegostwo na rzecz Rosjan. Wśród nich byli katolicy, prawosławni i Żydzi. Mieli zostać rozstrzelani. Wtedy o. Melchior zaproponował niemieckiemu oficerowi, aby zamiast nich, rozstrzelał jego. Niemiec - po rozmowie z generałem - darował zakładnikom życie, a o. Melchior został na zawsze w pamięci mieszkańców Grodna.

W 1919 r. o. Melchior został przełożonym franciszkanów w Grodnie. Ściśle współpracował z o. Maksymilianem Marią Kolbem, który w 1922 r. przeniósł z Krakowa do Grodna redakcję "Rycerza Niepokalanej". Ojciec Fordon był spowiednikiem przyszłego świętego męczennika. Ostatnie lata życia chorował na gruźlicę i astmę.

Słuchamy opowieści i anegdot z życia Józefa Fordona.

Pamiętam taką piękną historię-opowiada o.Józef –kiedyś o. Fordon szedł uliczką i zobaczył starego Żyda, który dźwigał bardzo ciężki worek z mąką.. on mu ten worek pomógł zanieść do domu i jeszcze swoje buty oddał w prezencie…!

Ponoć w pogrzebie zmarłego 27 lutego 1927 r. w opinii świętości franciszkanina uczestniczyli nie tylko katolicy, ale także prawosławni i wierni wyznania mojżeszowego.

Był kochany i szanowany przez wszystkich!

Rozmawiamy jeszcze chwilę o zacnym o.Fordonie, patrzymy na stare parafialne księgi,fotografie i zapiski.

Potem ksiądz pokazuje nam jeden z egzemplarzy ,,Rycerza Niepokalanej’’, w którym zamieszczono artykuł oskarżający Żydów o mord rytualny na chrześcijańskich dzieciach. Sensacyjne zeznania w tej sprawie składał ponoć jakiś żydowski rabin!!!!

Jestem wstrząśnięta. Jak pogodzić ,,świętość’’ o. Fordona z propagowaniem tego typu niebezpiecznych bredni. Przecież właśnie z powodu takich kłamliwych paszkwili, szerzył się antysemityzm i nienawiść wobec Żydów…..Dochodziło do licznych rzezi i pogromów….

Pytam o. J o jego osobistą refleksję po przeczytaniu tego archiwalnego artykułu…Ksiądz jest zafrasowany…,,widzicie- mówi-taki artykuł jest jak trucizna…wierzysz nie wierzysz, ale ziarno zła zostaje zasiane…nawet ja po przeczytaniu tego wszystkiego zacząłem się nad tym zastanawiać i zadawać  sobie niewygodne pytania’’

-czy nawet ksiądz mógłby uwierzyć w takie straszne, kłamliwe historie????

-ponoć te zeznania składał żydowski rabin i to pod przysięgą!…zastanawia się ksiądz

-a może zmuszono go do tego…o ile w ogóle istniał…a może tę postać wymyślono aby uwiarygodnić antysemicką nagonkę????- czy nie pomyślał ksiądz o tym?- pytam przerażona- Przecież ksiądz wie, że to wszystko kłamstwo….i że to kłamstwo przyczyniło się do śmierci tysięcy Żydów!!!!

Siedzimy przez chwilę w milczeniu zastanawiając się nad postawą kościoła wobec Żydów w przeszłości ,przed wojną i w czasie zagłady …Wnioski są smutne i gorzkie.

Jednak byli też tacy, którzy ratowali Żydów narażając swoje życie –dodaje o.Józef.

Ponoć ojciec Kolbe także pisał kiedyś antysemickie artykuły ale potem zrozumiał, że popełnia grzech…-czy to prawda? –pytam…

Tak, to prawda antysemityzm jest grzechem potwierdza o.J….ale myślę, że potem wiele się zmieniło w jego sercu i już tam w obozie Kolbe umarłby także za Żyda-dodaje z przekonaniem.

Żegnamy się z księdzem, z nadzieją na kolejne spotkanie.


Na pamiątkę naszego spotkania otrzymuję niezwykły prezent: książkę: ,,Notatnik z Grodzieńskiego Getta’’-przygotowany do druku przez o.Józefa….

Poniżej cytuję artykuł, który ukazał się na ten temat w serwisie  internetowym POLACY.BY -Polacy na Białorusi





 „Notatnik z Grodzieńskiego Getta”

