............

poniedziałek, 11 czerwca 2012

,,W DRODZE DO GETTA'' czyli wspomnienia z Białorusi cz II




Laba Diena Kochani,

Dziś kolejna porcja wspomnień i refleksji znad Niemna na Białorusi…..

Przebywałam tam zaledwie 2 tygodnie ,a przeżyłam bardzo wiele….ludzie ,których spotkałam, historie ,których tam wysłuchałam…pozostały głęboko w moim sercu….

Tym razem wątek żydowsko-chrześcijański…..





Idąc przez wieś pozdrawiam nieznajomą kobietę pracującą w ogrodzie  i pytam po rosyjsku czy mogę sfotografować jej dom? Tak! Oczywiście! A wy skąd- pyta-z Polski?...z Polski????, no proszę, jak miło….a to ja po polsku też umiem….Mieszkam tutaj od urodzenia…nie, nie czuję się Białorusinką…Polką? Może i Polką, ale raczej TUTEJSZĄ…Tu wszyscy prawie polski rozumieją!

Uśmiecha się życzliwie i opowiada o swoim życiu :…,,…Mam proszę pani w Polsce rodzinę ….bliższą i dalszą…kiedyś to przyjeżdżali a i ja jeździłam…ale teraz to wizy drogie i zaproszenie trzeba…a i oni wszyscy stare…już chyba nie przyjadą…córki mam dwie…jedna tutaj mieszka w mieście, druga za granicę wyjechała i pewnie nie wróci…tak, szczęśliwa, szczęśliwa! Dobrze jej się żyje , pracuje, ma narzeczonego….czegóż chcieć więcej???? jak jej tam dobrze, to niech siedzi…

A pani chciałaby wyjechać,?- pytam ostrożnie….

-A GDZIE JA BYM TAM WYJEŻDZAŁA I PO CO? Młodzi to co innego…a mnie tutaj też dobrze…córka to mnie namawiała aby do miasta wyjechać, ale jak ja dom bym sprzedała? Rodzinny dom! ????No jak tak można!!!!????

Tu się dobrze żyje, ogródek mam…sklep przyjeżdża dwa razy w tygodniu…do kaplicy blisko, to nawet do miasta jechać nie trzeba …wieś spokojna….i ludzie dobre…ot i niczego nie brakuje….

 *******************************************************



W każdą niedzielę w tutejszej kaplicy odremontowanej przez naszych gospodarzy odbywają się msze święte. Młody miejscowy ksiądz rozmawia chętnie i chwali właścicieli folwarku: Oj, naprawdę!!!! Cudowne ludzie, dobre, kaplicę odremontowali i ludziom oddali …my tu teraz możemy się modlić i Boga chwalić. W Robczycach to w starym sklepie się spotykamy a tu tak pięknie i miło…a tam to kościół na pewno będziemy budować bo tam ludzi dużo i sklep za ciasny…po mszy w Karolinie do Robczyc zaraz jade i tam tez odprawiam…tak, jasne ,że ludzie przychodzą i modlą się…dobrzy ludzie tutaj żyją, spokojni….

Proszę księdza, słyszałam, że jest tam u was cerkiew prawosławna ,to może moglibyście się dogadać z prawosławnymi i w cerkwi swoje msze odprawiać?- pytam naiwnie.

No skąd???? Śmieje się ksiądz-oni by nas nigdy nie wpuścili-im nie wolno nawet przy jednym stole z nami jadać a co dopiero w tym samym budynku się modlić….nie, nie, to niemożliwe…dlatego kościół zbudować musimy….katolików jest więcej niż prawosławnych ,to oni nas nie lubią i boją się….prawosławni to ruscy a my.. tutejsi i…Polacy !....no tak!...

 a …wy?.... artyści tak? no to piękne obrazy Panu Bogu namalujcie-życzy młody ksiądz na pożegnanie odchodząc z parafianami.

*******************************************************

Ojciec Józef Makarczyk –franciszkanin-to nietuzinkowy człowiek i naprawdę wyjątkowy ksiądz….

