............

wtorek, 29 października 2013

KRYMSKIE SMAKI czyli kolejna porcja SONETÓW KUCHENNYCH




Witajcie Kochani.
Tak jak obiecałam, w dalszym ciągu będę dziś pisać o Krymie....
i nadal o jedzeniu! :)


SMAKI
 Ukraińcy są bardzo gościnni i najwyraźniej wychodzą założenia, że każdy przybysz nie jadł nic od miesiąca! J Stół ugina się od potraw, nawet jeśli to biedny dom a gospodarz niezbyt zamożny to i tak ugości was najlepiej jak potrafi. Oczywiście skosztujecie domowego wina lub nalewek, potem bardzo smacznego chleba i sera ( w Ałuszcie robią znakomitą fetę !) Miła gospodyni ugotuje barszczu, usmaży szybko bliny lub poda jakiś inny rodzaj smażonych placuszków, a może ulepi i postawi na stole stertę pierogów nadziewanych serem, kapustą lub mięsem? Mmmniam! Zapewniam, że kuchnia ukraińska jest bardzo smaczna i …bardzo kaloryczna.


Jeśli ktoś jednak  dba o linię radzę poprzestać na znakomitych surowych albo kiszonych warzywach lub silotce ( sałatka z marynowanej cebuli, marchwi i kawałków śledzia ) !



Śledź jest tu bardzo popularny i podawany na wiele sposobów! Bardzo smakował mi podany w sałatce z czerwonych buraków.
W krymskiej kuchni widać i czuć wyraźnie wpływy kultury tatarskiej

Tatarzy (nazwa własna: Tatarlar / Татарлар) – grupa ludów
tureckich z Europy wschodniej oraz północnej Azji.
Wywodzą się z terenów północno-zachodniej Mongolii i rejonu Bajkału, prawdopodobnie spokrewnieni są zPołowcami i Kipczakami[6]. Weszli w skład imperium Czyngis-chana i jako element wieloetnicznej armii mongolskiej brali udział w wyprawach na Europę, przez co słowo „Tatarzy” stało się na Zachodzie synonimem Mongołów.
Po rozpadzie imperium mongolskiego utworzyli szereg państw w jego zachodniej części, m.in. Złotą Ordę, Chanat Astrachański, Chanat Kazański, Chanat Syberyjski, Chanat Krymski. W XIV wieku przyjęli sunnicką wersję islamu


,,…Tatarzy rozsiani są po ogromnych obszarach, głównie byłego ZSRR. Dzielą się na kilka grup będących często osobnymi narodami. Najliczniejsi są Tatarzy Kazańscy, zamieszkujący Tatarstan i nazywani po prostu Tatarami.
Drugą dużą grupą są Tatarzy Krymscy. Stanowili oni ludność Chanatu Krymskiego; to z tymi właśnie Tatarami walczyli Polacy w XVI–XVII wieku. Wraz z rozpadem Złotej Ordy, rozciągającej się od ujścia Dunaju po Irtysz, powstał na Krymie oddzielny chanat. W roku 1449, przy poparciu wielkiego księcia litewskiego Witolda, na jego czele stanął Hadżi Girej, od którego wywodziła się dynastia panująca aż do roku 1783, kiedy to Półwysep Krymski został zdobyty przez Rosjan[7].
Tatarzy krymscy zostali wysiedleni z Krymu przez władze stalinowskie w ramach represji, zaś obecnie wracają na Krym (masowo od 1989 roku), gdzie mieszka już ponad 270 tys. osób[6]. Mniejsze grupy Tatarów zamieszkują również Syberię. Wszyscy Tatarzy są potomkami plemion tworzących Złotą Ordę. Większość mieszkańców Tatarstanu wyznaje islam, wielu prawosławie, podczas gdy Tatarzy krymscy islam sunnicki wprowadzony przez chana Ozbega jako religia państwowa Złotej Ordy w roku 1313.
źródło: WIKIPEDIA


 Skoro już wspomniałam o tatarskiej kuchni....




Koniecznie, ale to koniecznie trzeba więc spróbować aromatycznego, krymskiego pilawu-który jest  potrawą wręcz mistyczną bo musi być przyrządzany w absolutnym skupieniu ,na żywym ogniu, najczęściej w specjalnym naczyniu umieszczanym nad paleniskiem, duszony zwykle tradycyjnie na baraninie, ( ale  w wersji wegetariańskiej smakuje równie dobrze )-przyprawiony mieszanką ziół ( w tym koniecznie : suszonym berberysem i świeżym rozmarynem). Miałam ogromną przyjemność uczestniczenia w tym kulinarnym ,,misterium’’ i obserwowałam cały proces gotowania pełna zachwytu. 


Pilaw zwykle przyrządza mężczyzna, bo jak już wspomniałam to danie wyjątkowe a poza tym gotowanie tej potrawy to wyróżnienie i zaszczyt. J hmmm…tak mi to tłumaczono, ale nie wiem ile w tym prawdy ,a ile legendy. 
Było to jednak niezwykle miłe przeżycie, siedzieć sobie na drewnianej ławie z widokiem na góry oraz morze, obserwować jak ogromny, silny i sympatyczny mężczyzna z uśmiechem na twarzy przygotowuje warzywa, miesza gotującą się potrawę…. i wdychać wydobywający się znad pokrywki apetyczny zapach pilawu! Nieboooo!!!



Gdy już będziecie ciężko sapać po obfitym posiłku i zastanawiać się jak dowlec swoje wypchane łakociami ciało do domu-na pewno padnie wtedy propozycja: KAWY CZY HERBATY ,a  może jeszcze jakieś CIASTECZKO???
Nie wiem jak wy, ale ja w takich momentach natychmiast się ożywiam i odzyskuję pełna sprawność intelektualną …przejedzona i opuchnięta nie wcisnę już przecież nawet maleńkiej kruszynki, ale  CIASTECZKO, DESER, CZEKOLADKA ??? –ZAWSZE!!!!
Gdy więc zaproponują wam deser-nie odmawiajcie przenigdy, bo może będziecie mieli szczęście i poczęstują was słodka i tłustą, aromatyczną i uwodzicielską BAKLAVĄ

Kto kiedyś próbował, zaraz zrozumie mój zachwyt-a kto nie, ten musi spróbować koniecznie.
Będąc w Izraelu ,zawsze kupowałam ją  sobie na targu lub w cukierni, ale na Krymie można się nią  także delektować do woli! Cieniutkie warstwy ciasta nasączonego oliwą i miodem, zwykle przekładane masą orzechową –POEZJA!!!
 Miałam wielką przyjemność wraz z innymi artystami, gościć w prawdziwym starym tatarskim domu i delektować się tatarskimi przysmakami.
Ahmed– uroczy, świetnie wykształcony i inteligentny mężczyzna ,wygnany z Krymu wraz z rodziną jako kilkuletnie dziecko, po wielu latach powrócił tu, aby znowu zamieszkać na ziemi przodków. Kupił kilkusetletni, zrujnowany tatarski dom, odbudował go i od kilku lat znowu spogląda ze wzgórza na Czarne Morze ,popijając mocną kawę ,,po turecku’’- gotowaną tradycyjnie na ogniu w mosiężnym rondelku. Częstuje nas różnymi przysmakami i opowiada historie swojej rodziny, mówi że nareszcie jest szczęśliwy i spokojny!


ciąg dalszy nastąpi....



poniedziałek, 28 października 2013

SONETY KRYMSKIE NA ZIELONEJ CZY... NIEBIESKIEJ UKRAINIE !? czyli refleksje z pewnej podróży......




Witajcie Kochani!
kilka dni temu po długiej i bardzo uciążliwej podróży powróciłam z Ukrainy.Wraz z grupą kowieńskich artystów spędziłam prawie 2 tygodnie we wsi Izabilno na Krymie. Szukaliśmy śladów Ciurlonisa -to właśnie jemu dedykowany był nasz plener.
fot: obraz Ciurlonisa pt: morze-Sonata Andante


 Mikalojus Konstantinas Čiurlionis (pol. Mikołaj Konstanty Czurlanis, ur. 22 września 1875 w Oranach, zm. 10 kwietnia 1911 w Pustelniku (Marki) koło Warszawy) – litewski kompozytormalarz i grafik. Najwybitniejsza postać w kulturze litewskiej przełomu XIX i XX wieku.
Do Ciurlonisa  jeszcze powrócę.....


Malowaliśmy,rysowaliśmy i fotografowaliśmy,ale też podróżowaliśmy,zwiedzając okolice.










Moim przyjaciołom obiecałam,że po powrocie wszystko dokładnie im opiszę na tym blogu. No cóż .-wszystkiego opisać sie nie da( bo to materiał na książkę! ;) ) ale postanowiłam utrwalić na piśmie chociaż niektóre wspomnienia i przeżycia. Dziś część pierwsza.Nie będzie ani alfabetycznie ,ani całkiem logicznie....Zapraszam jednak serdecznie do lektury:




KOLOR kiedy myślę o Ukrainie-najpierw widzę wszechobecny błękit…Ten kolor zdecydowanie dominuje i widoczny jest na ścianach domów, cerkwi, na oknach, płotach, rurach, budkach, szopach, ubraniu ,ręcznikach, pościeli, ceramice i samochodach. 










Czasem blady i delikatny, czasem głęboki i nasycony, ale  najwidoczniej kochany przez Ukraińców ,bo widać go absolutnie WSZĘDZIE!!!! Jest w tym też jakaś polityczna i ideologiczna konsekwencja ,wszak błękit jest obecny także na ukraińskiej fladze!
W Wikipedii znalazłam takie komentarze:




,,…Kolor błękitny , nawiązujący do barwy nieba, interpretowano jako symbol pokoju, a żółty, kolor zboża, jako symbol bogactwa ziemi.
Barwy państwowe Ukrainy pochodzą z herbu Księstwa Halicko-Wołyńskiego, w którym żółty lew umieszczony był na ciemnoniebieskiej tarczy. Pod żółto-niebieskim sztandarem z wizerunkiem lwa wspinającego się na skałę, walczył pułk ziemi lwowskiej w bitwie pod Grunwaldem.
Flaga Księstwa Ruskiego, istniejącego przez rok w latach 1658-1659, przedstawiała prostokątny płat tkaniny o barwach żółtych i niebieskich, zakończony dwoma trójkątnymi językami. W połowie wysokości flagi umieszczono czerwony krzyż kawalerski zza którego świecą promienie słoneczne.
Istnieje również niepotwierdzona teoria, że żółto-niebieską flagę przywiózł na Ruś książę Władysław Opolczyk, który pod koniec XIV wieku był namiestnikiem na Rusi Halickiej. Faktem jest, że barwami Opola również są niebieski i żółty (a właściwie żółty i niebieski, gdyż kolejność barw jest odwrotna niż współczesna flaga ukraińska)[1].
Kiedy w XIX wieku dążono do odrodzenia narodowego, działacze ukraińscy przyjęli niebieski i żółty za swoje barwy, ale w nieustalonej kolejności.
Oficjalnie błękitno-żółtą flagę zatwierdzono w 1918 roku.
W 1949 roku emigracyjna Ukraińska Rada Narodowa zdecydowała, że flaga Ukrainy będzie tradycyjnie złożona z barwy niebieskiej i żółtej, a u góry będzie kolor niebieski. Po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę powstał problem, jaką flagę ma przyjąć nowo powstałe państwo – spora część społeczeństwa nadal uważała, że niebiesko-żółta flaga i trójząb zostały skompromitowane przez UPA. Przeważył jednak pogląd, że symbol ten ma historię dłuższą, niż historia UPA oraz ponadczasową, ogólnoludzką interpretację i ostatecznie 28 stycznia 1992 roku powrócono do niebiesko-żółtego sztandaru….’’
Jeśli już wspomniałam o fladze, warto chyba dodać, że hymn ukraiński zaczyna się od słów:…,,jeszcze Ukraina nie zginęła! ‘’
Zdaniem  Feliksa Konecznego , pierwowzorem dla tekstu były właśnie słowa …Mazurka Dąbrowskiego! Nie wiem co Ukraińcy myślą na ten temat, ale fakt, że oba hymny i polski i ukraiński zaczynają się tak samo !


WINA,WINA,WINA DAJCIE !!! 




krymskie wina…hmm…W każdej miejscowości na Krymie są specjalne sklepy z lokalnymi winami. Leżą sobie spokojnie w sporych dębowych beczkach i czekają na smakoszy . Wybór jest ogromny i trudno podjąć decyzję-zwłaszcza ,że to wino ma specyficzny smak i krymski chardonnay czy cabernet  bardzo się różni od tych, które do tej pory degustowałam w innych krajach.  J Na szczęście w sklepach można zwykle spróbować łyk wina ,lub kupić tylko 100 g na wynos, aby np. ze szklanką w dłoni pospacerować po bulwarze czy usiąść na plaży .Tutaj za ,,picie alkoholu w miejscach publicznych’’ nikt nikogo nie ściga. Spróbowałam więc tych krymskich win– (w celach naukowych oczywiście! )- całkiem sporo, a jednak nie zostałam ich fanką…te wytrawne są zwykle cierpkie i kwaśne ,jakby zmieszane z odrobiną octu ,a te słodkie przypominają syrop gronowy. Jedynym wyjątkiem było kilkuletnie czerwone i młode różowe Porto ,które miało naprawdę interesujący porzeczkowy aromat i łagodny ,ale przyjemny smak. Niespodzianką okazało się też półwytrawne czerwone wino koszerne  AGADA –było naprawdę znakomite! Tak mi się spodobało, że na pamiątkę zabrałam…pustą butelkę.
Winogrona hoduje tu chyba każdy porządny gospodarz. Długie pędy pną się po specjalnych stelażach tworząc cieniste altany, które latem dają upragniony cień…. Jesienią dojrzałe, apetyczne złociste lub purpurowe grona wiszą nad wejściem do domu, tylko wyciągnąć rękę i jeść…ach! 



Ponoć zima na Krymie trwa maksimum…. 2 miesiące a lata są zwykle bardzo upalne i męczące.



Turyści dysząc ciężko, smażą się wówczas na plażach popijając chłodne drinki, a mieszkańcy Krymu pracują od świtu do nocy wyczekując z tęsknotą zachodu słońca.


Jesienią jest spokojniej i trochę chłodniej. Nareszcie jest czym oddychać - mówią  tutejsi mieszkańcy. W lesie i na górskich polanach rumienią się ogromne krzewy głogu ( liczne odmiany: czerwone, żółte, pomarańczowe i czarne)  i dzikiej róży. Dojrzewa tarnina, dereń i berberys. Nic się nie zmarnuje-wystarczy i dla ludzi i dla kóz i ptaków  :)



Teraz w  ogrodach dojrzewają figi i pomarańczowe, miodowe  persymony, a domowych piwniczkach fermentują domowe wina –(moim zdaniem znacznie lepsze od tych kupowanych w sklepach ) i sączy się znakomity krymski bimber, pędzony najczęściej także na winogronach!.
Próbowałam domowych  (min.60 % !!! ) nalewek z kiziłu ( derenia) ,głogu, szipownika (dzikiej róży) z krymskich ziół i jeżowiczki ( jeżyna)…Cóż można powiedzieć? po prostu: DOSKONAŁE! Każdy ma tu swoje własne przepisy i tajemne receptury a przy każdej wizycie ,nawet niespodziewanych gości- stół zapełnia się miejscowymi przysmakami!........

 ciąg dalszy niebawem!!!!
więcej fotografii zobaczycie na : https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10201312036895895.1073741889.1021999406&type=1&l=11de78e4be


środa, 9 października 2013

GDZIE RZYM, A GDZIE KRYM...czyli dlaczego znowu pakuję walizkę?







Znowu robię listę na kartce…znowu się pakuję. Walizka sapie radośnie-  taki jej los i powołanie. Tylko pełna i wypchana czuje się spełniona. Ma ze mną naprawdę udane życie i prawie wcale nie leży samotnie na półce. Dobrze ją traktuję i tylko od czasu upycham kolanem-często wietrzę i wyprowadzam na spacer.
Czy stercząc żałośnie na wyprzedaży w Gdańsku ,odrapana i z ,,widoczną wadą fabryczną’’ mogła przewidzieć , że takie ją czeka szczęście?! J))
Pojutrze czeka ją prawdziwa wyprawa. Aby dodać nam obojgu odwagi wymyśliłam nawet ideologiczno-optymistyczne hasło: WOLĘ KRYM NIŻ RZYM !!!!  trzeba tylko w to uwierzyć ,a będzie wspaniale! Pojedziemy więc radośnie!!!! Celnicy będą serdeczni i mili, drogi załatane, ukraińscy policjanci troskliwi i uczciwi ,pogoda słoneczna, samochód sprawny a 2 dni podróży w ciasnym busie , lecz w doborowym towarzystwie będą wprost fantastyczne!!!! WIERZĘ W TO-WIERZĘ!!!! Zwłaszcza ,że jeden z punktów-doborowe  6 osobowe towarzystwo - jest rzeczywiście zagwarantowany.!
Po co ty na te Ukrainę jedziesz dziecko?! …Na plener mamo! To w domu malować nie możesz?!!
Dobre pytanie! Mama jest niezawodna.
Jasne ,że wolałabym pojechać na plener do Izraela albo do Argentyny mamo! ,ale przecież martwiłabyś się jeszcze bardziej ,prawda? ..


Farby spakować trzeba i płótna…To najważniejsze! Tam gdzie jedziemy nie ma możliwości zrobienia takich zakupów…a po drodze nie będzie czasu ,aby zajeżdżać do miasta…Jest jesień…dzień krótki a droga bardzo długa i nie wstydźmy się tego słowa- odrobinę niebezpieczna…Jednak jadę-jasne, że jadę : mamo to nie wojna to wycieczka- jadę aby malować a nie walczyć-uspokajam nas obie. Farby więc najważniejsze ! J zestaw komandosa- wiadomo o co chodzi- też jednak zabiorę!
Ubrania to sprawa drugorzędna…ale coś ciepłego koniecznie- nie lubię marznąć…a kto lubi? :P Wepchnę do walizki polara i czapkę. Podobno tam o tej porze roku jeszcze MOŻE BYĆ piękna pogoda!...i BĘDZIE-tak czuję! TAK CHCĘ! J))





Lekarstwa weź-radzi koleżanka- i nie pij tam surowej wody!!! Pod żadnym pozorem! Znajoma znajomej piła- nooo i nie wyobrażasz sobie jak strasznie potem chorowała ! -przestrzega inna koleżanka. Nie będę piła wody! Obiecuję: tylko piwo i wódkę! Tak, to już lepiej-śmieje się koleżanka. Nie ma się z czego śmiać. ŻYCIE NAJWAŻNIEJSZE! Po plenerze można pójść na odwyk- pociesza doświadczony kolega.