piątek, 04 listopada 2011 12:29 Ks. prof. Józef MAKARCZYK


Grodno jest jednym z najpiękniejszych miast Białorusi. Jest także miastem wielonarodowym. Mieszkają tu Białorusini, Rosjanie, Polacy, Żydzi i inne narodowości.
Właśnie rodziny żydowskie najbardziej ucierpiały podczas okupacji Grodna przez hitlerowców w czasie II wojny światowej. O ich tragicznych losach opowiada wydana w tym roku książka autorstwa ks. Józefa Makarczyka pt. „Notatnik z Grodzieńskiego Getta”, której prezentacja odbyła się 10 października br. w Grodzieńskim Muzeum Historii Religii. Materiał podany w książce w czterech językach: białoruskim, polskim, rosyjskim i angielskim. Na prezentacji byli obecni przedstawiciele władz miejskich i obwodowych, naukowcy, historycy, osoby duchowne, miłośnicy historii oraz zaproszone rodziny żydowskie.
„Ci ludzie-to są najbardziej kosztowne perły naszego miasta” - tymi słowami rozpoczął prezentacje książki ks. Józef Makarczyk. A tymi perłami są Grzegorz Hossida, który nie jeden rok przebywał w grodzieńskim getcie oraz Zachariasz Tarasiewicz, który będąc dzieckiem trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego.
Grzegorz Hossida urodził się i mieszkał w Grodnie. Był świadkiem wydarzeń, które miały miejsce w czerwcu 1941r., kiedy hitlerowcy zajęli miasto i pierwszym z tych, kto odczuł okrucieństwo i nieludzki stosunek wobec rodzin żydowskich. Grzegorz Hossida opowiedział o tych wydarzeniach na prezentacji: „Tego nigdy nie zapomnę. Pracowałem na kolei i musiałem nosić ciężkie opakowania z żelazem. Należało je nie tylko nosić, ale z nimi biegać. Skóra na rękach pękała, rozumiecie! A hitlerowcy nas bili i śmiali się z nas. … Zabroniono Żydom poruszać się po chodnikach. Mogliśmy chodzić pojedynczo tylko i wyłącznie po lewej stronie jezdni. Jeżeli ktoś nie podporządkowywał się zakazowi, czekała go śmierć”.
„Notatnik” jest swoistym odbiciem tragedii i bólu bezwinnie więzionych i zamordowanych ludzi. Jest historią Grodna. Zmusza do refleksji, do zastanowienia się nad własnym sensem życia i losem innych ludzi, nad ich bólem i cierpieniem.
Ponieważ Bóg dał tym ludziom szansę na życie, to znaczy, że Bóg żyje w nich. Musimy być dumni, że są wśród nas. Są naszą historią i historią swego narodu.
Jolanta DANIJAROWA