Po pierwsze : pogodny i uśmiechnięty, skromny i życzliwy!

Po drugie: cudownie….  nieobliczalny ,czyli z artystyczną ,kolorową duszą!

Po trzecie: świetnie opowiada dowcipy i zna ich bardzo dużo…i co najważiejsze:potrafi też żatować z samego siebie....

Po czwarte : mimo ,iż jest znanym i ponoć  skutecznym egzorcystą to nie wypatruje w każdym człowieku diabła lecz szuka tego co dobre i piękne…

Po piąte: mimo teologicznego wykształcenia i powołania-pozostał normalnym, naturalnym sympatycznym i naprawdę miłym człowiekiem co jednak wcale takie oczywiste nie jest!

Przyjeżdża do Karolina na uroczyste otwarcie pleneru, a potem zaprasza do odwiedzin w parafii. Wita nas serdecznie i prowadzi do swego biura. Rozmawiamy o historii parafii, o wielkich poprzednikach księdza.. m.inn o franciszkańskim księdzu: o.Mechiorze Fordonie…




o. Melchior Józef Fordon.

Urodził się w Grodnie w rodzinie szlacheckiej, po ukończeniu gimnazjum wstąpił do seminarium duchownego w Wilnie. W 1887 r. przyjął święcenia kapłańskie. Ponieważ w tym czasie Kościół wileński odczuwał brak księży, zaraz po święceniach został proboszczem w Strubnicy k. Grodna, a następnie w kilku innych parafiach rozległej diecezji wileńskiej. Najdłużej, dziesięć lat (1893-1903) był proboszczem w Dąbrowie Białostockiej gdzie wybudował kościół.

Księdzem diecezjalnym był przez 23 lata. W tym czasie zasłynął jako apostoł trzeźwości, a także założyciel Służek Maryi, bractwa zajmującego się katechizacją dzieci w wioskach oddalonych od kościoła oraz opieką nad chorymi i ubogimi. Szczególną wagę przywiązywał do sakramentu pokuty. Wspierał biednych bez względu na ich wyznanie.

Podczas I wojny światowej miało miejsce w życiu o. Melchiora niezwykłe wydarzenie. 4 września 1915 r. żołnierze niemieccy oskarżyli trzynastu strażaków o szpiegostwo na rzecz Rosjan. Wśród nich byli katolicy, prawosławni i Żydzi. Mieli zostać rozstrzelani. Wtedy o. Melchior zaproponował niemieckiemu oficerowi, aby zamiast nich, rozstrzelał jego. Niemiec - po rozmowie z generałem - darował zakładnikom życie, a o. Melchior został na zawsze w pamięci mieszkańców Grodna.

W 1919 r. o. Melchior został przełożonym franciszkanów w Grodnie. Ściśle współpracował z o. Maksymilianem Marią Kolbem, który w 1922 r. przeniósł z Krakowa do Grodna redakcję "Rycerza Niepokalanej". Ojciec Fordon był spowiednikiem przyszłego świętego męczennika. Ostatnie lata życia chorował na gruźlicę i astmę.

Słuchamy opowieści i anegdot z życia Józefa Fordona.

Pamiętam taką piękną historię-opowiada o.Józef –kiedyś o. Fordon szedł uliczką i zobaczył starego Żyda, który dźwigał bardzo ciężki worek z mąką.. on mu ten worek pomógł zanieść do domu i jeszcze swoje buty oddał w prezencie…!

Ponoć w pogrzebie zmarłego 27 lutego 1927 r. w opinii świętości franciszkanina uczestniczyli nie tylko katolicy, ale także prawosławni i wierni wyznania mojżeszowego.

Był kochany i szanowany przez wszystkich!

Rozmawiamy jeszcze chwilę o zacnym o.Fordonie, patrzymy na stare parafialne księgi,fotografie i zapiski.

Potem ksiądz pokazuje nam jeden z egzemplarzy ,,Rycerza Niepokalanej’’, w którym zamieszczono artykuł oskarżający Żydów o mord rytualny na chrześcijańskich dzieciach. Sensacyjne zeznania w tej sprawie składał ponoć jakiś żydowski rabin!!!!