NO OSTATECZNIE -herbatę pij! …..Tak, nie chciałabym przecież wpaść w kolejny nałóg-mam już ich kilkanaście…Wystarczy! ;)
Ubezpieczenie wykup, pieniądze wymień, zapas jedzenia weź, wygodne buty i zapałki-radzą znajomi. Zapałki zawsze biorę i nóż i CZEKOLADĘ i .. mocny sznurek –już raz uratował nam życie w Szwajcarii !!! J
Zaraz rozłożę sobie na stole mapę Ukrainy-prezent od Wieśka-serdecznego Przyjaciela z Olsztyna- i zrobię ,,wstępne rozpoznanie’’!

Kilka lat temu byłam już na Krymie…w Jałcie…To były wczasy połączone z programem edukacyjnym dla żydowskich dzieci ze Lwowa i Łucka…ja prowadziłam warsztaty plastyczne…Podróż była wówczas straszna ,ale tam na miejscu niezapomniany, wspaniały i błogosławiony czas…kochane, serdeczne dzieciaki…jakież piękne i wzruszające wspomnienia ! <3 ….Nie mam teraz czasu aby opisywać tamte chwile…ale cieszę się ,że jadę znowu na Ukrainę…Cieszę się i jestem bardzo podniecona…Nowa podróż…nowe miejsce….nowi ludzie…spotkania…rozmowy…wzruszenia….inspiracje…a potem –mam nadzieję- nowe obrazy! 

Życzcie więc nam wszystkim szczęśliwej podróży i dobrego malowania !
Daj Boże by spełniły się wszystkie nasze dobre życzenia J DO ZOBACZENIA PO POWROCIE!




czwartek, 26 września 2013

jesienią,jesienią sady się rumienią....



Od 3 tygodni 5774 rok….Początki zawsze są trudne-pocieszam się. Rano próbuję się wypionować , poskładać i odnaleźć a tym czasem  w łazience spotykam małe, czarne, rozczochrane ,zaspane i ziewające COŚ, co okazuje się... o grozo,... MOIM ODBICIEM W LUSTRZE!!!! ????…..  


Takie zderzenie z rzeczywistością bywa naprawdę bolesne-zwłaszcza o tej porze roku. Nic to!!!- przecież jestem dzielną ,twardą kobietą! -powtarzam sobie...Nie jestem !  -czuję....i nie chcę być...,,och ty moje małe,kochane biedactwo.!!!!''...Zrobić sobie kawy? a może ukroić pajdę drożdżówki i grubo posmarować dżemem malinowym ???? ..Miło jest się tak roztkliwiać nad sobą  chwil parę! Byle niezbyt długo,bo łatwo się przyzwyczaić i rozmemłać na cały dzień,snując się po domu niczym stara ,wypłowiała podomka...Kończymy więc z tym definitywnie!!!!  Dzień będzie piękny! Pędzle rżą niecierpliwie!!! Za oknem przyczaiły się pierwsze przymrozki…


Koty spłoszone i naburmuszone…

















To będzie ich pierwsza jesień i zima…Co prawda spadające liście prowokują do skoków i zabawy ,ale ukochane słońce staje się towarem luksusowym…Deszcze i porywiste wiatry łamią ostatnie kwiaty w ogrodzie i przypominają o tym co nieuchronne….Optymizmu uczą tylko spokojne stare jabłonie, dumne matki wciąż kołyszące w ramionach dorodne ,rumiane potomstwo….Idę więc popracować…Wstyd tak siedzieć i biadolić- porządne ,normalne kobiety gotują powidła, kiszą ogórki i  suszą grzyby…malarki malują coś pogodnego na zimę!!! ;)


sobota, 24 sierpnia 2013

blask ...








Kilka dni temu postanowiłam kupić krem do twarzy, a już koniecznie coś pod oczy-abym wyglądała na pięknie wypoczętą i zrelaksowaną. Niedługo pojadę  do Polski i nie mogę wystraszyć mojej kochanej Mamy. Wybór kremów w dziale kosmetycznym jest ogromny. Snuję się miedzy półkami z obłędem w oczach. Czuję wyraźnie jak  robią mi się ,,sińce i obrzęki’’ Minęło 20 minut ,a ja nadal z pustym koszykiem! W Polsce nie mam takiego problemu, bo od lat kupuję sprawdzone kosmetyki tej samej firmy. Po pierwsze są tanie, maksimum 20 zł ,po drugie nie śmierdzą, po trzecie nie tracę czasu na zbędne dywagacje. Tutaj jednak sprawa jest skomplikowana. Nie znam tych kosmetyków i nie znam języka litewskiego .Łamigłówka! Na szczęście jednak na większości artykułów są napisy po rosyjsku. Maleńkie literki pisane cyrylicą…Taaak…Po dłuższej chwili udaje mi się ustalić, że to co trzymam w ręku jest niezwykle skutecznym kremem made In Russia –wyprodukowanym z ekologicznych ziół syberyjskich!!! Mmmm ,to coś dla mnie-już czuję się wyróżniona! Wrzucam krem do koszyka. Już po 3 dniach zadziwi mnie cudowna przemiana mojej skóry! -brzmi w moich uszach jak zaklęcie…Co tam po 3 dniach, jak ja już w tejże chwili –promienieję  jakimś mistycznym syberyjskim blaskiem. 

Śliczna panienka pracująca w drogerii  uśmiecha się również niczym rusałka i potrząsając blond pasemkami, proponuje mi dokupienie kremu z tej samej serii, ale do pielęgnacji szyi. Spoglądam w lustro i rzeczywiście ,w porównaniu z szyją panienki- moja  przypomina bardziej szyję starego żółwia niż ponętnej rusałki. Ulegnę? O nie, jestem twarda. Płacę ok. 20 litów i wychodzę w poczuciu triumfu intelektu nad próżnością ciała. Szyja jest odrobinę przygnębiona ,ale cóż….w nagrodę zajdziemy sobie do second handu –niech się gimnastykuje J ! Dziś totalna wyprzedaż…wszystko, absolutnie wszystko po 3 litas! ? Ogromny sklep sieci ,,humana’’ raz w miesiącu robi taką akcję. Można upolować wspaniałe ,czasem zupełnie nowe szmaty za symboliczną cenę. Po pół godzinie jestem już posiadaczką 2 par  spodni, sukienki ,koszuli oraz pięknego szafirowego obrusu-a wszystko to …nowe i z czystego lnu ! Zapłaciłam 15 litas ! Co tam –niech szyja się marszczy ,ale ja  dumnie targam do domu moje łupy! J


W mojej dzielnicy wciąż pojawiają się jakieś nowe sklepy z używaną odzieżą. Widocznie ten biznes nadal świetnie się sprawdza. Przypomniało mi się, jak kiedyś z moją przyjaciółką planowałyśmy też otworzyć taki sklep i dodatkowo przerabiać odzież na tekstylne dzieła sztuki. Pomysł upadł bo…upadł.  Zabrakło  nam kapitału na rozkręcenie biznesu. Gdyby wtedy się udało, byłabym dziś być może bogatą ,,Szmatlejdi’’ i w wolnych od liczenia zysków chwilach, pielęgnowałabym czule moją szyję ? J))))


Wyobraziłam sobie nagle, jak kursuję dostawczym wozem do hurtowni, jak targam wory i przeliczam, przeliczam…jak nie śpię i rozmyślam o tajemnicach ekonomii, jak po kilku latach pochylona nocą nad szkatułką oglądam precjoza i sprawdzam czy służba niczego nie ukradła…jak po kolejnych ,staję się zrzędliwą , wyliftingowaną , bogatą  jędzą z tipsami i blond pasemkami , jak narzekam ,że latem taki tłok na plażach ,że  ludzie podli a szampan  za ciepły…



Mogłoby tak być przecież! Mogłoby się wydarzyć…Skąd możemy wiedzieć!!!!???? RATUNKUUUU!!!! 


   a gdzie ja?! gdzie miłość, wolność,wzruszenia, szaleństwa i  tęsknoty??? Gdzie moje serce i …farby?! Uff jaka ulga ,że to tylko urojenia! Twarogu sobie ukroję…pomidory takie słoneczne i słodkie….koty mruczą….

Dziękuję Ci Panie!!!! J <3


poniedziałek, 13 maja 2013

listy znad Niemna......: CO Z TĄ POTENCJĄ .........??????

listy znad Niemna......: CO Z TĄ POTENCJĄ .........??????: POTENCJA    wystawa rzeźby i grafiki KAUNAS 10.05.2013 Na tę wystawę oczekiwałam z niepokojem i napięciem…POTENCJA: tytuł ,który wielu...

CO Z TĄ POTENCJĄ .........??????


POTENCJA    wystawa rzeźby i grafiki KAUNAS 10.05.2013

Na tę wystawę oczekiwałam z niepokojem i napięciem…POTENCJA: tytuł ,który wielu uważało za zbyt jednoznaczny, wcale przecież takim nie jest…Istnieje co najmniej kilka definicji na ten temat. Pozwólcie, że posłużę się cytatami z wikipedii :
1.Potencja (łac. potentia - zdolność, możliwość) - według Arystotelesa jest to moment możliwości (gr. dýnamis), który oznacza, że to, co rzeczywiste, ma możliwość stać się zupełnie czymś innym, niż jest w tej chwili. Drugi moment to moment aktualności (gr. enérgeia) - czyli akt (łac. actus)
Ruch zatem jest przejściem od potencji do aktu.( wikipedia)

2.Potencja homeopatyczna lub potęga homeopatyczna – termin określający stopień rozcieńczenia środka homeopatycznego. Ma postać kodu literowo-cyfrowego, który zostaje wymieniony po łacińskiej nazwie surowca, z którego został wyprodukowany lek homeopatyczny, np. Aurum metallicum MK, Calcarea carbonica D200, Rhus toxicodendron D30. ( wikipedia)

3.Jest to zdolność (organizmu) do reakcji seksualnych, mierzona częstotliwością reakcji seksualnych w jednostce czasu.
( wikipedia)

Tak więc wybierając się na otwarcie tej wystawy ,zastanawiałam się w jaki sposób litewscy artyści przekażą swoją wizję POTENCJI- jak się do niej odniosą i jakie zastosują rozwiązania techniczne, artystyczne, aby swoim przemyśleniom nadać realny kształt ?

O JAKIEJ POTENCJI OPOWIEDZĄ ICH PRACE????

  Czy to co zobaczę, a może nawet dotknę … hmm…. ( projekt autorstwa Evaldasa Mikalauskasa i Mindaugasa Jurenasa, skierowany był do grafików i rzeźbiarzy ) wywoła u mnie zachwyt, zdziwienie, oburzenie czy też konsternację?

Do projektu przystąpili artyści z całej Litwy-( choć nie wszystkie prace zostały zakwalifikowane przez komisję konkursową ) –, a na wystawie w Galerii Obrazu, Muzeum im .Ciurlonisa pokazano  najlepsze dzieła.

 PIERWSZA REFLEKSJA:

Mile zaskoczył mnie POTENCJAŁ TWÓRCZY artystów średniego i starszego pokolenia- młodzi Litwini mają wspaniałych nauczycieli, od których mogą się wiele dobrego nauczyć.
To raczej młodzież okazała się dosyć powściągliwa i zachowawcza, choć to przecież od nich można by oczekiwać ,,fajerwerków’’ J))
Młodzi litewscy artyści poszukując swojej własnej drogi, coraz częściej szukają inspiracji w sztuce zachodniej .Oby znalazło się więcej i takich ,którzy potrafią tworzyć nowocześnie, a jednocześnie sięgać do korzeni. Sztuka Bałtów jest przecież bardzo bogata i ciekawa!  Byłam przekonana, że na tej wystawie znajdzie się  więcej  prac nawiązujących do bałtyckiej mitologii, starych wierzeń  i  folkloru.


Kilka prac mnie jednak poruszyło ( grafiki ukazujące temat przemocy i agresji ) a  kilka rozbawiło…jak choćby rzeźba przedstawiająca niezbyt urodziwego mężczyznę marzącego o wiecznej potencji…J



Spacerując po galerii i przyglądając się uważnie prezentowanym pracom, musiałam zadać  sobie kilka podstawowych  pytań : Czy wystawa kogoś zachwyciła? …Czy zaszokowała lub oburzyła ??? …Czy wniosła coś nowego, poruszyła sumienia, przewróciła do góry nogami wyobrażenia o współczesnej sztuce?...hmmm….
REFLEKSJA DRUGA:

Temat seksualnej potencji był przedstawiony w sposób niezwykle powściągliwy, symboliczny…obyło się bez wstrząsu i skandalu…J
Unoszący się i opadający balon w kształcie ogromnego białego penisa nie budził u nikogo ani oburzenia ani rozbawienia…hmmm


Obecnych na wernisażu pytałam o ich uwagi i oceny.
Większość zwiedzających miała wątpliwości co do związku treści prezentowanych prac z hasłem projektu… ( ?) Niektóre prezentowano już na innych wystawach-wydawały się więc przypadkowe…( ? )
Pod względem artystycznym poziom dosyć wyrównany-choć kilka prac zyskałoby przy lepszej ekspozycji …J
REFLEKSJA TRZECIA:  
Może szkoda, że w wystawie nie uczestniczyli też malarze???




Czy więc taka wystawa była niepotrzebna????

MOJA SUBIEKTYWNA OCENA: 

 Wystawa okazała się bardzo potrzebna bo mimo, iż nie okazała się  ,,trzęsieniem ziemi’’- to sprowokowała nas do gorącej dyskusji.
Siedząc po wernisażu w kawiarni nieopodal galerii, wymienialiśmy swoje spostrzeżenia i dzieliliśmy się przemyśleniami….
Co znaczy dla mnie POTENCJA….POTENCJAŁ TWÓRCZY? -jak się objawia, co go umacnia a co mu szkodzi?! Czy tworzymy z potrzeby czy konieczności? Czy popularność artysty przekłada się na jego twórczy potencjał, czy też nie ma znaczenia??? Czy wiek gra jakąś rolę ,czy pomaga czy ogranicza ?…a czasy, w których żyjemy???…czy nie narzucają nam obłędnego poszukiwania nowych dróg do spełnienia się w roli artysty? Czy współczesny odbiorca, pragnący przede wszystkim rozrywki-  pragnie jeszcze podziwiać  DZIEŁO SZTUKI czy raczej oklaskiwać ARTYSTĘ-który szokuje i bawi?
Jaki jest mój POTENCJAŁ TWÓRCZY i jak go mądrze spożytkować ?  J

Pomimo więc niedosytu, który towarzyszy mi po wystawie- myślę, że podziękowania należą się zarówno pomysłodawcom jak i organizatorom projektu i wystawy.
Evaldas Mikalauskas ( reprezent.grafików )  i Mindaugas Jurenas,( reprezent.rzeźbiarzy )  
Org,wystawy Lietuvos Dailininku Sajunga ,Muzeum im Ciurlonisa


PS: więcej fotografii zobaczycie na mojej facebookowej stronie:

 https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10200332770774854.1073741850.1021999406&type=1&l=ffeaa354b3


wtorek, 7 maja 2013

listy znad Niemna......: Świat według motyla czyli moja ZIEMIA OBIECANA.......

listy znad Niemna......: Świat według motyla czyli moja ZIEMIA OBIECANA.......: Wracam do Kaunas.. (  tak WRACAM ) …. po bardzo krótkiej i intensywnej wizycie w Polsce…Po wystawie w olsztyńskiej filharmonii ,wrac...

Świat według motyla czyli moja ZIEMIA OBIECANA.....




Wracam do Kaunas.. (  tak WRACAM ) …. po bardzo krótkiej i intensywnej wizycie w Polsce…Po wystawie w olsztyńskiej filharmonii ,wracają też moje obrazy…między kilkoma innymi ,obraz ,który zatytułowałam ,,Ziemia Obiecana’’….Skłania mnie to do kilku ,nie zawsze wesołych refleksji…Po pierwsze – prace niby pochwalone i dobrze przyjęte-ale nikt nie chciał ich przygarnąć i kupić  bo …źle namalowane???…brzydkie???? smutne???? .Nie mam pojęcia L …wypadałoby wpaść w depresje lub chociaż obciąć sobie ucho…...ponieważ nie sprzedałam żadnej pracy-to oznacza to, tyle co oznacza….nie ma  pieniędzy, konto już puste, będzie trudno…. ale wciąż pozostają mi przecież…WIARA, NADZIEJA, MIŁOŚĆ …no i mimo wszystko, czuję się nieźle…bo wiosna ,bo maj, bo bocian na mojej mazurskiej chacie gniazdo buduje …
bo błękitne niebo,…a głupiemu to … zupełnie wystarcza…J



Refleksja kolejna…..Ziemia Obiecana, wędruje ze mną.. czy też to ja z nią wędruję!!!!????,, Tam skarb Twój gdzie serce  Twoje ‘’…???
...ach, serce moje gdzie jesteś?! W Polsce, na Litwie.. czy w Izraelu ????  <3
Tłuczesz się od świtu do nocy…niestrudzone i naiwne…czasem zupełnie bez sensu.. czasem na przekór…czasem od niechcenia…w zachwycie i bólu…a jednak…!
 Czasem wydaje mi się nawet, że mnie wcale nie słucha…że komuś innemu rytmicznie muzykuje i z oddaniem dźwięczy…

,,Niech mi pani namaluje wesoły obraz i żeby mnie zawsze rozweselał….’’
Prosi uprzejmie kobieta…ba…cóż odpisać?
Sama o to moje obrazy nieustannie proszę, by zechciały być takie i farby namawiam i pędzel grzeję w dłoni…..ale nie zawsze chcą proszę Pani…bo z nimi tak samo jak z sercem…żyją jak zechcą…raz błękitne raz purpurowe…J




Ach…gdyby mój Tata mógł te bociany zobaczyć…ależ byłby szczęśliwy!






Nie wiem czy bociany dolatują tak wysoko..? hmm….
A motyle???
 Jaką  radość sprawia mi widok jednego przebudzonego wiosną motyla !?…
WIĘC JEDNAK ŻYJESZ???? Patrzę na niego zdumiona…Wokół smutne szczątki jego braci i sióstr…a ON PRZETRWAŁ!?J



Nie dowierzam i on nie dowierza ,,, drży z podniecenia… niecierpliwie próbuje rozbić grubą szybę ….prostuje zmęczone skrzydła i wyfruwa wprost ku słońcu, gdy uchylam okno…Kolorowy, wolny, szczęśliwy!!!!!!! <3

Po powrocie do Kaunas.. drzwi otwieram z poczuciem ulgi i nawet ściany cieszą się na mój widok…i moje obrazy…a najbardziej to chyba młode pomidory i bazylia i lilia na parapecie… J
 DAJ NAM PIIIIĆ!!!!! –wołają od progu….  :)