............

wtorek, 14 lutego 2012

D jak DISTANCIJA.....



Laba Diena!!!!

ZACHOWAĆ BEZPIECZNY DYSTANS! głosi jedna z podstawowych zasad bezpiecznej jazdy..  Ta prosta recepta jest godna polecenia nie tylko dla kierowców.

O ileż łatwiej by się nam wszystkim żyło, i o ile przyjemniej gdybyśmy tylko zastosowali ją w życiu.

Na ogół jednak angażujemy się… nie tam gdzie trzeba, a dystansujemy od spraw które zasługują na zaangażowanie…Taka już pokrętna i przewrotna człowiecza natura…

Skąd niby mamy wiedzieć jaki jest ten BEZPIECZNY dystans i przed czym nas chroni.?

Jak zawsze będę pisać o kobiecie, którą ze wszystkich mi bliskich, znam stosunkowo najlepiej ,czyli o …sobie!

Po pierwsze zabawny to temat ..po drugie: nie muszę się obawiać, że popełnię jakiś nietakt…po trzecie:

Któż bardziej od nas samych może być dla nas tak cierpliwy i wyrozumiały?

Po czwarte: (a może to właśnie najważniejszy argument,) omawiając własny przykład, uczę się tak potrzebnego DYSTANSU!

Jak być sobą i jednocześnie patrzeć z boku na własne życie??? Oj ,trudne to ogromnie i samo nie przychodzi….



Jedną z cech dojrzałości jest troska o dobro innych, świadomość odpowiedzialności nie tylko za siebie, naszych bliskich, ale za  nawet za losy świata. Niektórzy stają się dorośli już w dzieciństwie, inni cale życie oczekują, że to świat się nad nimi pochyli i nieść będzie na plecach do raju….

Kiedy przychodzimy na świat, zwykle to on w oczywisty sposób zaczyna się kręcić wokół nas.. Ach, jakaż śliczna buzia…rączki maleńkie …patrzcie jakie ma cieniutkie paluszki…kruszyna kochana…nasz skarb…perełka…dzieciątko najmilsze!!!! Pochyleni nad nami nasi dumni rodzice, liczne ciocie i wujkowie, babcia i dziadek utwierdzają nas w przekonaniu ,że oto jesteśmy kimś cudownym, wspaniałym i niezwykle wyjątkowym.

Tu koniecznie muszę zacytować rodzinną anegdotę, która wiele lat ciągnęła się za mną ponurym cieniem…

Otóż wkrótce po moich narodzinach, moja kochana Mama chcąc najwyraźniej sprawić przyjemność swojej teściowej zakomunikowała jej słodko: ależ ta śliczna dzidzia do ciebie podobna!!!

Moja babcia nachyliła się nad becikiem ,rzuciła okiem na bezimienną i bezzębną ,,śliczną dzidzię’’ ,po czym skrzywiwszy się boleśnie,  jęknęła szczerze: do kogo podobna??? do mnie????  To ja taka paskudna jestem????

Cóż… mama starała się jakoś z tej gafy wybrnąć ,tłumacząc, że przecież ,,oczęta podobne i brwi i włoski czarne!’’ ,ale babcia była wyraźnie przygnębiona tym niestosownym porównaniem.

Z relacji mamy wynika, że rzeczywiście w castingu na najładniejszego bobasa, nie miałabym zbyt wielkich szans, ale dla naszych cudownych mam zawsze jesteśmy najpiękniejsi…nawet gdy przypominamy kosmatą żabę! J

(Dlaczego takiego określenia użyłam? Żaba jak wiadomo jest raczej ,,oszczędnej’’ urody, a gdyby na dodatek była kosmata????)

Przyszłam więc na ten świat, podobna do owej żaby, spuchnięta, z czerwoną egzemą, którą pielęgniarki posmarowały fioletową jodyną, ale za to z czarnymi i krzaczastymi brwiami jak ..towarzysz Breżniew!

Piękny początek dla kobiety ,nieprawdaż?!

Nic dziwnego, że moja babcia, urodziwa, pełna wdzięku i powagi kobieta, była tym ,,komplementem’’ tak wstrząśnięta i zbulwersowana.