Jestem wstrząśnięta. Jak pogodzić ,,świętość’’ o. Fordona z propagowaniem tego typu niebezpiecznych bredni. Przecież właśnie z powodu takich kłamliwych paszkwili, szerzył się antysemityzm i nienawiść wobec Żydów…..Dochodziło do licznych rzezi i pogromów….

Pytam o. J o jego osobistą refleksję po przeczytaniu tego archiwalnego artykułu…Ksiądz jest zafrasowany…,,widzicie- mówi-taki artykuł jest jak trucizna…wierzysz nie wierzysz, ale ziarno zła zostaje zasiane…nawet ja po przeczytaniu tego wszystkiego zacząłem się nad tym zastanawiać i zadawać  sobie niewygodne pytania’’

-czy nawet ksiądz mógłby uwierzyć w takie straszne, kłamliwe historie????

-ponoć te zeznania składał żydowski rabin i to pod przysięgą!…zastanawia się ksiądz

-a może zmuszono go do tego…o ile w ogóle istniał…a może tę postać wymyślono aby uwiarygodnić antysemicką nagonkę????- czy nie pomyślał ksiądz o tym?- pytam przerażona- Przecież ksiądz wie, że to wszystko kłamstwo….i że to kłamstwo przyczyniło się do śmierci tysięcy Żydów!!!!

Siedzimy przez chwilę w milczeniu zastanawiając się nad postawą kościoła wobec Żydów w przeszłości ,przed wojną i w czasie zagłady …Wnioski są smutne i gorzkie.

Jednak byli też tacy, którzy ratowali Żydów narażając swoje życie –dodaje o.Józef.

Ponoć ojciec Kolbe także pisał kiedyś antysemickie artykuły ale potem zrozumiał, że popełnia grzech…-czy to prawda? –pytam…

Tak, to prawda antysemityzm jest grzechem potwierdza o.J….ale myślę, że potem wiele się zmieniło w jego sercu i już tam w obozie Kolbe umarłby także za Żyda-dodaje z przekonaniem.

Żegnamy się z księdzem, z nadzieją na kolejne spotkanie.


Na pamiątkę naszego spotkania otrzymuję niezwykły prezent: książkę: ,,Notatnik z Grodzieńskiego Getta’’-przygotowany do druku przez o.Józefa….

Poniżej cytuję artykuł, który ukazał się na ten temat w serwisie  internetowym POLACY.BY -Polacy na Białorusi





 „Notatnik z Grodzieńskiego Getta”

piątek, 04 listopada 2011 12:29 Ks. prof. Józef MAKARCZYK


Grodno jest jednym z najpiękniejszych miast Białorusi. Jest także miastem wielonarodowym. Mieszkają tu Białorusini, Rosjanie, Polacy, Żydzi i inne narodowości.
Właśnie rodziny żydowskie najbardziej ucierpiały podczas okupacji Grodna przez hitlerowców w czasie II wojny światowej. O ich tragicznych losach opowiada wydana w tym roku książka autorstwa ks. Józefa Makarczyka pt. „Notatnik z Grodzieńskiego Getta”, której prezentacja odbyła się 10 października br. w Grodzieńskim Muzeum Historii Religii. Materiał podany w książce w czterech językach: białoruskim, polskim, rosyjskim i angielskim. Na prezentacji byli obecni przedstawiciele władz miejskich i obwodowych, naukowcy, historycy, osoby duchowne, miłośnicy historii oraz zaproszone rodziny żydowskie.
„Ci ludzie-to są najbardziej kosztowne perły naszego miasta” - tymi słowami rozpoczął prezentacje książki ks. Józef Makarczyk. A tymi perłami są Grzegorz Hossida, który nie jeden rok przebywał w grodzieńskim getcie oraz Zachariasz Tarasiewicz, który będąc dzieckiem trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego.
Grzegorz Hossida urodził się i mieszkał w Grodnie. Był świadkiem wydarzeń, które miały miejsce w czerwcu 1941r., kiedy hitlerowcy zajęli miasto i pierwszym z tych, kto odczuł okrucieństwo i nieludzki stosunek wobec rodzin żydowskich. Grzegorz Hossida opowiedział o tych wydarzeniach na prezentacji: „Tego nigdy nie zapomnę. Pracowałem na kolei i musiałem nosić ciężkie opakowania z żelazem. Należało je nie tylko nosić, ale z nimi biegać. Skóra na rękach pękała, rozumiecie! A hitlerowcy nas bili i śmiali się z nas. … Zabroniono Żydom poruszać się po chodnikach. Mogliśmy chodzić pojedynczo tylko i wyłącznie po lewej stronie jezdni. Jeżeli ktoś nie podporządkowywał się zakazowi, czekała go śmierć”.
„Notatnik” jest swoistym odbiciem tragedii i bólu bezwinnie więzionych i zamordowanych ludzi. Jest historią Grodna. Zmusza do refleksji, do zastanowienia się nad własnym sensem życia i losem innych ludzi, nad ich bólem i cierpieniem.
Ponieważ Bóg dał tym ludziom szansę na życie, to znaczy, że Bóg żyje w nich. Musimy być dumni, że są wśród nas. Są naszą historią i historią swego narodu.
Jolanta DANIJAROWA

Fragmenty
Znalazcą pamiętnika w ruinach getta w Grodnie był jeden z ojców franciszkanów.
Prezentowany tutaj „Notatnik” przypadkowo znalazł O. Tytus Strzelewicz, gdy chodził po ruinach getta w Grodnie. Z gruzów wciągnął także dwie płyty z nagraniami żydowskich tekstów religijnych, które śpiewali sławni kantorzy żydowscy.
Znaleziony „Notatnik” miał wymiary 10,3 x 6,5 cm, był oprawiony w płótno introligatorskie. Do niego dołączono czarny ołówek o długości 5 cm. Na notesie był wyciśnięty napis w języku rosyjskim: Записная. Zeszyt zawierał 46 kartek, z zapisanymi 28 stronami. Notatki były pisane na jednej stronie kartki.
Autorem „Notatnika” jest jeden z pośród 29000 Żydów, uwięzionych w getcie w Grodnie, który wraz z pięcioma rodakami ukrył się na poddaszu jednego z domów. Był świadkiem śmierci swej córki, której nie pogrzebał z powodu niemożności wykopania grobu. Tęsknił za żoną Felonią i synem Henrykiem. W nieludzkim cierpieniu ożywiała go nadzieja, że żona wraz z synem gdzieś żyją, a Pan Bóg pozwoli mu ich spotkać. Był osobą wykształconą, przypuszczalnie w wieku około czterdziestu lat. W okresie 20.02. - 08.04.1943r. ukrywał się w ciasnej kryjówce na strychu domu. W tym czasie prowadził zapiski w „Notatniku”.
Ludzie, ukrywający się z autorem pamiętnika, przez osiem tygodni dzień i noc przebywali w schronie, w którym formalnie nie było miejsca do siedzenia nawet w stanie skurczonym. Moralne męczarnie powiększały — zimno, śnieg, deszcze, wiatr. Nieustannie odczuwali grozę śmierci. Widzieli oprawców wywożących różne przedmioty i rzeczy, którzy nieraz pukali do ich mieszkań. Podczas lektury tych skromnych kartek, zapisanych skrótami, stylem telegraficznym, ogarnia nas przerażenie, że podobne piekło można przeżyć na ziemi.
Jaki był los Autora? Czy wyszedł z getta? Czy obecnie żyje? Niestety, nie można nic konkretnego powiedzieć. Grzegorz Hossida, były więzień getta grodzieńskiego, który sam uciekł z transportu do Treblinki, twierdzi, że trudno było by im przeżyć. Jednak wszystko, co dla ludzi jest niemożliwe, dla Pana Boga staje się możliwym. Niewykluczony jest pozytywny koniec tego dramatycznego wydarzenia - uratowanie się przynajmniej kogoś ze wspomnianej szóstki osób. Czytając pamiętnik wyczuwa się, że wszyscy są zdecydowani na opuszczenie schronu i podjęcie próby przedostania się do lasu. Z tego powodu szykują się do wyjścia. Autor przebrał się, ogolił i był gotów do wymarszu. Mogła jednakże zaistnieć inna ewentualność. Niemcy i strażnicy doszli do ich schronu, wszystkich odkryli i wywieźli do obozów koncentracyjnych lub rozstrzelali.
Z treści zachowanego „Notatnika” należałoby wnioskować, że Autor, gdy był zmuszony opuścić swój schron — porzucił zapiski. Nie przeczuwał, że ktoś je przypadkowo znajdzie i pozostaną autentycznym świadectwem tragedii nie tylko wspominanych towarzyszy niedoli, których zachowania fragmentarycznie opisuje, lecz stanie się dokumentem cierpień i zagłady 29000 Żydów z Grodna.
Przypomnijmy kilka wiadomości, które wprowadzają w tematykę czasu okupacji niemieckiej i pewnych zasad funkcjonowania ludności zamkniętej w getcie. Wszyscy Żydzi musieli nosić żółtą gwiazdę przyszytą do ubrania na piersiach i plecach. Ponadto mogli chodzić tylko środkiem ulicy, ponieważ istniał zakaz chodzenia po chodniku. Nie wolno im było poruszać się w grupie, tylko pojedynczo. Jeśli z konieczności szło parę osób, musieli iść gęsiego. Przy spotkaniu się z Niemcem mieli obowiązek zdejmowania nakrycia głowy. Za uchylanie się od tych przepisów groziła kara śmierci. Mieszkańcy getta przygotowywali się na trudne czasy, zaczęli przygotowywać kryjówki do przechowywania żywności i mienia.
Od listopada 1941r. w Grodnie funkcjonowały dwa getta – nr I znajdowało się w starej dzielnicy żydowskiej koło zamku i nr II w okolicy ul. Jerozolimskiej, obecnej ul. Antonowa, tzw. Rynku Skidelskiego. Getto nr I mieściło się na przestrzeni ok. 0,5 ha i za zasiekami gromadziło 15 tyś. mieszkańców, natomiast getto nr II terytorialnie było większe, ale miało mniej zabudowań i na jego terenie osiedlono 10000 Żydów. Wejście do getta nr II prowadziło od ul. Artyleryjskiej. Zostało ono wcześniej zlikwidowane. Jego mieszkańców przewieziono do Kiełbasina pod Grodnem i tutaj trzymano w nieludzkich warunkach, zabijano lub wywożono do całkowitej likwidacji. Od 01.11.1942r. zamknięto getto nr I i zaczęły się wywózki Żydów. W połowie marca 1943r. ostatnich Żydów przetransportowano do Białegostoku i od tego momentu getto było całkowicie puste.
Feliks Zandman w książce pt: „Nigdy nie gaśnie nadzieja”, w mistrzowski i zarazem profesjonalny sposób przedstawił historię tamtych lat oraz własny los, który po wielu, często nieludzkich przejściach i perypetiach, był dla niego łaskawy. Opisując dzieje swoje i przyjaciół w bardzo przystępny i barwny sposób przedstawił relacje międzyludzkie, jakie panowały w getcie. W podobny sposób przejrzyście scharakteryzował społeczność żydowską.
Feliks Zandman opisał jedną z kryjówek wykonaną w getcie, która bardzo przypomina schron bohaterów „Notatnika”. Wyglądała następująco: „Nad sufitem kuchni na pierwszym piętrze znajdowało się poddasze, które pojmowało przestrzeń po jednej stronie domu. Na jednym jego krańcu, tam, gdzie dach stykał się ze stropem, nie było w ogóle wolnej przestrzeni. Ale przy drugim krańcu poddasze miało wysokość ok. 50 centymetrów. Tutaj - jak sprawdziliśmy - mogło się ukryć w pozycji leżącej osiem osób. Sporządzono pomysłowo zaprojektowaną klapę włazu, zamykającą otwór w suficie kuchennym i przygotowano drabinę, jeśli zaczęłyby się wywózki, osiem wybranych osób miało wejść po drabinie i przez otwór. Następnie drabinę usunięto i przeniesiono w inne miejsce. Nie można by się tam ruszać, ale ta kryjówka była niemal nie do wytropienia”.
Ponadto Pan Feliks Zandman przedstawia, w jaki sposób ludzie dorastali do szczytów heroizmu w obliczu niebezpieczeństwa i próby. Pięknie przedstawił ostatnie wieści o swymi dziadku Nachumie Frejdowiczu, którego postawa może być dla współczesnych godną pamięci i troski o najbliższych: „Ktoś widział w tłumie mojego dziadka, jadącego w saniach ciągnionych przez konie. Po raz ostatni widziano go, jak siedział z tyłu sań z odkrytą głową na dwudziestostpniowym mrozie, tulącego w ramionach troje małych dzieci”.
Od czasów zakończenia II wojny światowej w granicach Białorusi nie przebywał żaden biskup katolicki, natomiast Wschodnia Białoruś była zupełnie pozbawiona księży już do 1937r. Podobny los spotkał wyznawców religii mojżeszowej - brak synagog otwartych dla kultu i rabinów.
Opublikowany tekst świadka życia, w getcie niech przemówi do czytelników swym autentyzmem, pełnym bólu, tragedii i cierpienia niewinnie mordowanych ludzi, ponieważ jest to jeden z nielicznych, jakże tragicznych, dokumentów eksterminacji Żydów.

fragment pnia ściętego drzewa w pobliżu  Wielkiej Synagogi.......(foto e.p)


 wejscie do getta-w miejscu dawnej bramy-pamiąkowa menora.......( foto e.p)





Wielka Synagoga w Grodnie-czerwiec 2012 r. ( foto e.p)








HISTORIA ŻYDÓW W GRODNIE

Tekst zamieszczony w portalu internetowym FORUM ŻYDÓW POLSKICH





Przypuszcza się, że Żydzi w Grodnie pojawili się pod koniec XII wieku.
Pierwsze wiarygodne źródła datowane są na XIV wiek.
Kiedy gmina żydowska w Grodnie w 1389 roku otrzymała przywilej od wielkiego księcia litewskiego Witolda, w mieście istniała już synagoga i cmentarz żydowski.
W XV wieku gmina żydowska w Grodnie była jednak niewielka.
Żydzi mieszkali na osobnej ulicy i zajmowali się handlem. W 1495 roku podobnie, jak i inni Żydzi Księstwa Litewskiego zostali wygnani z państwa, a ich majątek skonfiskowano i rozdano mieszczanom, anulując długi, które mieli u nich chrześcijanie.

W 1503 roku Żydom pozwolono powrócić i ubiegać się o zwrot majątku. W połowie XVI wieku, 60 z 543 działek miejskich zostało zabudowanych domami żydowskimi. Pod koniec XVI wieku w Grodnie istniało kilka beit-midraszy i jesziw. Gmina żydowska w Grodnie ocalała od pogromów i rzezi w czasach B. Chmielnickiego (1648-49) i nawet stanowiła wówczas schronienie dla uciekinierów z Ukrainy. Później, jednakże, ucierpiała podczas najazdu wojsk rosyjskich (1655-57) i szwedzkich (1658-60).


W pierwszej połowie XVII wieku gmina żydowska w Grodnie była uważana za jedną z trzech najważniejszych żydowskich gmin na Litwie (na równi z Brześciem i Pińskiem) i posiadała swoich przedstawicieli w Waadzie litewskim. Drewniana synagoga w Grodnie (pochodząca z II połowy XVII wieku, zburzona przez nazistów w 1941 roku) słynęła ze swego rozmiaru i dostojeństwa architektury. Kiedy w wyniku 3 rozbioru Polski (1795) Grodno znalazło się na terytorium Rosji, Żydzi stanowili większość populacji miasta. W XIX wieku i na początku wieku XX następował dalszy wzrost liczebności żydowskiej populacji w Grodnie, jednakże procent mieszkańców żydowskich w stosunku do ogólnej liczby mieszkańców miasta zmniejszył się. W 1816 roku w Grodnie żyło 8422 Żydów (85% populacji), w 1859 roku – 10 300 Żydów (53 % populacji), w 1887roku 27 343 Żydów (68% populacji), w 1897 roku 22 684 Żydów (48,4% populacji, w 1910 roku 31 055 Żydów. W latach 1790 i 1816 Żydzi grodzieńscy doświadczyli krwawych zniewag. Tradycyjnymi źródłami dochodu Żydów grodzieńskich były handel (głównie produktami rolniczymi i leśnymi), rzemiosło, a w II połowie XIX wieku przemysł. W 1887 do Żydów należało 88% przedsiębiorstw handlowych, 76% fabryk i warsztatów, 65,2 % nieruchomości.



Przez długi czas Grodno było uważane za jedno z centrów życia duchowego Żydów polskich.
Spośród wielkich talmudystów, pełniących funkcję rabina w Grodnie, znany był zwłaszcza Mordechaj Jaffe (XVI w.). W XVIII wieku w Grodnie żył znany rabin i kabalista Ziskind (Aleksander) ben Mosze (zmarł w 1794 roku). Pierwsza księga wydana po hebrajsku na Litwie została wydrukowana w Grodnie w 1788 roku. W latach 1920-39, wybitny talmudysta, rabin Szymon Jehuda Szkop stał na czele wielkiej jesziwy Szaarej ha Tora.

W Grodnie przez długi czas mieszkał redaktor wydawnictw w języku hebrajskim i tłumacz Abraham Szalom Fridberg (1838-1902) i poeta L. Najdus.


Z Grodna pochodzili nadworny fotograf i autor wierszy po hebrajsku Abba Aszer (Konstantyn Aleksandrowicz) Szapiro (1839-1900), malarz L. Bakst i rzeźbiarz I. Ginzburg. Jedna z pierwszych spółdzielczych kas oszczędnościowo-pożyczkowych założona została w Grodnie w 1898 roku.

W Grodnie działało jedno z pierwszych żydowskich kół socjalistycznych (1875-76). Od końca lat 90-tych XIX wieku w mieście istniały rozmaite zgrupowania żydowskiego ruchu robotniczego, pośród których aktywnie wyróżniali się członkowie Bundu. Uczestnicy ruchu robotniczego odegrali ważną rolę przy organizacji żydowskiej samoobrony.

W 1906 roku w Grodnie funkcjonowało 100 chederów (1200 uczniów), 7 szkół podstawowych męskich (566 uczniów), pięć szkół żeńskich (527 uczniów).

W 1907 roku w Grodnie otworzono grodzieńskie kursy pedagogiczne – jedyną w Rosji instytucję oświatową przeznaczoną dla przygotowywania żydowskich nauczycieli. Kursy były organizowane przez Towarzystwo na rzecz upowszechniania oświaty wśród Żydów w Rosji. Wraz z kursami funkcjonowała biblioteka.


Ruchy syjonistyczne i propalestyńskie zakorzeniły się głęboko w Grodnie. W 1872 roku w Grodnie założono stowarzyszenie na rzecz emigracji do Palestyny. Inne, analogiczne stowarzyszenie nabyło działkę ziemi w Petach-Tikwie (Petach Tikwa [
פֶּתַח תִּקְוָה], miasto w dolinie Szaron, około 10 km na wschód od Tel-Avivu), kiedy zakładano tę osadę (1880). Jednym z pierwszych osadników w Petach-Tikwie był Mordechaj Diskin (1844-1914) z Grodna. Stowarzyszenie Chowewej Syjon w Grodnie w 1890 roku okazało szczodre wsparcie dla budowy żydowskiej szkoły żeńskiej w Jaffie. Aktywnymi uczestnikami ruchu syjonistycznego byli pochodzący z Grodna bracia Becalel i Lejb
Jaffe.



W czasie drugiej wojny światowej Anna i Stanisław Krzywiccy ukrywali w swoim gospodarstwie we wsi Dulkowszczyzna trzyosobową rodzinę Trachtenbergów – właścicieli magazynu maszyn rolniczych z Grodna.





W 1941 r., po wycofaniu się Armii Czerwonej, Grodno przeszło pod okupację niemiecką.


Przed wybuchem II wojny światowej Żydzi stanowili 42% mieszkańców Grodna będąc najliczniejszą grupą narodowościową na terenie miasta. W latach 1939–1941 miasto znajdowało sie pod okupacją sowiecką, jednak w czerwcu 1941 po silnym bombardowaniu dzielnicy żydowskiej zostało zajęte przez wojska niemieckie. W tym samym miesiącu utworzono Judenrat, na czele którego stanął nauczyciel szkoły średniej "Tarbutu" Dawid Brawer[. Żydom nakazano noszenie opasek z niebieską gwiazdą Dawida, później żółtych łat.


Getto w Grodnie

15 października 1941 wydano zarządzenie o obowiązku pracy dla mężczyzn (od 14 do 60 lat) i kobiet (od 14 do 55). W listopadzie 1941 ogłoszono powstanie dwóch odrębnych gett na terenie miasta oddalonych od siebie o ok. 2 km. Getto nr 1 przeznaczone dla osob przydatnych gospodarce III Rzeszy założono w centralnej części miasta wokół synagogi – na jego terenie umieszczono ok. 15 tys. Żydów. Getto nr 2 powstało na terenie podmiejskiej Słobódki, w jego obrębie zamknięto 10 tys. Żydów uznanych za niezdolnych do pracy.

Wprowadzono restrykcje dotyczące żywności: na każdego pracującego Żyda przypadało dziennie 200 gramów chleba. Judenrat prowadził sklep z koniną, która dostępna była tylko przy specjalnych okazjach. W piwnicach Synagogi umieszczono skład z ziemniakami. Na terenie gett istniały kuchnie publiczne wydające dziennie 3 tys. bezmięsnych posiłków o słabej wartości energetycznej.

Likwidacja grodzieńskiej społeczności żydowskiej rozpoczęła się w listopadzie 1942, gdy zdecydowano o zniesieniu Getta nr 2. 15 i 21 listopada 1942 jego mieszkańcy zostali w dwóch turach załadowani na transport kolejowy i wywiezieni do Auschwitz-Birkenau. Niewielką część Żydów przydatnych do pracy skierowano do getta nr 1.

Deportacje z getta śródmiejskiego rozpoczęły się pod koniec listopada 1942. Wywieziono wówczas do odległego o 5 km obozu koncentracyjnego w Kiełbasinie 4 tys. osób. Obóz w Kiełbasinie był stacją przystankową przed deportacją do Auschwitz i Treblinki. W tym samym czasie miała miejsce trzecia z kolei Akcja w Grodnie, a pierwsza na terenie getta centralnego: mężczyźni, kobiety i dzieci zostały w środku nocy zgromadzeni w Wielkiej Synagodze, a nad ranem kazano im rozpocząć marsz do obozu w Kiełbasinie pod przywództwem obdarzonego autorytetem Żyda Skibelskiego (Skidelskiego?), którego przebrano w czapkę klowna i zmuszono do gry na skrzypcach.

W styczniu 1943 z Grodna w wyniku kolejnej tzw. Akcji deportowano do Oświęcimia 12 tys. Żydów, z których większość zamordowano tuż po przybyciu do obozu. W getcie zostało wówczas 5 tys. Żydów. Kolejne deportacje z getta miały miejsce w lutym 1943 (dwa transporty do Treblinki). Na terenie getta nr 1 pozostało wówczas nieco ponad 1 tys. Żydów, których w marcu wywieziono do getta w Białymstoku. 13 marca 1943 ogłoszono Grodno "wolnym od Żydów" (judenrein), choć w momencie wkroczenia Armii Czerwonej do Grodna 14 lipca 1944 wciąż żyło w mieście od 40 do 50 ukrywających się Żydów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz