............

piątek, 3 lutego 2012

B jak BALTAS ,S jak SILKE.......



Laba Diena !
Ubieram się długo i rozważnie… spodnie, grube skarpety, czapka…hmm…gdzieś leży na pewno…bluza polarowa i paltocik czarny, ukochany: made In France.. ze szmateksu za rogiem…Zalet ma wiele, bo choć to model wiosenny i fason historyczny, to na tyle obszerny, że się można nieźle pod nim ,,dopakować,,… Warto było zainwestować 3 lity!

Płaszczyk kloszarda nawet kolanka drżące zakrywa i wszystko inne ,co zakryć zimowa porą trzeba szczególnie. ,,Pamiętaj dziecko, by dół zakrywać!’’ –powtarzała mi Mama. Zakrywam Kochana Mamo ,szczelnie zakrywam….! Skutecznie się zapakowałam, zamaskowałam jak  komandos…A kuku! Nikt oprócz mnie nie wie, że ja, to ja jestem.! Przypominam teraz do złudzenia małego pingwina lub wypasioną wronę! Jestem gotowa aby zderzyć się z litewską zimą! ,,Nie bądź dzidziusiem’’ słyszę z nieba, słowa Taty…Nie jestem dzidziusiem Tato, nie jestem! Popatrz jaka ze mnie dzielna kobieta wyrosła! Twój Ojciec z Syberii powrócił,a ja miałabym bać się marnych – 30? Nie boję się Tato! Drzwi więc otwieram i śmiało wychodzę!

Już od progu zauważam ,że CIEPŁO NIE JEST…ale słońce pięknie świeci, dym z komina do góry się unosi a lodowa skorupa pod moimi stopami trzeszczy urażona.

Pierwszy oddech skleja mi natychmiast nozdrza i z tą niewidzialną klamrą na nosie i głęboko naciągniętym kapturem człapię dalej…Oddychać ustami też trudno,bo powietrze ostro przyprawione i dusi ...Pokasłuję więc i chrząkam....Cel mi dumny przyświeca. Postanowiłam zrobić zakupy i nieco się przewietrzyć. Po kilkunastu metrach czuję się przewietrzona, odparowana i usztywniona skutecznie. Jednak   wracać do domu bez łupów nie sposób .,,ŻUVYS’’ czyli RYBY wypatruję…Piątek dzisiaj…tłumaczyć nie trzeba! Można by oczywiście stołeczek wziąć i wędzisko, buteleczkę stosowną i zaczaić się na złotą rybkę na skutej lodem, tafli jeziora… Otwór wywiercić i czekać ,aż ufne i tlenu spragnione stworzenie łeb z wody wychyli a wtedy, przywitać się pięknie i  na wieczerzę zaprosić. Jednak do jeziora daleko i czasu mam niewiele, więc wybieram wersję dla leniwych. Sklep rybny nieopodal. Wybór ogromny, ceny podobnie…którą rybkę wybrać? Pani pyta rozbawiona, a ja się po polsku tłumaczę. Dwa śledzie…ee…silkes,.. yyy…poproszę !..Zrozumiała i ostrzega—ale to kilo będzie? Kilo? Takie duże????  dziwię się głośno, a kobieta uprzejmie rzuca na wagę dwa ,,wieloryby’’! No tak, słusznie ostrzegała. Płacę 8 litów i żegnam się po litewsku. Dopiero w domu zauważam, że śledzie mają głowy, bez zębów co prawda, ale z oczami…i te oczy wpatrują się we mnie ponuro…