Myślę, że w tych okolicznościach, trudno jej było zachować do siebie dystans… J



Urodziłam się jako 4, najmłodsze i nieoczekiwane: dziecko niespodzianka!


Zapewne swoim przybyciem wprowadziłam także wiele zamieszania ,w życie mojego kochanego rodzeństwa.  Z ich opowieści wynika, że byłam straszną beksą i strasznie ich to musiało irytować. Ja z kolei bardzo wiele im zawdzięczam. Nawet moje imię ,które tak bardzo lubię ,to zasługa ich wspólnej i stanowczej decyzji.

Tata proponował Iwonkę , mama Brygidkę-lecz moi 2 bracia i siostra zaprotestowali i  tak  zostałam Ewą!

Dzięki braciom i siostrze szybko zrozumiałam też ,że w każdej społeczności istnieje podział klasowy, podział dóbr  i określona hierarchia. Każdy ma wyznaczoną rolę do spełnienia i zakres obowiązków. Są cele wspólne i indywidualne dążenia. Czasem te drugie powodują konflikty i wówczas może dojść nawet do  użycia przemocy. Rezygnacja z własnych dóbr lub planów  na rzecz bliźnich, to bolesne, ale niezbędne doświadczenie. Jesteśmy przecież częścią ogółu…W moim domu poznałam więc wszystkie główne mechanizmy życia społecznego i zawdzięczam to starszym i bardziej doświadczonym ode mnie.



Moja mama czasem mówi do mnie: to nie ja cię wychowałam, ale twoja siostra i bracia!

Dziękuję Kochani!


Świat był ogromny i nieznany, pełno w nim było tajemniczych stworów, latających potworów, piwnicznych smoków i dobrych krasnoludków zamieszkujących dziuple drzew…Tak jak każdemu małemu dziecku, tak i mnie, wyobraźnia podpowiadała tysiące historii, w których uczestniczyłam, widziałam niezwykłe miejsca i niezwykłe miałam przygody…Niektóre sytuacje ze świata moich fantazji pamiętam szczegółowo do dzisiaj, mogłabym je opisać lub namalować.

Nic dziwnego, że beczałam co chwilę, że w nocy wrzeszcząc  spadałam z łóżka i uciekałam na widok ,,dziwnie patrzącej’’ na mnie kury. Mogli sobie moi bracia śmiać się i drwić, ale ja już  dobrze wiedziałam co ta kura zamierza i jakie ma okrutne plany! (zwłaszcza ,że poczciwa czerwona kura tak naprawdę była ognistym smokiem! )

Jestem przekonana, Kochani, że i Wy macie podobne doświadczenia i wspomnienia z dzieciństwa. W końcu nie ma innej drogi do dorosłości!

 Po latach te wszystkie doświadczenia i ,,ćwiczenia z wyobraźni ‘’ okazały się bardzo przydatne!

Malarzowi potrzebny jest talent i pracowitość, niezbędna jest też wyobraźnia i wrażliwość oraz umiejętność pogodzenia zachwytu z …dystansem.

Miałam kiedyś przyjemność rozmawiać z uroczą i miłą młodą dziewczyną, która skarżyła się, że co prawda maluje, ale malowanie nie sprawia jej żadnej przyjemności….Robi to, bo tego się od niej oczekuje, ale ona nie widzi w tym powodu do radości, nawet gdy jest za swoje prace chwalona.

Po dłuższej rozmowie okazało się, że właściwie nigdy jeszcze nie malowała tego… co kocha!

Maluj więc to co lubisz, to co cię zachwyca –poradziłam.

Wtedy może okazać się, że pokochasz też sam proces tworzenia.

Jeśli malujesz coś, wbrew sobie-udoskonalisz być może rzemiosło, ale nie stworzysz dzieła sztuki. Możesz oszukać widzów, ale nie siebie. Sztuka wbrew swojej nazwie-powinna być prawdziwa, albo nią wcale nie jest…Jednego zachwyca przyroda, drugiego architektura. Niech konie,  zachody słońca czy akty maluje ten, kto je kocha, a nie ten kto chce nimi ,,handlować’’…Trzeba jednak zachować UMIARKOWANY  DYSTANS wobec obiektu swoich westchnień, bo inaczej łatwo popaść w przesadę i kicz…ZBYT DUZY DYSTANS niesie z kolei ryzyko rutyny…Ach…niełatwe to i skomplikowane!.

Wszystko to co piszę jest jak ostrzegałam na początku-moją subiektywną opinią i nie musicie brać sobie tego do serca….

Wobec moich słów też zachowajcie DYSTANS! J

Od  ubiegłego lata malowałam obrazy na wystawę ,,w drodze na Mont Blanc”…


Swoje prace na tej wystawie pokaże też mój Przyjaciel, znakomity artysta i wyjątkowy człowiek: Gintautas Vaicys…

Oboje tworzyliśmy niezależnie od siebie…oboje stresowaliśmy się zbliżającym wernisażem…Kilka dni temu zrobiłam casting swoim pracom i poprosiłam Gintasa o opinię…

Po raz kolejny zauważyłam, jak trudno mi obiektywnie ocenić, to co namalowałam…z jakim bólem  słuchałam  krytycznych słów i z jaką euforią reagowałam na najmniejszą pochwałę.

Wiedziałam, że to co mówi jest szczere i życzliwe, więc jakoś przełknęłam kilka cierpkich uwag…Zdarzało się, że obrazki wysoko cenione przeze mnie, Gintas odrzucił ,ale było też odwrotnie. Byłam mu wdzięczna za tę przyjacielską lekcję pokory i dystansu.

Kiedyś ktoś z moich znajomych spytał, jaka uwaga sprawiłaby mi największą przykrość…,,jesteś brzydka.. jesteś bez talentu, czy jesteś głupia?’’

Wiedziałam od razu: stanowczo najbardziej bolesna była by, ta ostatnia uwaga!.

Znajomy roześmiał się i rzucił: żadna nie powinna cię zaboleć, gdybyś miała do siebie …dystans!

Okazuje się więc, że mam już chyba właściwy dystans do swego wyglądu i zdolności, ale nadal muszę pracować nad charakterem….

Nie boję się już kury ani ognistych smoków…nadal jednak przeżywam ogromną tremę przed każdym publicznym wystąpieniem….drżą mi ręce i pocę się ,gdy rozmawiam z obcymi ludźmi…lecz swoją nieśmiałość nauczyłam się tuszować głupią miną, której później tak się wstydzę na zdjęciach…….  Uśmiecham się też ciągle do krasnoludków w dziuplach starych wierzb, rozmawiam ze zwierzętami…  lubię też wyjść samotnie w pole lub do lasu i śpiewać wymyślone przez siebie pieśni…Może to objaw choroby ,która utrzymuje się od dzieciństwa i lepiej było o tym nie wspominać ???

Wiem jednak ,że NAJLEPSZĄ METODĄ BY ZACHOWAĆ ZDROWY DYSTANS DO SIEBIE I ŚWIATA TO POCZUCIE HUMORU!

Jestem świadoma swoich rozlicznych wad i słabości….Pracuję nad nimi ( z różnym skutkiem)

Czasem siebie ostro zganię, potem znów z litości pochwalę…Są dni, gdy wprost siebie nie poznaję, taka jestem poprawna i dobrze wychowana !…kilka dni później, palnę jakieś głupstwo lub zapomnę o jakże ważnej do zrobienia sprawie lub dacie….

Długa droga przede mną…zanim dojdę na ten mój Mont Blanc! J
...............


 PS....Dziś ŚWIĘTO ZAKOCHANYCH...niektórzy je bojkotują,inni czekali na ten dzień z nadzieją...może on (ona ) napisze...może wreszcie się oświadczy????może kupi kwiaty...ugotuje cos jadalnego...wyniesie śmieci...zmieni skarpetki...zrobi porządek na biurku????Sami widzicie-tu także lepiej zachować dystans i nie spodziewać się szaleństw.Będzie jak będzie...Ktoś mądry napisał...GDY CZUJEMY SIĘ NIEKOCHANI TO SMUTNE...LECZ GDY KOCHAC NIE POTRAFIMY-TO DOPIERO POWÓD DO ROZPACZY!

Więc KOCHAJMY NAIWNIE I SZCZERZE JAK DZIECI,BEZ OGRANICZEŃ I BEZ DYSTANSU!!!
Tu akurat DYSTANS jest niewskazany!!!!:))))))))))))






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz