............

czwartek, 17 maja 2012

LITEWSKI KOSZMAR czyli:KOGO OBCHODZI PŁACZ DZIECKA...???!!!


Dziś miałam zamieścić wesoły, radosny list o kolejnej wycieczce....Miało być miło i przyjemnie...optymistycznie...

Jednak tego listu nie będzie...Nie będzie...bo nie jest ani pięknie, ani optymistycznie....wraz z tysiącami Litwinów przeżywam dramat małej dziewczynki skrzywdzonej przez dorosłych.....

Ta ,,sprawa'' toczy się od kilku lat...

Oto archiwalny ( luty 2012)artykuł zamieszczony na portalu wp.pl:

,,….Gdy zabito jej brata, sama stanęła w obronie jego córki, która padła ofiarą wpływowej szajki pedofilów i tylko jej ojciec - Drasius Kedys - miał odwagę stanąć w jej obronie. Neringa Venckiene zapowiedziała, że nie odda bratanicy matce, ponieważ Kedys podejrzewał ją o stręczenie własnego dziecka.

Kiedy policja usiłowała odebrać Nerindze dziewczynkę, pod jej dom przyjechał tłum ludzi z całej Litwy. Żywym murem otoczyli posesję Kedysów i nie pozwolili matce zabrać dziecka. To jednak nie koniec sprawy - matka, Laimute Stankunaite, nadal domaga się oddania córki a policja i sąd zastanawiają się jak odebrać ją cioci, mimo, iż dziecko za nic nie chce wrócić do matki.






Sąd chce oddać dziecko matce

Głośna na Litwie sprawa pedofilska znowu bulwersuje opinię publiczną, która nie może pojąć, czemu sąd nadal dąży do odebrania siostrze ojca-mściciela, Drasiusa Kedysa, zaledwie 7-letniej dziewczynki. Co z zeznaniami dziewczynki, która opowiadała, jak jej własna matka pozwalała grupie wpływowych pedofilów molestować ją i gwałcić?

Niemal rok temu litewski sąd orzekł, że dziewczynka musi zamieszkać z matką. Jednak, wtedy dziewczynkę obronił wzburzony tłum pod domem Kedysów. W grudniu ubiegłego roku sąd rejonowy w Kiejdanach znowu orzekł, że dziecko ma być oddane matce, zaś decyzja ma być wykonana niezwłocznie. I tym razem, w obronie dziewczynki stanęły tłumy, więc córka Kedysa znowu została w domu ciotki.

Dziecko dalej, jednak nie może czuć się bezpiecznie, bo do sądu w Kiejdanach wpłynął wniosek komornika o pozwolenie na wyprowadzenia dziewczynki z domu Venckiene przy użyciu siły. Zgodnie też z nakazem sądowym dziewczynka spotyka się z matką w domu ciotki, ale do matki wracać nie chce. Venckiene protestuj, pisze listy i odwołania od decyzji, ale jak na razie bez rezultatu.

To jest państwo prawa?

- Po prostu w głowie się nie mieści, że takie rzeczy dzieją się w państwie prawa, za, jaki nasz kraj się uważa - mówi Wirtualnej Polsce Neringa Venckiene. Jej słowa mają szczególny wymiar, ponieważ Venckiene sama jest sędzią sądu okręgowego w Kownie i pracuje w zawodzie już kilkanaście lat. Doświadczenie zawodowe nie pozwala jej też uwierzyć w oficjalną wersję śmierci brata. Drasius Kedys zmarł ponoć w wynik "udławienia się własnymi wymiocinami", kiedy przed prawie rokiem, w kwietniową zimną noc, nie wiedzieć, czemu upijał się samotnie nad brzegiem Zalewu Kowieńskiego. Neringa Venckiene jest przekonana, że jej brat został zamordowany gdzie indziej, a jego ciało zostało porzucone nad zalewem.

Neringa jest przekonana, że Kedysa zamordowano za to, że domagał się ukarania gwałcicieli swojej córki - m.in. Andriusa Usasa, biznesmena i polityka, asystenta byłego przewodniczącego litewskiego parlamentu oraz sędziego Jonasa Furmanaviciusa, który też już nie żyje - a także tajemniczego "wujka Aidasa". Kedys podejrzewał, że był to ktoś z litewskich służb specjalnych.

1

Zdaniem Kedysa mężczyźni ci byli częścią międzynarodowej szajki pedofilskiej, która ma swoich ludzi w strukturach władzy i organach sądowniczych Litwy. Także Venckiene jest przekonana, że taka szajka istnieje. Ostatnio w Norwegii została rozbita grupa pedofilów. U zatrzymanych znaleziono kilkaset filmów z dziecięcą pornografią. - Okazało się, że większość filmów była nakręcona na Litwie - mówi Venckiene.



"Wujkowie Andrius, Jonas i Aidas"



Siostra Kedysa jest przekonana, że po zabiciu brata, teraz szajka usiłuje odebrać jej jego córkę, która jest jedynym świadkiem w tej sprawie. Dziewczynka opowiedziała śledczym o tym, jak była wielokrotnie gwałcona i molestowana seksualnie przez "wujków Andriusa, Jonasa i Aidasa", przyjaciół matki. Dziewczynka opowiedziała też, że była gwałcona w jednym z kowieńskich hoteli, ale też w mieszkaniu matki, które dla Laimute Stankunaite wynajmował i opłacał Andrius Usasa.

Sam Usas również zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w czerwcu 2010 r. Oficjalne ustalenia mówią o tym, że podczas jazdy quadem Usas wjechał do przydrożnego rowu, spadł z pojazdu i utonął w wodzie, sięgającej mu zaledwie do kolan.

Natomiast Jonas Furmanavicius zginął w październiku 2009 r. Został zastrzelony przez Drasiusa Kedysa, który zdesperowany obojętnością policji, prokuratury, sądów, polityków i mediów, do których się zwracał, sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość krzywdzicielom swojej córki. Przynajmniej tak ustaliła policja - to oficjalne stanowisko.

Neringa Venckiene powiedziała Wirtualnej Polsce, że zaczyna wierzyć, że to jej brat zabił Furmanaviciusa oraz Violetę Naruseviciene, siostrę Laimute Stankunaite, która także stręczyła pedofilom własne córki. Neringa uważa, że jej bratanica jest jedynym zagrożeniem dla siatki pedofilów. - Stąd też te starania, żeby jak najszybciej przekazać ją matce, bo wtedy to Stankunaite, w której przecież mieszkaniu dziewczynka była gwałcona, będzie jedynym pełnomocnikiem interesów dziecka, również w sądzie, w sprawie pedofilskiej - tłumaczy nam Neringa Venckiene.

W połowie lutego, II wileński sąd dzielnicowy wznowił wyjaśnianie sprawy córki Kedysa. Po śmierci Usasa sąd w Kiejdanach ją umorzył. Doprowadzenia sprawy do końca i oczyszczenia męża z zarzutów domaga się żona Usasa. Pobrali się już po wybuchu skandalu. Jednak wileński sąd postanowił zawiesić sprawę do kwietnia, póki sądy w Kiejdanach i w Poniewieżu nie "rozwikłają" sprawy odebrania dziewczynki Nerindze Venckiene.

Brak sprawiedliwości i logiki

- Tu już brakuje nie tylko sprawiedliwości, ale zwykłej logiki, która nakazuje, by najpierw została wyjaśniona sprawa pedofilska, a dopiero potem podjęta decyzja, z kim dziewczynka ma zamieszkać, ze mną, czy z matką - oburza się Venckiene.

Tymczasem litewskie sądy kierują się własną logiką. Sąd Apelacyjny odrzucił wniosek Venckiene o wyłączeniu z procesu całego składu sądu okręgowego w Poniewieżu. Rozpatrywany w nim jest wniosek rodziców Drasiusa Kedysa o pozbawienie Laimute Stankunaite prawa do opieki nad córką. Po odrzuceniu apelacji, decyzja w tej sprawie może zapaść już w najbliższych dniach. Neringa Venckiene nie ma wątpliwości, że nie będzie to decyzja na korzyść rodziców Kedysa. Walka o dziewczynkę trwa.

Z Wilna dla polonia.wp.pl
Stanisław Tarasiewicz







Tak było do wczoraj….Mimo protestów dziecka, mimo wielkiej społecznej kampanii na rzecz obrony dziewczynki ,mimo próśb i apeli skierowanych nawet do samej Pani Prezydent…dzisiejszego ranka oddziały policji wtargnęły na teren posesji, ….wyłamano drzwi, wybito okna i siłą wywleczono dziewczynkę z domu.

Przekazano dziecko matce, która wg zeznań  samej dziewczynki –oddawała ją w ręce pedofilów!!!!

Ludzie krzyczeli i płakali…Policja była brutalna i bezwzględna, pobiła i aresztowała też wielu protestujących…

BRAK MI SŁÓW ABY WYRAZIĆ SWÓJ BÓL, OBURZENIE, PRZERAŻENIE I BEZSILNOŚĆ….



Dziecko nie chciało wracać do matki, …. jednak sąd nie brał tego zupełnie pod uwagę…nie potraktował dziewczynki jak człowieka lecz jak przedmiot, ……. postanowił i zezwolił na odebranie dziecka siłą….

NA JAKIM ŚWIECIE ŻYJEMY????? JAKIE TO PAŃSTWO, KTÓRE POZWALA NA ZBRODNIE I CHRONI GANGSTERÓW A KARZE ICH OFIARY….

Jestem dziś zupełnie rozbita i nie potrafię nawet dobrze sformułować swoich myśli…..



Czuję ogromny smutek….



W całym kraju zorganizowano wiele akcji protestacyjnych, tysiące ludzi wyraża swoje oburzenie i gorycz z powodu decyzji władz…

Na transparentach oskarżycielskie napisy pod adresem polityków i rządu….

BRAK MI SŁÓW ABY WYRAZIĆ SWÓJ BÓL, OBURZENIE, PRZERAŻENIE I BEZSILNOŚĆ….

Czytam artykuły w prasie…słucham wyjaśnień prokuratury i sądu…oświadczenia Pani Prezydent.. oglądam filmowy materiał na you tube….słyszę wciąż krzyk przerażonego dziecka…..mam wielką  nadzieję, że to tylko mroczny senny koszmar….CHCĘ SIĘ OBUDZIĆ!!!!!



Obawiam się, że za jakiś czas wszystko ucichnie…Ludzie rozejdą się do domów, bo nikogo nie obchodzi ich krzyk…jeśli będą krzyczeć zbyt  głośno, to można ich przecież uciszyć pałkami …..

Ważne aby był ,,PORZĄDEK’’: zboczeńcy nadal będą gwałcić dzieci a  policja będzie ich chronić…





KOGO OBCHODZI PŁACZ MAŁEJ, SKRZYWDZONEJ DZIEWCZYNKI????????


niedziela, 6 maja 2012

listy znad Niemna......: K jak KVADRATAS czyli o moich szaleństwach do kwad...

listy znad Niemna......: K jak KVADRATAS czyli o moich szaleństwach do kwad...: Za oknem prawdziwy zywioł....szaleje wichura,pada ulewny deszcz z gradem....pierwsza majowa burza  a ja pijąc gorącą herbatę,wspominam w...

K jak KVADRATAS czyli o moich szaleństwach do kwadratu!!


Za oknem prawdziwy zywioł....szaleje wichura,pada ulewny deszcz z gradem....pierwsza majowa burza  a ja pijąc gorącą herbatę,wspominam wydarzenia z ostatnich kilku dni…..



Miałam  koszmarny sen…Jest słoneczne popołudnie w Kaunas…przebieram się i pospiesznie wychodzę z domu…za pół godziny zaczyna się ,,ważny wernisaż ''…ważny między innymi z tego powodu, że  ja w nim też uczestniczę ( Ji jestem tam bardzo zestresowana )…Pokazuję 4 małe prace!(kolorowe pejzaże malowane na kartonie)….Do przystanku autobusowego jest dosyć daleko, więc próbuję otworzyć garaż, aby pojechać rowerem…


Jako włamywacz nie zrobię kariery....Klucz się zacina…Drzwi całkowicie obojętne na moje nieprzychylne westchnienia...ech…biegnę do domu…szukam pieniędzy na bilet…pamiętam o wyłączeniu światła,zamknięciu domu i furtki....zapominam o zabraniu telefonu…,ale ściskam w dłoni monety i pędzę na autobus…


Przebiegam dwie przecznice jak olimpijczyk....Mam szczęście (???), autobus akurat nadjeżdża! Wpadam w ostatniej chwili zdyszana i spocona…Kupię bilet u kierowcy-myślę. Podaję mu odliczoną sumę. Kierowca gestykulując każe mi przejść do tyłu i nie tarasować przejścia….Posłusznie  ( i naiwnie!!!) wykonuję jego polecenie. On jest tu szefem, ma długie ,groźne wąsy i czerwoną twarz, jest tak bardzo skoncentrowany na swojej pracy,że chyba zapomina podać mi bilet…??? Czekam cierpliwie, ale on mnie nie zauważa… Na kolejnych przystankach, wchodzą inni ludzie, a ci którzy płacą , otrzymują też pokwitowanie…Ja nic nie dostałam !?…zaczynam się niepokoić i analizować sytuację….A JEŚLI WEJDZIE KONTROLER??? ach, na pewno tu są inne zwyczaje-pocieszam się…pewnie kierowca sam jest kontrolerem i dobrze wie, że zapłaciłam za tę podróż….Jednak na wszelki wypadek szukam komórki, aby w razie czego ,,zadzwonić do przyjaciela ‘’….szukam…szukam i nie znajduje…a niech to! Przecież nie wiem nawet dokładnie jak dojść do galerii….i co teraz????

Jeszcze jeden przystanek….tylko spokojnie…na pewno COŚ wymyślę…w wymyślaniu COSIA jestem ekspertem!Cóż...nie mam komórki, nie mam biletu, nie znam adresu, LECZ NADAL JESTEM PEŁNA OPTYMIZMU!!!. Tak pieknie świeci słońce,czym tu sie martwić????
i...nagle…robi mi się słabo…widzę na przystanku 3 tajemnicze postacie w błękitnych mundurach…Wyglądają jak aniołowie,ale tym razem naprawdę nie jestem gotowa na spotkanie z ich świętością!!!!
KONTROLERZY!!!!!Boże, nie!- błagam-uczyń mnie niewidzialną!!! Autobus zwalnia, ja rzucam się do przodu, chcę już stukać w szybę kierowcy i domagać się pomocy-ale on zerka na mnie gniewnie, macha ręką  i …otwiera przednie drzwi- wyskakuję z obłędem w oczach…biegnę jak ścigany zając …Potykam się o nierówny chodnik....Wyobrażam sobie jak mnie zatrzymują i aresztują…o nie!!!!!uświadamiam sobie, że moje dokumenty także zostawiłam w domu…!!!!Znikąd ratunku!!!????
BIEGNĘ JAK PRZESTĘPCA…nie oglądam się za siebie….serce bije mi straszliwie, tracę oddech…w końcu poddaję się, zatrzymuję się pod starym kasztanowcem i mam wrażenie, że za chwilę umrę…MAMOOOOO,DOBRZE ,ŻE TEGO NIE WIDZISZ!!!!!Już mi wszystko jedno…niech mnie nawet ktoś zastrzeli-proszę bardzo!!!…ale nie chcę dłużej tego przeżywać…nie zrobiłam nic złego, a czuję się i zachowuję jak bandzior….groza!!!!

Och jak bardzo chciałam się obudzić, przetrzeć oczy i odetchnąć z ulgą…lecz NIESTETY TO NIE BYŁ SEN!.....TO WSZYSTKO WYDARZYŁO SIĘ NAPRAWDĘ!!!!

 Siedzę w trawie i płaczę ze złości na siebie i na swoje idiotyczne, irracjonalne zachowanie….od kiedy pamiętam…zawsze tak było…w domu i w szkole…gdy coś złego się wydarzyło i szukano winnych…ja już pociłam się ze zdenerwowania. Komuś w klasie zginął piórnik….,,nooooo????…proszę się  natychmiast przyznać! „-krzyczała nauczycielka -a ja wybuchałam płaczem…choć oczywiście nie miałam z tym nic wspólnego…. :(

Cha, cha! ale beksa !- śmiały się dzieci…Ja beksa???? Niedorzeczne oskarżenie  :)  , przecież jednocześnie byłam  radosna i pełna pomysłów na szalone zabawy i psoty…( co niestety zostało mi do dzisiaj …hmm….) Wspinałam się na drzewa i skały,skakałam z dachu, czyniłam akrobacje na wysokim płocie i postrzępionej linie, łaziłam po bagnach, żwirowiskach i bunkrach, wiele razy zabłądziłam w lesie…


czyniłam wiele innych niebezpiecznych rzeczy, o których lepiej chyba nie wspominać….
Wiele razy mogłam to nawet przypłacić życiem, okropnie bolał rozbity nos, poraniona noga, rozcięty palec i zszywana głowa….ale mój temperament i nieograniczona fantazja popychały mnie do nowych przygód….Proszę bardzo! Mam więc kolejną przygodę….Skulona w trawie pod wielkim starym drzewem, sapię jak  maratończyk i dziękuję Bogu, że już po wszystkim….Przypominam sobie, że jeśli chodzi o WF, to właśnie z biegania miałam najlepsze stopnie!!!! Hurra!!!! Po chwili stwierdzam spokojnie, że skoro udało mi się uciec J)))))) to znajdę także drogę do miejsca gdzie już na pewno zaczął się wernisaż…Kiedyś już przecież tam byłam. Wtedy było trochę  inaczej bo jechałam samochodem i nie koncentrowałam się na kierunkach, ale od czego mamy pamięć wzrokową ????cha, cha!!!! Udało się!!!! Jestem na miejscu…Spóźniona ale bardzo z siebie dumna  i szczęśliwa!!!
Cieszę się ,że nie złamałam nogi,że jutro w gazecie nie ukaże się artykuł o zdemoralizowanej,zuchwałej polskiej artystce ,która popełniła ,,autobusową zbrodnię'' i zbiegła z miejsca  przestępstwa!!!
Cieszę się, że nie siedzę teraz na komendzie policji lecz oglądam piękne,różnorodne prace artystów i z litewskimi Przyjaciółmi wznoszę radosny toast!!!
LE CHAIM!!! I SVEIKATA!!!


Wystawę ,,Kwadrat’’ od kilku lat organizuje świetny artysta i niezwykle sympatyczny człowiek:
 Arturas  RIMKEVICIUS, który sam zajmuje się szkłem artystycznym i tworzy bardzo interesujące, nowoczesne prace.





W wystawie uczestniczyli artyści z Litwy i Łotwy a mój udział był dla mnie wielkim wyróżnieniem i radością.

Z uwagi na dużą liczbę uczestników, nasze prace są pokazywane w dwóch galeriach jednocześnie. Z tego powodu tego samego dnia odbyły się też dwa wernisaże.

Na wystawie można zobaczyć malarstwo, grafikę, fotografię i rzeźbę. Mnie najbardziej podobały się właśnie prace z ceramiki i szkła i drewna…Wydawały mi się świeże, nowoczesne i oryginalne.










 więcej fotografii KWADRAT-WYSTAWA MALARSKA Kaunas 2012 znajdziecie na facebooku .....zapraszam!

 ZAPEWNIAM JEDNOCZEŚNIE ,że więcej moich szaleństw nie obiecuję,ale...obawiam się,że i tak nastąpią! :)

czwartek, 3 maja 2012

listy znad Niemna......: D jak Deyna czyli PIOSENKA ,czyli JAZZ po litewsku...

listy znad Niemna......: D jak Deyna czyli PIOSENKA ,czyli JAZZ po litewsku...: Co z ciebie za blogerka ????-napisała do mnie z wyrzutem koleżanka-raz piszesz, raz nie piszesz!!!! Jak się coś zaczyna to trzeba kon...

D jak Deyna czyli PIOSENKA ,czyli JAZZ po litewsku!



Co z ciebie za blogerka ????-napisała do mnie z wyrzutem koleżanka-raz piszesz, raz nie piszesz!!!! Jak się coś zaczyna to trzeba kontynuować….Nie jestem blogerką –tłumaczę się- jak mam czas i chęć to od czasu do czasu coś piszę, ale tak wiele rzeczy dzieje się w moim życiu, że aby pisać codziennie-musiałabym chyba pracować w nocy. Malarstwo jest moim prawdziwym uzależnieniem i pasją-kiedy pracuję nad obrazem, pisanie schodzi na drugi plan.

Za dużo maluję-przyznałam…Czy można malować za dużo? Brzmi to dziwnie, ale chyba jednak tak właśnie jest w moim przypadku. Jako malocholik  zużywam zbyt wiele farb ,papieru, płócien, wody i energii. Marnotrawię cenny czas, który mogłabym poświęcić na bardziej praktyczne czy pożyteczne zajęcia. W moim roboczym pokoiku piętrzą się stosy prac, zajmują cenną życiową przestrzeń, utrudniają dostęp do szafy ,półki czy nawet łóżka…Gdy szukam jakiegoś drobiazgu, muszę najpierw jak mieszkaniec dżungli ,przedrzeć się przez zarośnięty obrazami teren, co grozi zwykle utytłaniem się w farbach, poślizgnięciem na palecie, wylaniem wiaderka z wodą czy uszkodzeniem głowy z powodu spadającej ze sztalugi deski. Po jakimś czasie okazuje się, że poszukiwania nie dały oczekiwanych rezultatów, ale przyczyniły się do rozpoczęcia kolejnej akcji ,,sprzątania świata’’, która ma zaprowadzić w tym miejscu wieczny ład i porządek. Układam więc mozolnie pędzle i farby, sortuję prace ,upycham i pakuję do teczek papiery, by po kilku godzinach  stwierdzić, że: hurra!!!!! warto było się natrudzić bo mam teraz znacznie więcej miejsca do pracy! J Stan błogiej harmonii trwa jednak dopóty, dopóki  nie zabiorę się ponownie do malowania. Nadciąga artystyczne tsunami!


W twórczym szale poukładane tubki farb zaczynają lewitować lub miotać się pod nogami, płótna schowane za szafą wyciągam i na nowo przemalowuję, papiery rozkładam i tnę na kawałki…Nie wiedzieć czemu mam sklejone błękitem włosy, kolorowe piegi na twarzy i ręce….tak brudne, że nie chcielibyście ich oglądać!

Nie rozumiem jak można malować i samemu pozostać –nie umalowanym! Mnie się to jeszcze nigdy nie udało-choć widziałam kiedyś w pewnym piśmie reportaż o malarce, która maluje w zabytkowym salonie, siedząc na pięknym fotelu, przy  stole przykrytym …koronkowym obrusem! Pani ta ,ma szklaneczkę do pędzelków ,szmatkę śliczną do ich wycierania i sama też śliczna i w ślicznej sukieneczce zerka do lustra i swój śliczny autoportret uwiecznia dla potomnych. Patrzyłam na nią oczarowana i z sercem zbolałym…choć pewnie to i zawiść była: Jakże ja bym chciała być taką śliczną malarką, w tej ślicznej sukience, na tym ślicznym fotelu…ECH!!!! marzenie! Malować i się nie upaćkać! ????CUDO!!!!


Tymczasem ja przy pracy wyglądam jak kaczka, która się wytaplała w kałuży lub mały krecik , który przeorał 3 hektary ziemi….Boleśnie zderzają się nasze marzenia i wyobrażenia z realnym życiem….bardzo boleśnie….

Kilka dni temu pojechałam do Polski.

 Na moich ukochanych Mazurach, spotkania z Mamą i Przyjaciółmi-BEZCENNE!!!! :)
Często słyszę: ,,a nie tęsknisz???''....to jakby ktoś spytał ,,a nie ...oddychasz?".....jasne,że czasem tęsknię...,ale przecież Polska niezbyt daleko i nie jest tak trudno tam pojechać....bywam tam co jakiś czas...i wtedy też zaczynam tęsknić...ale za Litwą!  :)
( Do Izraela dalej niż do Polski i to jest znacznie boleśniejsza tęsknota....)


Powędrowałam szlakiem dzieciństwa. Towarzyszyła mi moja Przyjaciółka i jej dwuletni synek. Brnęłyśmy ku rzece przez błotniste ,wiejskie drogi, przyglądałyśmy się starym, zmęczonym wierzbom, słuchałyśmy śpiewu ptaków. Ja podjadałam młode lipowe pączki i inne znane i nieznane rośliny, które przed laty też tam rosły. Dzielny malec z entuzjazmem wskakiwał w kałuże ,zbierał patyki, kamyki i zeschnięte kawałki błota pakując te wszystkie cenne zbiory do …wózka! Nad rzeką Dajną bawiliśmy się wspólnie ,wrzucając do wody patyki i obserwując jak odpływają w nieznane! Przypomniały mi się różne przygody z dzieciństwa związane z tym miejscem…Podziwiałam tę rzekę i czułam przed nią lęk. Kiedyś uniesiona przez wartki nurt ,tonąc walczyłam tu o życie. Do dzisiaj boję się głębokiej wody….Niedawno dowiedziałam się ,że ,,Deyna’’ to po litewsku znaczy PIOSENKA! Na starych mapach tak właśnie brzmi jej nazwa.: Musiało upłynąć tak wiele lat, musiałam pojechać na Litwę , abym poznała moją rzekę na nowo…




Samą siebie też poznaję tutaj na Litwie na nowo….Przyglądam się sobie z niedowierzaniem…Czy jestem tą samą osobą,ktorą byłam w Polsce? I tak i nie….Mieszkając w Polsce otoczeni rodziną, przyjaciółmi-w większości Polakami-nie macie potrzeby aby zastanawiać się nad swoją polskością, komunikujecie się sprawnie i automatycznie…Mieszkając w innym kraju, bez znajomości lokalnego języka i historii czulibyście się jednak chyba nieco ułomni…Ja chwilami tak właśnie się czuję-i nie jest to miłe doświadczenie. Ciekawe, inspirujące, ale jednak niezbyt przyjemne. Język litewski jest piękną lecz trudną do zaśpiewania piosenką! :) Tym bardziej doceniam każdy sympatyczny gest i uśmiech, każde dobre słowo i życzliwość. Mam niebywałe szczęście, że spotykam tylu sympatycznych, serdecznych, miłych i mądrych Litwinów! Kolejny raz odkrywam, że bliskość między ludźmi to coś znacznie więcej niż językowe porozumienie, bo  najpierw jest rozmowa serc, płaszczyzna dialogu oparta na wzajemnym szacunku , chęci wysłuchania oraz poznania. Szanuję cię i akceptuję jakim jesteś- uznaję twoją wolność do własnych przekonań, wiary i uczuć-I TY TAKŻE POZWÓL MI BYĆ SOBĄ!

Staram się tak właśnie patrzeć na ludzi, których dane mi jest poznać. Każdy człowiek ,którego spotykam wnosi coś do mojego życia, w jakiś sposób zmienia je, ubogaca…Z wdzięcznością myślę o tych wszystkich ,którzy obdarowali mnie dobrem, wsparciem, przyjaźnią , miłością…Było ich bardzo, bardzo wielu…Ta lista wciąż się wydłuża!!!!

Myślenie o nich sprawia mi radość ,pobudza miłe wspomnienia….Jestem przekonana, że każdy z Was mógłby także wymienić wielu dobrych,szlachetnych,cudownych ludzi, których spotkał w swoim życiu.

Gdybyśmy częściej przypominali sobie o nich to mogłoby się okazać, że mamy jednak wbrew pozorom wiele szczęścia i wiele powodów do wdzięczności! J

Moja znajoma zwykła mówić: ludzie są podli!!! Spytałam ją kiedyś czy zastanawia się nad sensem tego oskarżenia ?

Kiedy narzekam, że ludzie są źli i niewdzięczni to przecież wskazuję też na siebie-ja także jestem człowiekiem…

Będąc w Polsce usłyszałam znowu wiele krytycznych słów pod adresem Litwinów. Jedna z moich znajomych wróciła właśnie z wycieczki do Wilna i spotkała się tam z wrogością i nieuprzejmością Litwinów w sklepach i restauracji. Oczywiście, zrobiło mi się bardzo przykro.. i ze względu na nią i ze względu na Litwinów, o których będzie  teraz źle mówić 40 osób więcej. :(
Mój pojedynczy głos zagłuszy krzyk oburzonych i obrażonych polskich turystów. Ktoś doda jeszcze do tego swój komentarz, ktoś inny opowieść ubarwi i wkrótce pół mazurskiego miasteczka powtórzy z niechęcią , że ,,Litwini nienawidzą Polaków’’.

Co mogę zrobić w tej sprawie??? Chwilami czuję się bezsilna. Byłoby cudownie gdyby wszyscy byli wobec siebie mili, uprzejmi i kulturalni-Litwini wobec Polaków, Polacy wobec Litwinów –wiadomo jednak, że to utopia-bo kelnerzy i ekspedienci w sklepach to normalni ,przeciętni ludzie, którzy mają czasem zły dzień. Dodam tylko, że choć może brzmi to nieprawdopodobnie ( CHA<CHA!) zdarzyło mi się być niemiło obsłużoną w restauracji –choć rzecz działa się w Polsce i ja mówiłam rzecz jasna : po polsku!

 (W sklepach polskich też bywało różnie i nadal bywa)…Co prawda dziś właściciel lokalu czy kelner bardziej zabiega o klienta, ale i on uśmiecha się chętniej do osób majętnych a  gościa co zamówi jedynie herbatę lub frytki ,już tak wylewnie nie pożegna i nie zaprosi ponownie.

Weźcie to pod uwagę Kochani i przyznajcie, że dotyka to bardziej socjologii niż polityki.



Tak czy inaczej zawsze jestem smutna gdy słyszę podobne opowieści-wiec apeluję do Przyjaciół Litwinów by wykazali się wrodzoną sobie rycerskością i się do Polaków jednak uśmiechali!!!…taki sam apel kieruję nieustannie do wszystkich znanych mi Polaków, bo jak już niejednokrotnie pisałam UŚMIECH TO NAJKRÓTSZA DROGA DO DRUGIEGO CZŁOWIEKA!

Po kilku wymuszonych i nieszczerych próbach życzliwego  grymasu-może się  niespodziewanie okazać, że nabierzemy wprawy i uda nam się unieść kąciki ust a warczenie zamienić w sympatyczny uśmiech.

Przekonacie się szybko o skuteczności tej jakże prostej i zupełnie darmowej ( a przy tym bardzo zdrowej ) metody komunikacji!

Biorąc też pod uwagę, że większość Polaków i Litwinów posiada kompletne uzębienie-to widzę, że jest naprawdę co pokazać i wcale nie trzeba używać tylnej części ciała aby wyrazić swoje przekonania.



Dwa dni temu miałam okazję spędzić majówkę  w towarzystwie wesoło i kreatywnie bawiących się Litwinów. Malarze, pisarze, poeci, urzędnicy, prawnicy, nauczyciele, ich znajomi i rodziny… Na malowniczym wzgórzu nad Niemnem kilkadziesiąt osób, dorosłych i dzieci wylegiwało się na kocach, jadło, piło, tańczyło ,śpiewało, wymyślało zabawne konkursy-cieszyło się życiem i swoim towarzystwem. Żal było stamtąd odjeżdżać i żal, że nie mogliście być razem, bawić się i śmiać razem z nami….



Byłam też na finałowych koncertach znanej międzynarodowej ,corocznej  imprezy KAUNAS JAZZ….Wśród wielu muzyków zaproszonych na tę imprezę były znane  amerykańskie gwiazdy: Lizz Wright, Christian McBride, Rudresh Mahanthappa i David Sanchez. ( 26-30.05 )W tym roku była to już 22 edycja! Dzień po dniu ,całe miasto żyło jazzową muzyką, wiele darmowych koncertów, na ulicy, placach, w klubach, kościele, synagodze ( Ori Dakari Trio (Izrael ) a ostatniego dnia wieczorem koncert gwiazdy festiwalu ,czarnoskórej wokalistki Lizz Wright w tutejszej hali koncertowej.

Gościem z Polski był saksofonista Maciej Obara. ( muzyk współpracujący z Tomaszem Stańko.)

Litwini kochają jazz- słychać to i widać na każdym kroku. Mieszkańcy Kowna dumni są  ze swego festiwalu i chętnie w nim uczestniczą. Przyjeżdżają też setki turystów z innych miast i krajów. Trudno czasem zdobyć bilety na koncerty a na tych darmowych są zawsze prawdziwe tłumy słuchaczy. Nocą na starym mieście ludzie bawią się i tańczą do rana. Jeśli lubicie jazz trzeba tutaj koniecznie przyjechać w przyszłym roku na wiosnę , lecz ostrzegam, że o noclegi i bilety na koncerty gwiazd warto postarać się dużo wcześniej! J




Po tych wszystkich przeżyciach mam kolejny twórczy dylemat….od czego zacząć? Ugotować coś? Pójść na spacer? Pojechać rowerem do lasu?...Przyroda litewska i szafirowy Niemen kusi i wabi-maluj mnie, maluj…dźwięki muzyki w głowie też dopominają się uwiecznienia na płótnie….Zabieram się więc… do pracy…za chwilę wejdę do mej starannie wysprzątanej  pracowni i …..ogarnie mnie radosny, twórczy żywioł…!!! J.

Czego i Wam Kochani serdecznie życzę!

Serdecznie pozdrawiam i przypominam o ćwiczeniach fizycznych z zakresu… śmiechoterapii!


Oto garść podstawowych informacji:
• Gdy jesteś wesoły, elektryczna aktywność prawej i lewej półkuli mózgowej jest lepiej skoordynowana. Neurolofizjolodzy dowodzą, że brak takiej koordynacji prowadzi do depresji.
• Śmiech poprawia krwiobieg, przyspiesza bicie serca i krążenie krwi, dzięki czemu organizm otrzymuje więcej tlenu. Aktywizuje nie tylko mięśnie brzucha, ale i twarzy.
• Zwykle człowiek oddycha bardzo płytko i tylko górną częścią płuc, zatem wdycha niewielką ilość powietrza, więc organizm jest słabo dotleniony. Tymczasem śmiejąc się, podczas jednego wdechu pobieramy nie 0,5, ale aż 1,5 litra powietrza. Poprawia się koncentracja, sprawność i refleks.!!!
• Śmiech pobudza układ odpornościowy, hamując wydzielania hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu. Zwiększa wydzielanie endorfin (zwanych hormonami szczęścia) i łagodzi bóle głowy, mięśni lub zębów.
• Śmiech jest namiastką ćwiczeń fizycznych. Podczas śmiechu ruszamy ramionami, rękami, nogami i głową.
• Śmiech przyspiesza trawienie i pobudza przemianę materii. Skurcze mięśni korzystnie wpływają na pracę śledziony, wątroby i jelit.


J J J J J J J….a więc minimum7 dni w tygodniu!!!!!