Co też mnie durną podkusiło, by całe śledzie kupić…???!!!!.Ambicja kulinarna to jedna z nielicznych ,które posiadam i często mnie na pokuszenie wodzi. O grozo! Trzeba będzie teraz te śledzie nieżywe i niewinne, głów pozbawić i zamordować ponownie! Nie czyń tego –krzyczy moja wegeteriańska dusza….Ciachnij, ciachnij- podpowiada ambicja i żądza ….Mój przyjaciel ,który akurat jest na czacie radzi abym zrobiła to szybko…acha, jasne! Bezcenna rada i jedyna z możliwych. Przedtem jednak śledziki na talerzu układam i robię im  śliczną,pamiątkową fotografię…Cóż za hipokryzja  i obłuda…Czuję się jak zwyrodnialec…Resztę szczegółów pominę bo byłaby to opowieść grozy…dodam tylko, że jak już rybki zamieniły się w filety i utonęły w oliwie….ja ochłonąć musiałam nieco i sięgnęłam po kieliszek domowej nalewki by wyrzuty sumienia zagłuszyć….Wiem już teraz dlaczego kobiety wpadają w alkoholizm gdy muszą się kulinarną rzezią częściej zajmować…Mamo, ja już nie będę!!! Teraz widzę wyraźnie ,że do innych rzeczy mnie Stwórca powołał…Dodam jeszcze ,że mimo genów mieszanych-( cho, cho…któż wie dokładnie jaka jeszcze ,prócz 4 mi znanych ,krew we mnie płynie?!)-przyjemności z mordu  żadnej nie odczułam….Być może w innych ,,okolicznościach przyrody’’ zew by się we mnie krwiożerczy wyzwolił, gdyż jak powiedział mój przyjaciel, (a człowiek to zacny i mądry)- każdy z nas posiada swoją mroczną naturę.! Moja więc mroczność, żądzy zabijania nie wyzwala na szczęście. Przy temperaturze powyżej +25 stopni  w niewinnego baranka się zamieniam i na mięsko patrzę z obrzydzeniem. Owoce , warzywa??? pochłaniam niczym fabryka ,a będąc w Izraelu odżywiam się głównie humusem i daktylami. W  czasie letnich upałów  to już i ziemniaczek z maślanką wywołuje radosne żołądka pląsanie…a zima we wschodniej Europie,?????? no sami widzicie Kochani!….Niedobór słońca i kolorów, organizm mi rozstraja i serce demoralizuje! Umysł szaleje i z nożem na martwego śledzia się rzucam! Niby rybki nieszczęsne fotografuję , aby potem namalować pięknie, ale już oczy wytrzeszczam i ślinę przełykam …już w myślach na półmisku układam i serwuję…O duszo nieszczęsna!

Okazuje się, że musiałam na Litwę przyjechać by całą prawdę o sobie poznać i jeszcze większej pokory się nauczyć…..



Tak Kochani…Niegdyś Litwini jak już wspominałam, mięsa za wiele nie jadali, odżywiali się głównie zbożem, i dobywali miód z barci, Nie wiem czy Was to zainteresuje, ale to dobra okazja aby wspomnieć ,że bardzo wiele ,,polskich’’ słów z litewskiego języka się wywodzi. Taka poczciwa RĘKA to od litewskiego RANKA ( część  służąca do zbierania, trzymania) albo GŁOWA –GALVA ( część  na końcu organizmu) a MIÓD właśnie  to litewski MEDUS pokarm znajdujący się w dziuplach drzew ,gdyż MEDIS to po litewsku DRZEWO.!

Dla wszystkich językoznawców Litwa to cudowny kraj a język litewski to kopalnia wiedzy o językach europejskich, gdyż j. litewski jest NAJSTARSZYM , ŻYWYM JĘZYKIEM INDO EUROPEJSKIM I obok łotewskiego, jedynym , żywym językiem należącym do grupy języków bałtyckich.!

Kto z Was wiedział, że i Polska i Litwa nad MORZEM BIAŁYM leżą?

BALTA- znaczy BIAŁY !….


Niech wiec Was GALVA nie boli i nie  dziwi ,,bałtycki’’ kolor za oknem- zarówno tu jak i w Polsce jest jak najbardziej na swoim miejscu!

Pozdrawiam serdecznie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz