Co z ciebie za blogerka ????-napisała do mnie z wyrzutem
koleżanka-raz piszesz, raz nie piszesz!!!! Jak się coś zaczyna to trzeba
kontynuować….Nie jestem blogerką –tłumaczę się- jak mam czas i chęć to od czasu
do czasu coś piszę, ale tak wiele rzeczy dzieje się w moim życiu, że aby pisać
codziennie-musiałabym chyba pracować w nocy. Malarstwo jest moim prawdziwym
uzależnieniem i pasją-kiedy pracuję nad obrazem, pisanie schodzi na drugi plan.
Za dużo maluję-przyznałam…Czy można malować za dużo? Brzmi
to dziwnie, ale chyba jednak tak właśnie jest w moim przypadku. Jako
malocholik zużywam zbyt wiele farb
,papieru, płócien, wody i energii. Marnotrawię cenny czas, który mogłabym
poświęcić na bardziej praktyczne czy pożyteczne zajęcia. W moim roboczym
pokoiku piętrzą się stosy prac, zajmują cenną życiową przestrzeń, utrudniają
dostęp do szafy ,półki czy nawet łóżka…Gdy szukam jakiegoś drobiazgu, muszę
najpierw jak mieszkaniec dżungli ,przedrzeć się przez zarośnięty obrazami
teren, co grozi zwykle utytłaniem się w farbach, poślizgnięciem na palecie,
wylaniem wiaderka z wodą czy uszkodzeniem głowy z powodu spadającej ze sztalugi
deski. Po jakimś czasie okazuje się, że poszukiwania nie dały oczekiwanych
rezultatów, ale przyczyniły się do rozpoczęcia kolejnej akcji ,,sprzątania
świata’’, która ma zaprowadzić w tym miejscu wieczny ład i porządek. Układam
więc mozolnie pędzle i farby, sortuję prace ,upycham i pakuję do teczek
papiery, by po kilku godzinach stwierdzić,
że: hurra!!!!! warto było się natrudzić bo mam teraz znacznie więcej miejsca do
pracy! J
Stan błogiej harmonii trwa jednak dopóty, dopóki nie zabiorę się ponownie do malowania.
Nadciąga artystyczne tsunami!
W twórczym szale poukładane tubki farb zaczynają lewitować
lub miotać się pod nogami, płótna schowane za szafą wyciągam i na nowo
przemalowuję, papiery rozkładam i tnę na kawałki…Nie wiedzieć czemu mam
sklejone błękitem włosy, kolorowe piegi na twarzy i ręce….tak brudne, że nie
chcielibyście ich oglądać!
Nie rozumiem jak można malować i samemu pozostać –nie
umalowanym! Mnie się to jeszcze nigdy nie udało-choć widziałam kiedyś w pewnym
piśmie reportaż o malarce, która maluje w zabytkowym salonie, siedząc na
pięknym fotelu, przy stole przykrytym
…koronkowym obrusem! Pani ta ,ma szklaneczkę do pędzelków ,szmatkę śliczną do
ich wycierania i sama też śliczna i w ślicznej sukieneczce zerka do lustra i
swój śliczny autoportret uwiecznia dla potomnych. Patrzyłam na nią oczarowana i
z sercem zbolałym…choć pewnie to i zawiść była: Jakże ja bym chciała być taką
śliczną malarką, w tej ślicznej sukience, na tym ślicznym fotelu…ECH!!!!
marzenie! Malować i się nie upaćkać! ????CUDO!!!!
Tymczasem ja przy pracy wyglądam jak kaczka, która się
wytaplała w kałuży lub mały krecik , który przeorał 3 hektary ziemi….Boleśnie
zderzają się nasze marzenia i wyobrażenia z realnym życiem….bardzo boleśnie….
Kilka dni temu pojechałam do Polski.
Na moich ukochanych
Mazurach, spotkania z Mamą i Przyjaciółmi-BEZCENNE!!!! :)
Często słyszę: ,,a nie tęsknisz???''....to jakby ktoś spytał ,,a nie ...oddychasz?".....jasne,że czasem tęsknię...,ale przecież Polska niezbyt daleko i nie jest tak trudno tam pojechać....bywam tam co jakiś czas...i wtedy też zaczynam tęsknić...ale za Litwą! :)
( Do Izraela dalej niż do Polski i to jest znacznie boleśniejsza tęsknota....)
Powędrowałam szlakiem dzieciństwa. Towarzyszyła mi moja
Przyjaciółka i jej dwuletni synek. Brnęłyśmy ku rzece przez błotniste ,wiejskie
drogi, przyglądałyśmy się starym, zmęczonym wierzbom, słuchałyśmy śpiewu
ptaków. Ja podjadałam młode lipowe pączki i inne znane i nieznane rośliny,
które przed laty też tam rosły. Dzielny malec z entuzjazmem wskakiwał w kałuże
,zbierał patyki, kamyki i zeschnięte kawałki błota pakując te wszystkie cenne
zbiory do …wózka! Nad rzeką Dajną bawiliśmy się wspólnie ,wrzucając do wody
patyki i obserwując jak odpływają w nieznane! Przypomniały mi się różne
przygody z dzieciństwa związane z tym miejscem…Podziwiałam tę rzekę i czułam
przed nią lęk. Kiedyś uniesiona przez wartki nurt ,tonąc walczyłam tu o życie.
Do dzisiaj boję się głębokiej wody….Niedawno dowiedziałam się ,że ,,Deyna’’ to
po litewsku znaczy PIOSENKA! Na starych mapach tak właśnie brzmi jej nazwa.:
Musiało upłynąć tak wiele lat, musiałam pojechać na Litwę , abym poznała moją
rzekę na nowo…
Samą siebie też poznaję tutaj na Litwie na nowo….Przyglądam
się sobie z niedowierzaniem…Czy jestem tą samą osobą,ktorą byłam w Polsce? I tak i nie….Mieszkając w
Polsce otoczeni rodziną, przyjaciółmi-w większości Polakami-nie macie potrzeby
aby zastanawiać się nad swoją polskością, komunikujecie się sprawnie i
automatycznie…Mieszkając w innym kraju, bez znajomości lokalnego języka i
historii czulibyście się jednak chyba nieco ułomni…Ja chwilami tak właśnie się
czuję-i nie jest to miłe doświadczenie. Ciekawe, inspirujące, ale jednak
niezbyt przyjemne. Język litewski jest piękną lecz trudną do zaśpiewania piosenką! :) Tym bardziej doceniam każdy sympatyczny gest i uśmiech,
każde dobre słowo i życzliwość. Mam niebywałe szczęście, że spotykam tylu
sympatycznych, serdecznych, miłych i mądrych Litwinów! Kolejny raz odkrywam, że
bliskość między ludźmi to coś znacznie więcej niż językowe porozumienie,
bo najpierw jest rozmowa serc,
płaszczyzna dialogu oparta na wzajemnym szacunku , chęci wysłuchania oraz
poznania. Szanuję cię i akceptuję jakim jesteś- uznaję twoją wolność do
własnych przekonań, wiary i uczuć-I TY TAKŻE POZWÓL MI BYĆ SOBĄ!
Staram się tak właśnie patrzeć na ludzi, których dane mi jest
poznać. Każdy człowiek ,którego spotykam wnosi coś do mojego życia, w jakiś
sposób zmienia je, ubogaca…Z wdzięcznością myślę o tych wszystkich ,którzy
obdarowali mnie dobrem, wsparciem, przyjaźnią , miłością…Było ich bardzo,
bardzo wielu…Ta lista wciąż się wydłuża!!!!
Myślenie o nich sprawia mi radość ,pobudza miłe
wspomnienia….Jestem przekonana, że każdy z Was mógłby także wymienić wielu
dobrych,szlachetnych,cudownych ludzi, których spotkał w swoim życiu.
Gdybyśmy częściej przypominali sobie o nich to mogłoby się
okazać, że mamy jednak wbrew pozorom wiele szczęścia i wiele powodów do
wdzięczności! J
Moja znajoma zwykła mówić: ludzie są podli!!! Spytałam ją
kiedyś czy zastanawia się nad sensem tego oskarżenia ?
Kiedy narzekam, że ludzie są źli i niewdzięczni to przecież
wskazuję też na siebie-ja także jestem człowiekiem…
Będąc w Polsce usłyszałam znowu wiele krytycznych słów pod
adresem Litwinów. Jedna z moich znajomych wróciła właśnie z wycieczki do Wilna
i spotkała się tam z wrogością i nieuprzejmością Litwinów w sklepach i restauracji.
Oczywiście, zrobiło mi się bardzo przykro.. i ze względu na nią i ze względu na
Litwinów, o których będzie teraz źle
mówić 40 osób więcej. :(
Mój pojedynczy głos zagłuszy krzyk oburzonych i
obrażonych polskich turystów. Ktoś doda jeszcze do tego swój komentarz, ktoś
inny opowieść ubarwi i wkrótce pół mazurskiego miasteczka powtórzy z niechęcią
, że ,,Litwini nienawidzą Polaków’’.
Co mogę zrobić w tej sprawie??? Chwilami czuję się bezsilna.
Byłoby cudownie gdyby wszyscy byli wobec siebie mili, uprzejmi i
kulturalni-Litwini wobec Polaków, Polacy wobec Litwinów –wiadomo jednak, że to
utopia-bo kelnerzy i ekspedienci w sklepach to normalni ,przeciętni ludzie,
którzy mają czasem zły dzień. Dodam tylko, że choć może brzmi to
nieprawdopodobnie ( CHA<CHA!) zdarzyło mi się być niemiło obsłużoną w
restauracji –choć rzecz działa się w Polsce i ja mówiłam rzecz jasna : po
polsku!
(W sklepach polskich
też bywało różnie i nadal bywa)…Co prawda dziś właściciel lokalu czy kelner
bardziej zabiega o klienta, ale i on uśmiecha się chętniej do osób
majętnych a gościa co zamówi jedynie
herbatę lub frytki ,już tak wylewnie nie pożegna i nie zaprosi ponownie.
Weźcie to pod uwagę Kochani i przyznajcie, że dotyka to
bardziej socjologii niż polityki.
Tak czy inaczej zawsze jestem smutna gdy słyszę podobne
opowieści-wiec apeluję do Przyjaciół Litwinów by wykazali się wrodzoną sobie
rycerskością i się do Polaków jednak uśmiechali!!!…taki sam apel kieruję
nieustannie do wszystkich znanych mi Polaków, bo jak już niejednokrotnie
pisałam UŚMIECH TO NAJKRÓTSZA DROGA DO DRUGIEGO CZŁOWIEKA!
Po kilku wymuszonych i nieszczerych próbach życzliwego grymasu-może się niespodziewanie okazać, że nabierzemy wprawy
i uda nam się unieść kąciki ust a warczenie zamienić w sympatyczny uśmiech.
Przekonacie się szybko o skuteczności tej jakże prostej i
zupełnie darmowej ( a przy tym bardzo zdrowej ) metody komunikacji!
Biorąc też pod uwagę, że większość Polaków i Litwinów
posiada kompletne uzębienie-to widzę, że jest naprawdę co pokazać i wcale nie
trzeba używać tylnej części ciała aby wyrazić swoje przekonania.
Dwa dni temu miałam okazję spędzić majówkę w towarzystwie wesoło i kreatywnie bawiących
się Litwinów. Malarze, pisarze, poeci, urzędnicy, prawnicy, nauczyciele, ich
znajomi i rodziny… Na malowniczym wzgórzu nad Niemnem kilkadziesiąt osób,
dorosłych i dzieci wylegiwało się na kocach, jadło, piło, tańczyło ,śpiewało,
wymyślało zabawne konkursy-cieszyło się życiem i swoim towarzystwem. Żal było
stamtąd odjeżdżać i żal, że nie mogliście być razem, bawić się i śmiać razem z
nami….
Byłam też na finałowych koncertach znanej międzynarodowej
,corocznej imprezy KAUNAS JAZZ….Wśród wielu muzyków zaproszonych na tę
imprezę były znane amerykańskie gwiazdy:
Lizz Wright, Christian McBride,
Rudresh Mahanthappa i David Sanchez. ( 26-30.05 )W tym roku była to już 22 edycja! Dzień po
dniu ,całe miasto żyło jazzową muzyką, wiele darmowych koncertów, na ulicy, placach,
w klubach, kościele, synagodze ( Ori Dakari Trio (Izrael ) a ostatniego dnia wieczorem
koncert gwiazdy festiwalu ,czarnoskórej wokalistki Lizz Wright w tutejszej hali
koncertowej.
Gościem z Polski był saksofonista Maciej Obara. ( muzyk
współpracujący z Tomaszem Stańko.)
Litwini kochają jazz- słychać to i widać na każdym kroku. Mieszkańcy
Kowna dumni są ze swego festiwalu i
chętnie w nim uczestniczą. Przyjeżdżają też setki turystów z innych miast i
krajów. Trudno czasem zdobyć bilety na koncerty a na tych darmowych są zawsze prawdziwe
tłumy słuchaczy. Nocą na starym mieście ludzie bawią się i tańczą do rana. Jeśli
lubicie jazz trzeba tutaj koniecznie przyjechać w przyszłym roku na wiosnę , lecz
ostrzegam, że o noclegi i bilety na koncerty gwiazd warto postarać się dużo
wcześniej! J
Po tych wszystkich przeżyciach mam kolejny twórczy dylemat….od
czego zacząć? Ugotować coś? Pójść na spacer? Pojechać rowerem do lasu?...Przyroda
litewska i szafirowy Niemen kusi i wabi-maluj mnie, maluj…dźwięki muzyki w głowie
też dopominają się uwiecznienia na płótnie….Zabieram się więc… do pracy…za chwilę
wejdę do mej starannie wysprzątanej pracowni
i …..ogarnie mnie radosny, twórczy żywioł…!!! J.
Czego i Wam Kochani serdecznie życzę!
Serdecznie pozdrawiam i przypominam o ćwiczeniach fizycznych
z zakresu… śmiechoterapii!
Oto garść podstawowych informacji:
• Gdy jesteś wesoły, elektryczna aktywność prawej i lewej półkuli mózgowej jest lepiej skoordynowana. Neurolofizjolodzy dowodzą, że brak takiej koordynacji prowadzi do depresji.
• Śmiech poprawia krwiobieg, przyspiesza bicie serca i krążenie krwi, dzięki czemu organizm otrzymuje więcej tlenu. Aktywizuje nie tylko mięśnie brzucha, ale i twarzy.
• Zwykle człowiek oddycha bardzo płytko i tylko górną częścią płuc, zatem wdycha niewielką ilość powietrza, więc organizm jest słabo dotleniony. Tymczasem śmiejąc się, podczas jednego wdechu pobieramy nie 0,5, ale aż
• Śmiech pobudza układ odpornościowy, hamując wydzielania hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu. Zwiększa wydzielanie endorfin (zwanych hormonami szczęścia) i łagodzi bóle głowy, mięśni lub zębów.
• Śmiech jest namiastką ćwiczeń fizycznych. Podczas śmiechu ruszamy ramionami, rękami, nogami i głową.
• Śmiech przyspiesza trawienie i pobudza przemianę materii. Skurcze mięśni korzystnie wpływają na pracę śledziony, wątroby i jelit.
J J J J J J J….a więc minimum7 dni w tygodniu!!!!!
Ja nigdy nie spotkałam się w Kownie z niemiłym przyjęciem! Ludzie są uśmiechnięci i uprzejmi. Bardzo lubię tam wracać :-)
OdpowiedzUsuń