Fragmenty
Znalazcą pamiętnika w ruinach getta w Grodnie był jeden z ojców franciszkanów.
Prezentowany tutaj „Notatnik” przypadkowo znalazł O. Tytus Strzelewicz, gdy chodził po ruinach getta w Grodnie. Z gruzów wciągnął także dwie płyty z nagraniami żydowskich tekstów religijnych, które śpiewali sławni kantorzy żydowscy.
Znaleziony „Notatnik” miał wymiary 10,3 x 6,5 cm, był oprawiony w płótno introligatorskie. Do niego dołączono czarny ołówek o długości 5 cm. Na notesie był wyciśnięty napis w języku rosyjskim: Записная. Zeszyt zawierał 46 kartek, z zapisanymi 28 stronami. Notatki były pisane na jednej stronie kartki.
Autorem „Notatnika” jest jeden z pośród 29000 Żydów, uwięzionych w getcie w Grodnie, który wraz z pięcioma rodakami ukrył się na poddaszu jednego z domów. Był świadkiem śmierci swej córki, której nie pogrzebał z powodu niemożności wykopania grobu. Tęsknił za żoną Felonią i synem Henrykiem. W nieludzkim cierpieniu ożywiała go nadzieja, że żona wraz z synem gdzieś żyją, a Pan Bóg pozwoli mu ich spotkać. Był osobą wykształconą, przypuszczalnie w wieku około czterdziestu lat. W okresie 20.02. - 08.04.1943r. ukrywał się w ciasnej kryjówce na strychu domu. W tym czasie prowadził zapiski w „Notatniku”.
Ludzie, ukrywający się z autorem pamiętnika, przez osiem tygodni dzień i noc przebywali w schronie, w którym formalnie nie było miejsca do siedzenia nawet w stanie skurczonym. Moralne męczarnie powiększały — zimno, śnieg, deszcze, wiatr. Nieustannie odczuwali grozę śmierci. Widzieli oprawców wywożących różne przedmioty i rzeczy, którzy nieraz pukali do ich mieszkań. Podczas lektury tych skromnych kartek, zapisanych skrótami, stylem telegraficznym, ogarnia nas przerażenie, że podobne piekło można przeżyć na ziemi.
Jaki był los Autora? Czy wyszedł z getta? Czy obecnie żyje? Niestety, nie można nic konkretnego powiedzieć. Grzegorz Hossida, były więzień getta grodzieńskiego, który sam uciekł z transportu do Treblinki, twierdzi, że trudno było by im przeżyć. Jednak wszystko, co dla ludzi jest niemożliwe, dla Pana Boga staje się możliwym. Niewykluczony jest pozytywny koniec tego dramatycznego wydarzenia - uratowanie się przynajmniej kogoś ze wspomnianej szóstki osób. Czytając pamiętnik wyczuwa się, że wszyscy są zdecydowani na opuszczenie schronu i podjęcie próby przedostania się do lasu. Z tego powodu szykują się do wyjścia. Autor przebrał się, ogolił i był gotów do wymarszu. Mogła jednakże zaistnieć inna ewentualność. Niemcy i strażnicy doszli do ich schronu, wszystkich odkryli i wywieźli do obozów koncentracyjnych lub rozstrzelali.
Z treści zachowanego „Notatnika” należałoby wnioskować, że Autor, gdy był zmuszony opuścić swój schron — porzucił zapiski. Nie przeczuwał, że ktoś je przypadkowo znajdzie i pozostaną autentycznym świadectwem tragedii nie tylko wspominanych towarzyszy niedoli, których zachowania fragmentarycznie opisuje, lecz stanie się dokumentem cierpień i zagłady 29000 Żydów z Grodna.
Przypomnijmy kilka wiadomości, które wprowadzają w tematykę czasu okupacji niemieckiej i pewnych zasad funkcjonowania ludności zamkniętej w getcie. Wszyscy Żydzi musieli nosić żółtą gwiazdę przyszytą do ubrania na piersiach i plecach. Ponadto mogli chodzić tylko środkiem ulicy, ponieważ istniał zakaz chodzenia po chodniku. Nie wolno im było poruszać się w grupie, tylko pojedynczo. Jeśli z konieczności szło parę osób, musieli iść gęsiego. Przy spotkaniu się z Niemcem mieli obowiązek zdejmowania nakrycia głowy. Za uchylanie się od tych przepisów groziła kara śmierci. Mieszkańcy getta przygotowywali się na trudne czasy, zaczęli przygotowywać kryjówki do przechowywania żywności i mienia.
Od listopada 1941r. w Grodnie funkcjonowały dwa getta – nr I znajdowało się w starej dzielnicy żydowskiej koło zamku i nr II w okolicy ul. Jerozolimskiej, obecnej ul. Antonowa, tzw. Rynku Skidelskiego. Getto nr I mieściło się na przestrzeni ok. 0,5 ha i za zasiekami gromadziło 15 tyś. mieszkańców, natomiast getto nr II terytorialnie było większe, ale miało mniej zabudowań i na jego terenie osiedlono 10000 Żydów. Wejście do getta nr II prowadziło od ul. Artyleryjskiej. Zostało ono wcześniej zlikwidowane. Jego mieszkańców przewieziono do Kiełbasina pod Grodnem i tutaj trzymano w nieludzkich warunkach, zabijano lub wywożono do całkowitej likwidacji. Od 01.11.1942r. zamknięto getto nr I i zaczęły się wywózki Żydów. W połowie marca 1943r. ostatnich Żydów przetransportowano do Białegostoku i od tego momentu getto było całkowicie puste.
Feliks Zandman w książce pt: „Nigdy nie gaśnie nadzieja”, w mistrzowski i zarazem profesjonalny sposób przedstawił historię tamtych lat oraz własny los, który po wielu, często nieludzkich przejściach i perypetiach, był dla niego łaskawy. Opisując dzieje swoje i przyjaciół w bardzo przystępny i barwny sposób przedstawił relacje międzyludzkie, jakie panowały w getcie. W podobny sposób przejrzyście scharakteryzował społeczność żydowską.
Feliks Zandman opisał jedną z kryjówek wykonaną w getcie, która bardzo przypomina schron bohaterów „Notatnika”. Wyglądała następująco: „Nad sufitem kuchni na pierwszym piętrze znajdowało się poddasze, które pojmowało przestrzeń po jednej stronie domu. Na jednym jego krańcu, tam, gdzie dach stykał się ze stropem, nie było w ogóle wolnej przestrzeni. Ale przy drugim krańcu poddasze miało wysokość ok. 50 centymetrów. Tutaj - jak sprawdziliśmy - mogło się ukryć w pozycji leżącej osiem osób. Sporządzono pomysłowo zaprojektowaną klapę włazu, zamykającą otwór w suficie kuchennym i przygotowano drabinę, jeśli zaczęłyby się wywózki, osiem wybranych osób miało wejść po drabinie i przez otwór. Następnie drabinę usunięto i przeniesiono w inne miejsce. Nie można by się tam ruszać, ale ta kryjówka była niemal nie do wytropienia”.
Ponadto Pan Feliks Zandman przedstawia, w jaki sposób ludzie dorastali do szczytów heroizmu w obliczu niebezpieczeństwa i próby. Pięknie przedstawił ostatnie wieści o swymi dziadku Nachumie Frejdowiczu, którego postawa może być dla współczesnych godną pamięci i troski o najbliższych: „Ktoś widział w tłumie mojego dziadka, jadącego w saniach ciągnionych przez konie. Po raz ostatni widziano go, jak siedział z tyłu sań z odkrytą głową na dwudziestostpniowym mrozie, tulącego w ramionach troje małych dzieci”.
Od czasów zakończenia II wojny światowej w granicach Białorusi nie przebywał żaden biskup katolicki, natomiast Wschodnia Białoruś była zupełnie pozbawiona księży już do 1937r. Podobny los spotkał wyznawców religii mojżeszowej - brak synagog otwartych dla kultu i rabinów.
Opublikowany tekst świadka życia, w getcie niech przemówi do czytelników swym autentyzmem, pełnym bólu, tragedii i cierpienia niewinnie mordowanych ludzi, ponieważ jest to jeden z nielicznych, jakże tragicznych, dokumentów eksterminacji Żydów.

fragment pnia ściętego drzewa w pobliżu  Wielkiej Synagogi.......(foto e.p)


 wejscie do getta-w miejscu dawnej bramy-pamiąkowa menora.......( foto e.p)





Wielka Synagoga w Grodnie-czerwiec 2012 r. ( foto e.p)








HISTORIA ŻYDÓW W GRODNIE

Tekst zamieszczony w portalu internetowym FORUM ŻYDÓW POLSKICH





Przypuszcza się, że Żydzi w Grodnie pojawili się pod koniec XII wieku.
Pierwsze wiarygodne źródła datowane są na XIV wiek.
Kiedy gmina żydowska w Grodnie w 1389 roku otrzymała przywilej od wielkiego księcia litewskiego Witolda, w mieście istniała już synagoga i cmentarz żydowski.
W XV wieku gmina żydowska w Grodnie była jednak niewielka.
Żydzi mieszkali na osobnej ulicy i zajmowali się handlem. W 1495 roku podobnie, jak i inni Żydzi Księstwa Litewskiego zostali wygnani z państwa, a ich majątek skonfiskowano i rozdano mieszczanom, anulując długi, które mieli u nich chrześcijanie.

W 1503 roku Żydom pozwolono powrócić i ubiegać się o zwrot majątku. W połowie XVI wieku, 60 z 543 działek miejskich zostało zabudowanych domami żydowskimi. Pod koniec XVI wieku w Grodnie istniało kilka beit-midraszy i jesziw. Gmina żydowska w Grodnie ocalała od pogromów i rzezi w czasach B. Chmielnickiego (1648-49) i nawet stanowiła wówczas schronienie dla uciekinierów z Ukrainy. Później, jednakże, ucierpiała podczas najazdu wojsk rosyjskich (1655-57) i szwedzkich (1658-60).


W pierwszej połowie XVII wieku gmina żydowska w Grodnie była uważana za jedną z trzech najważniejszych żydowskich gmin na Litwie (na równi z Brześciem i Pińskiem) i posiadała swoich przedstawicieli w Waadzie litewskim. Drewniana synagoga w Grodnie (pochodząca z II połowy XVII wieku, zburzona przez nazistów w 1941 roku) słynęła ze swego rozmiaru i dostojeństwa architektury. Kiedy w wyniku 3 rozbioru Polski (1795) Grodno znalazło się na terytorium Rosji, Żydzi stanowili większość populacji miasta. W XIX wieku i na początku wieku XX następował dalszy wzrost liczebności żydowskiej populacji w Grodnie, jednakże procent mieszkańców żydowskich w stosunku do ogólnej liczby mieszkańców miasta zmniejszył się. W 1816 roku w Grodnie żyło 8422 Żydów (85% populacji), w 1859 roku – 10 300 Żydów (53 % populacji), w 1887roku 27 343 Żydów (68% populacji), w 1897 roku 22 684 Żydów (48,4% populacji, w 1910 roku 31 055 Żydów. W latach 1790 i 1816 Żydzi grodzieńscy doświadczyli krwawych zniewag. Tradycyjnymi źródłami dochodu Żydów grodzieńskich były handel (głównie produktami rolniczymi i leśnymi), rzemiosło, a w II połowie XIX wieku przemysł. W 1887 do Żydów należało 88% przedsiębiorstw handlowych, 76% fabryk i warsztatów, 65,2 % nieruchomości.



Przez długi czas Grodno było uważane za jedno z centrów życia duchowego Żydów polskich.
Spośród wielkich talmudystów, pełniących funkcję rabina w Grodnie, znany był zwłaszcza Mordechaj Jaffe (XVI w.). W XVIII wieku w Grodnie żył znany rabin i kabalista Ziskind (Aleksander) ben Mosze (zmarł w 1794 roku). Pierwsza księga wydana po hebrajsku na Litwie została wydrukowana w Grodnie w 1788 roku. W latach 1920-39, wybitny talmudysta, rabin Szymon Jehuda Szkop stał na czele wielkiej jesziwy Szaarej ha Tora.

W Grodnie przez długi czas mieszkał redaktor wydawnictw w języku hebrajskim i tłumacz Abraham Szalom Fridberg (1838-1902) i poeta L. Najdus.


Z Grodna pochodzili nadworny fotograf i autor wierszy po hebrajsku Abba Aszer (Konstantyn Aleksandrowicz) Szapiro (1839-1900), malarz L. Bakst i rzeźbiarz I. Ginzburg. Jedna z pierwszych spółdzielczych kas oszczędnościowo-pożyczkowych założona została w Grodnie w 1898 roku.

W Grodnie działało jedno z pierwszych żydowskich kół socjalistycznych (1875-76). Od końca lat 90-tych XIX wieku w mieście istniały rozmaite zgrupowania żydowskiego ruchu robotniczego, pośród których aktywnie wyróżniali się członkowie Bundu. Uczestnicy ruchu robotniczego odegrali ważną rolę przy organizacji żydowskiej samoobrony.

W 1906 roku w Grodnie funkcjonowało 100 chederów (1200 uczniów), 7 szkół podstawowych męskich (566 uczniów), pięć szkół żeńskich (527 uczniów).

W 1907 roku w Grodnie otworzono grodzieńskie kursy pedagogiczne – jedyną w Rosji instytucję oświatową przeznaczoną dla przygotowywania żydowskich nauczycieli. Kursy były organizowane przez Towarzystwo na rzecz upowszechniania oświaty wśród Żydów w Rosji. Wraz z kursami funkcjonowała biblioteka.


Ruchy syjonistyczne i propalestyńskie zakorzeniły się głęboko w Grodnie. W 1872 roku w Grodnie założono stowarzyszenie na rzecz emigracji do Palestyny. Inne, analogiczne stowarzyszenie nabyło działkę ziemi w Petach-Tikwie (Petach Tikwa [
פֶּתַח תִּקְוָה], miasto w dolinie Szaron, około 10 km na wschód od Tel-Avivu), kiedy zakładano tę osadę (1880). Jednym z pierwszych osadników w Petach-Tikwie był Mordechaj Diskin (1844-1914) z Grodna. Stowarzyszenie Chowewej Syjon w Grodnie w 1890 roku okazało szczodre wsparcie dla budowy żydowskiej szkoły żeńskiej w Jaffie. Aktywnymi uczestnikami ruchu syjonistycznego byli pochodzący z Grodna bracia Becalel i Lejb
Jaffe.



W czasie drugiej wojny światowej Anna i Stanisław Krzywiccy ukrywali w swoim gospodarstwie we wsi Dulkowszczyzna trzyosobową rodzinę Trachtenbergów – właścicieli magazynu maszyn rolniczych z Grodna.





W 1941 r., po wycofaniu się Armii Czerwonej, Grodno przeszło pod okupację niemiecką.


Przed wybuchem II wojny światowej Żydzi stanowili 42% mieszkańców Grodna będąc najliczniejszą grupą narodowościową na terenie miasta. W latach 1939–1941 miasto znajdowało sie pod okupacją sowiecką, jednak w czerwcu 1941 po silnym bombardowaniu dzielnicy żydowskiej zostało zajęte przez wojska niemieckie. W tym samym miesiącu utworzono Judenrat, na czele którego stanął nauczyciel szkoły średniej "Tarbutu" Dawid Brawer[. Żydom nakazano noszenie opasek z niebieską gwiazdą Dawida, później żółtych łat.


Getto w Grodnie

15 października 1941 wydano zarządzenie o obowiązku pracy dla mężczyzn (od 14 do 60 lat) i kobiet (od 14 do 55). W listopadzie 1941 ogłoszono powstanie dwóch odrębnych gett na terenie miasta oddalonych od siebie o ok. 2 km. Getto nr 1 przeznaczone dla osob przydatnych gospodarce III Rzeszy założono w centralnej części miasta wokół synagogi – na jego terenie umieszczono ok. 15 tys. Żydów. Getto nr 2 powstało na terenie podmiejskiej Słobódki, w jego obrębie zamknięto 10 tys. Żydów uznanych za niezdolnych do pracy.

Wprowadzono restrykcje dotyczące żywności: na każdego pracującego Żyda przypadało dziennie 200 gramów chleba. Judenrat prowadził sklep z koniną, która dostępna była tylko przy specjalnych okazjach. W piwnicach Synagogi umieszczono skład z ziemniakami. Na terenie gett istniały kuchnie publiczne wydające dziennie 3 tys. bezmięsnych posiłków o słabej wartości energetycznej.

Likwidacja grodzieńskiej społeczności żydowskiej rozpoczęła się w listopadzie 1942, gdy zdecydowano o zniesieniu Getta nr 2. 15 i 21 listopada 1942 jego mieszkańcy zostali w dwóch turach załadowani na transport kolejowy i wywiezieni do Auschwitz-Birkenau. Niewielką część Żydów przydatnych do pracy skierowano do getta nr 1.

Deportacje z getta śródmiejskiego rozpoczęły się pod koniec listopada 1942. Wywieziono wówczas do odległego o 5 km obozu koncentracyjnego w Kiełbasinie 4 tys. osób. Obóz w Kiełbasinie był stacją przystankową przed deportacją do Auschwitz i Treblinki. W tym samym czasie miała miejsce trzecia z kolei Akcja w Grodnie, a pierwsza na terenie getta centralnego: mężczyźni, kobiety i dzieci zostały w środku nocy zgromadzeni w Wielkiej Synagodze, a nad ranem kazano im rozpocząć marsz do obozu w Kiełbasinie pod przywództwem obdarzonego autorytetem Żyda Skibelskiego (Skidelskiego?), którego przebrano w czapkę klowna i zmuszono do gry na skrzypcach.

W styczniu 1943 z Grodna w wyniku kolejnej tzw. Akcji deportowano do Oświęcimia 12 tys. Żydów, z których większość zamordowano tuż po przybyciu do obozu. W getcie zostało wówczas 5 tys. Żydów. Kolejne deportacje z getta miały miejsce w lutym 1943 (dwa transporty do Treblinki). Na terenie getta nr 1 pozostało wówczas nieco ponad 1 tys. Żydów, których w marcu wywieziono do getta w Białymstoku. 13 marca 1943 ogłoszono Grodno "wolnym od Żydów" (judenrein), choć w momencie wkroczenia Armii Czerwonej do Grodna 14 lipca 1944 wciąż żyło w mieście od 40 do 50 ukrywających się Żydów.




wtorek, 5 czerwca 2012

listy znad Niemna......: ZNAD NIEMNA NAD NIEMEN....czyli o trudnym powrocie...

listy znad Niemna......: ZNAD NIEMNA NAD NIEMEN....czyli o trudnym powrocie...: na Litwę ,nad NIEMEN wróciłam ZNAD NIEMNA!... Jeszcze niedawno przechadzałam się ...

ZNAD NIEMNA NAD NIEMEN....czyli o trudnym powrocie z Białorusi cz.I



na Litwę ,nad NIEMEN wróciłam ZNAD NIEMNA!...


Jeszcze niedawno przechadzałam się ulicami Grodna,tak jak Eliza Orzeszkowa,autorka tej słynnej powieści...patrzyłam na jej pomnik,słuchałam opowiesci o niej i o tym jak bardzo tam była kochana i przez Białorusinów i przez Polaków i Rosjan i Żydów....
Dziś już siedzę przy mym dębowym stoliku w Kaunas,a za oknem rozkwitają dumne,różowe peonie...Słońce gdzieś
 za chmurami...nadchodzi wieczór....



2 TYGODNIE TEMU NAPISAŁAM…..




,,….Samej jeszcze trudno mi w to uwierzyć, ale jestem na Białorusi….na ziemi moich przodków….Wzruszenie radość i …spokój…Jestem w domu…Drzewa, obłoki, szmer rzeki…wszystko wydaje się dziwnie znajome…Ludzie otwarci i serdeczni…DZIEŃ DOBRY! DOBRYJ DZIEŃ! Jesteś z Polski???? witaj, witaj!!! Spotkani przypadkowo ludzie opowiadają mi swoją historię, zapraszają do swoich domów…Tyle wrażeń i tyle opowieści…jak to wszystko zapisać i utrwalić, skoro nawet zapamiętać będzie trudno…Trudno zapamiętać??? oj chyba nie, twarze ,uśmiechy, dźwięki, zapachy kotłują się w mojej głowie i nawet nocą powracają we śnie…Nigdy nie pozwolą zapomnieć…rozgościły się w moim sercu i duszy, domagają się wiersza, pieśni, obrazu…

Białoruś.. Białoruś…najpierw jednak nie biel lecz zieleń i błękit! Drzewa, łąki, pola o tej porze roku soczysto zielone i  aksamitne…a ponad polami błękit  nieba, który schodzi po słonecznej drabinie i przytula się do drewnianych domów, płotów i okiennic a potem kąpie się w pobliskiej rzece…NIEBIESKO, BŁĘKITNIE, SZAFIROWO…!

Wydaje mi się, że nawet kotom i psom sierść zbłękitniała…

Piję zimny kefir, spoglądam na nurt Tatarki, która wije się nieopodal i marzę o …błękitnych migdałach! J





W stronę białoruskiej granicy jechaliśmy z mieszanymi uczuciami. Niektórzy opowiadali mrożące krew w żyłach historie o różnych nieoczekiwanych problemach związanych z niechęcią i opieszałością celników…. Mieliśmy ze sobą b dużo bagażu, płócien, farb i innych rupieci potrzebnych na plenerze, więc drżeliśmy na myśl o rozpakowywaniu tego wszystkiego i szczegółowej kontroli, która potrwałaby pewnie kilka godzin.! Na granicy wszystko przebiegło jednak lepiej i sprawniej niż myśleliśmy! Mieliśmy znowu dużo szczęścia i dzięki pomocy Pani Konsul z Litwy, bardzo szybko i sympatycznie nas odprawiono!



Wkrótce byliśmy więc w Grodnie, gdzie czekali już na nas organizatorzy pleneru. Serdecznie powitali nas Aleksander i Irina Silvanowicz. Wraz z nimi udaliśmy się do KAROLINA, gdzie przez dwa tygodnie mamy mieszkać i wspólnie tworzyć.

Miejsce pleneru jest absolutnie niezwykłe-Stary folwark, dawna posiadłość Tyzenhausów, wskrzeszony z ruin i pieczołowicie remontowany przez nowych  właścicieli , cudownych ludzi- Pawła i Natalię Klimuk. :)



Czujemy się tutaj wręcz komfortowo. Mieszkamy w nadzwyczajnym miejscu, w świetnych warunkach, w pięknym otoczeniu, otoczeni przyrodą, zabytkami i serdecznością gospodarzy.

Pierwszego dnia miałam nawet obawy czy nie ogarnie mnie jakieś bezgraniczne lenistwo i czy będę w stanie tutaj cokolwiek stworzyć????:)

Grupa artystów ,która przyjechała tu z Litwy, Polski, Rosji i Białorusi to otwarci, serdeczni i pogodni ludzie, z którymi dobrze i miło nie tylko tworzyć, ale i spędzać wolny czas!

Jeśli nie malujemy i nie rzeźbimy to rozmawiamy, dyskutujemy, śmiejemy się lub śpiewamy. Język nie stanowi problemu ani bariery, słychać litewski, polski, rosyjski i białoruski….

Spotykamy się na posiłkach a potem każdy z nas pracuje w swojej ,,samotni’’….czasem zaglądamy do siebie w przerwie na kawę czy papierosa…

Dzień jest długi i pracowity, wieczorem czas na zasłużony odpoczynek i podsumowanie wrażeń….



Już pierwszego dnia zaczęłam szukać inspiracji w najbliższym otoczeniu i gdy tylko wypatrzyłam stos starego drewna i kawałki desek przeznaczonych na spalenie, wiedziałam od razu co chcę zrobić.


Tak jak mój białoruski dziadek i ojciec będę strugać, heblować i obrabiać drewno!!!! Oni budowali
domy, łodzie i meble a ja stworzę obiekty .które opowiedzą historie moich przodków i tej ziemi ,którą tak kochali….’’



DZIŚ WSPOMINAM …..



Przytargałam fragmenty dębowych konarów, kilka desek i sosnowe klocki z pobliskiej budowy, które pozwolono mi przejąć na własność…Szkoda, że nie miałam ze sobą odpowiednich narzędzi, dłuto, młotek i hebel zostały w domu, cały mój zestaw stolarski to nożyk do …obierania owoców i kawałek ściernego papieru.!:)

Nie było łatwo, samo szlifowanie też okazało się trudnym zadaniem…dębowy materiał twardy i oporny, jednak sosnowy klocek wynagradzał mi cały trud cudownym, żywicznym zapachem !

Po kilku godzinach widać już było pierwsze efekty! Z dumą przytulałam gładką, aromatyczną deskę J

Część drewna pomalowałam, część pozostawiłam w stanie surowym…budowałam mozolnie moją instalację, ,,NAD NIEMNEM ‘’ którą chciałam pokazać na wystawie w dniu wernisażu.

Drewniane klocki zamienią się w kolorowe domy…..

Gdy zmęczyłam się ,,stolarstwem’’ zabierałam się za malowanie obrazów…Chciałam by moje prace były związane z Białorusią nie tylko tematycznie, ale także poprzez materiał jaki użyję do ich tworzenia.


Do malowania jeziora Świteź używałam wody i piasku z jeziora…(mój obraz będzie rzeczywiście częścią tamtego miejsca…!)….Gdy powstawał tryptyk NADZIEJA, opowiadający o  dramatycznych losach białoruskich Żydów-użyłam piasku z rzeczki płynącej nieopodal folwarku, trocin, i kawałeczków drewna zebranego nieopodal synagogi w Grodnie…Stare, grube drzewo niedawno zostało ścięte ,ale wokół pnia pełno było skrawków i trocin, które skrzętnie kilka dni przedtem pozbierałam i wsunęłam do kieszeni. Teraz bardzo mi się przydały te wszystkie bezcenne  skarby!

Praca twórcza pochłaniała mnie bez reszty…czasem zapominałam nawet o jedzeniu i żal mi było odchodzić od rozpoczętej pracy…

Namalowałam i wyrzeźbiłam całkiem sporą kolekcję prac, z której tylko część zmieściła się na wystawie.



Plener na Białorusi jest już dziś tylko bardzo pięknym wspomnieniem….


Chciałabym tak wiele napisać o tym co tam przeżyłam…ale słowa nie wyrażą wzruszeń i nie opiszą serdeczności ludzi ,których dane mi było spotkać…2 tygodnie to bardzo krótki czas…zbyt krótki aby dobrze poznać ludzi i zrozumieć kraj o tak skomplikowanej i dramatycznej historii…

Staram się zawsze przeczytać jak najwięcej o miejscu, do którego się udaję…miałam więc już przed wyjazdem jako taką historyczno-teoretyczną podbudowę, ale to i tak nie zastąpi osobistego kontaktu, rozmów i barwnych opowieści poszczególnych ludzi.

Warto byłoby na pewno niektóre interesujące  historie opisać, ale bez zgody zainteresowanych uczynić tego nie mogę…może kiedyś?

Mogę więc tylko napisać o tym, czego sama doświadczyłam J


SERDECZNOŚĆ, GOŚCINNOŚĆ, UCZYNNOŚĆ, OTWARTOŚĆ…to cechy ,które kojarzyć mi się będą z Białorusinami.



Nie miałam czasu na dłuższe samotne wyprawy, ale razem z całą grupą byliśmy na wycieczce w Nowogródku, Szczuczynie i nad jeziorem Świteź…


Jezioro jest rzeczywiście niezwykłe, zachwyca nie tyle urodą ( owalny ,regularny kształt i stosunkowo płaski ,regularny ,piaszczysty brzeg) co nadzwyczajną czystością wody!

Do jeziora nie wpływa żadna a wypływa tylko jedna rzeka. Najwyraźniej tafla jeziora ukrywa podwodne, głębinowe źródło i z tego powodu woda wciąż się oczyszcza i jest przejrzysta jak kryształ!...Nad jeziorem zrobiliśmy piknik, pospacerowaliśmy malowniczym brzegiem, na którym rośnie wciąż mnóstwo starodrzewia.. niektórzy zmoczyli stopy lub popływali i wkrótce pojechaliśmy do Nowogródka, pokłonić się Mickiewiczowi.



Dworek wielkiego poety bardzo romantyczny, wokół piękny zadbany park i ogród.

Zrobiliśmy kilka pamiątkowych fotografii i ruszyliśmy zwiedzić parę ulic, cerkiew i ruiny zamczyska.Za kilka lat ,gdy skończą się remonty chodników i kamienic –Nowogródek stanie się ślicznym miasteczkiem.

W drodze do zamku niezwykły obrazek-skrajem drogi wędrowała staruszka z kozą…i kobieta i jej koza tak piękne i kolorowe, że wydawało się nam przez chwilę jakby tylko co zeszli z obrazu Chagalla. :)


Sam zamek musiał być naprawdę potężny…szkoda, że tak niewiele z niego zostało, ale trwają tam prace rekonstrukcyjne i wykopaliska archeologiczne, więc jest nadzieja ,że i tam za kilka lat zobaczymy znacznie więcej niż teraz!



…,, Nowogródek założony został po 1241 roku przez księcia litewskiego Edywiła (kunigas Erdziwiłł[1]) prawdopodobnie w miejscu wcześniejszego ruskiego grodu z XII wieku. Mendog ustanowił tu stolicę państwa litewskiego, przyjął tu chrzest i w 1253 koronował się na króla Litwy. W tym czasie wzniesiono tu warownię z umocnieniami ziemno-drewnianymi, prawdopodobnie z elementami murowanymi…( Wikipedia)


W 1314 komtur krzyżacki Heinrich von Plotzke bezskutecznie próbował zdobyć zamek. W XIV wieku zamek był wielokrotnie oblegany i niszczony w czasie najazdów krzyżackich, wojen litewsko-ruskich i waśni rodowych. W 1349 roku przed kolejnym najazdem krzyżackim mieszkańcy sami spalili miasto i zamek przed opuszczeniem miasta. Zamek rozbudował po zniszczeniach Witold w roku 1415.



Na początku XVI wieku zamek uległ zniszczeniu przez Tatarów. Odbudowany, ale z uwagi na przestarzały system obronny stracił na znaczeniu. W 1638 roku w wieży bramnej umieszczono archiwum miejskie. W 1662 zamek został zdobyty i spustoszony przez wojska moskiewskie, archiwum został o obrabowane i częściowo wywiezione. W XVIII wieku dalsze zniszczenia zamku nastąpiły w wyniku pożarów: w 1710 w czasie najazdu Szwedów i w 1751, gdy spłonęły resztki miejskiego archiwum.



Od początku XIX wieku zamek znajduje się w stanie trwałej ruiny. Zachowały się ruiny wieży kościelnej, bramnej, fragment wschodniego odcinka murów z przechodem furty (częściowo rekonstruowane w XX wieku), wały ziemne i głęboka fosa otaczająca zamek. Z zamkowej cerkwi zachowały się fundamenty……( Wikipedia)



Zamek w Nowogródku i większość zamków na Białorusi zbudowali Litwini, przez całe wieki był to przecież teren Wielkiego Księstwa Litewskiego.
 Wiele litewskich biur podróży organizuje wycieczki na Białoruś :,,Szlakiem litewskich zamków”. Niektóre budowle całkiem nieźle się zachowały i na pewno warto je zobaczyć.





Na przestrzeni VIII i IX w. na terytorium dzisiejszej Białorusi uformowały się zespoły plemion – Krywiczów, Dregowiczów i Radymiczów, które stanowią podstawę narodowości białoruskiej. W IX w. pojawiają się pierwsze księstwa – najważniejsze z nich to Księstwo Połockie, Turowskie, Pińskie i Smoleńskie.


Już w 862 r. kroniki wspominają o Połocku, dużym mieście, dorównującym pod względem zamożności Kijowowi i Nowogrodowi Pskowskiemu. W X w. rozpoczęła się chrystianizacja Słowian, zakończona jednak później, bo dopiero w XV-XVI w. Zabytki piśmiennictwa świadczą, że do wieku XIII ukształtowały się podstawy języka białoruskiego, choć ta teza kwestionowana jest przez dużą część badaczy.


 Wielkie Księstwo Litewskie w XIII-XV wieku



Przez kilkaset lat przodkowie dzisiejszych Białorusinów mieli swój udział w tworzeniu (wraz z Litwinami i Polakami) Wielkiego Księstwa Litewskiego – wbrew nazwie zamieszkanego w większości przez Słowian Wschodnich. Na państwo Witolda Wielkiego składały się m.in. takie ziemie jak Ruś Biała, Ruś Czarna („czarna” bo „pogańska” – okolice Nowogródka). Wielkie Księstwo Litewskie sięgała od Bałtyku (Żmudź) aż po Morze Czarne (Krym z okolicami). Warto zwrócić uwagę, że w niektórych anglojęzycznych publikacjach Białoruś określa się słowem „Litva” zamiast tradycyjnego określenia „Belarus” lub budzącego skojarzenia raczej z carską Rosją niż krajem między Bugiem a Dnieprem „White Russia” („polska” Litwa zaś to po angielsku „Lithuania”) – ma to podkreślić historyczny związek Białorusi z tradycją Wielkiego Księstwa Litewskiego. Język ruski (niektórzy badacze mówią o „starobiałoruskim”) był do 1699 roku językiem urzędowym Wielkiego Księstwa Litewskiego.



W 1410 r. oddziały z „Białej Rusi” brały udział w zwycięskiej walce z zakonem krzyżackim.



W wyniku unii lubelskiej z 1569 r. powstało wspólne państwo polsko-litewskie, którego Białoruś byłą częścią aż do 1795 r. Tereny białoruskie wraz z Litwą etnograficzną składały się na Wielkie Księstwo Litewskie, które posiadało niezależną od Korony armię, skarbowość oraz część ważniejszych urzędów (hetman, kanclerz). Na Białorusi obradowały sejmy Rzeczypospolitej oraz mieścił się Trybunał Litewski z siedzibami w Grodnie i Mińsku. To tutaj na tzw. sejmie grodzieńskim w 1793 r. pod dyktatem rosyjskim zatwierdzono II rozbiór Polski oraz uchwalono tzw. prawa kardynalne Rzeczypospolitej……
Na wszelki wypadek ,gdyby ktoś chciał sobie przypomnieć historię, załączyłam fragmenty artykułów z Wikipedii….

Ciąg dalszy nastąpi na pewno…i historii Białorusi rzecz jasna i mojej osobistej na tejże pięknej białoruskiej ziemi w okolicach Grodna…. :)

BĘDĄ PRZYGODY I ANEGDOTY!

Czekajcie cierpliwie…