............

poniedziałek, 2 lipca 2012

ZNAD JEZIORA GENEWSKIEGO NAD NIEMEN....czyli GÓRY....WĘDRUJĄ A PIĘKNO POZOSTAJE! :)...



LABA DIENA KOCHANI!

Wczorajszy dzień.....magiczna chwila…niczym wspomnienie dzieciństwa…..jem ogórki z miodem, domowy twaróg i masło…
 Potem wychodzę do sadu gdzie mozolnie dojrzewają jabłka i gruszki….rwę czerwone wiśnie i porzeczki…przełykam zachłannie....
 Tuż obok rosną też wysokie stare lipy ,nachylam ostrożnie ich kruche gałęzie i zrywam kwiaty ociekające nektarem szumiące wiatrem i pszczelim bzyczeniem…..

Powietrze duszne i lepkie a chmury brzemienne deszczem….Lipcowe popołudnie…
To nie sen….to dzieje się naprawdę… tu i teraz na Litwie…



Szwajcaria ,która jeszcze kilka dni temu była w zasięgu ręki, dziś już znowu odległa i niedostępna….
Wraz z grupą Przyjaciół-Malarzy byłam na tygodniowym plenerze w Leysin nad j.genewskim ( Leman See)
Hasło :plener w górach -uruchamia we mnie same pozytywne uczucia! 
Kocham góry i podziwiam ich potęgę. Zachwycam się bez końca ich formą i kolorami. Bardzo lubię je malować! Jechałam więc z radością ,choć perspektywa dwudniowej podróży wydawała się dosyć męcząca. Czułam, że piękno przyrody wynagrodzi nam wszystkie niedogodności podróży. Nie rozczarowałam się!


To był bardzo intensywny ,pracowity i nad wyraz udany plener. Pięknie położone miejsce, doskonała atmosfera w grupie, świetne porozumienie i wspaniałe warunki do pracy i wypoczynku-zaobfitowały dużą ilością szkiców i obrazów. Jedyny niedosyt jaki odczuwaliśmy to właśnie ograniczona ilość czasu. Chcieliśmy prócz malowania co nieco zobaczyć i zwiedzić a trzeba było nieustannie spoglądać na zegarek. Jednak udało nam się znaleźć kompromis i oprócz pracy twórczej wzięliśmy udział w degustacji wina w miejscowej winnicy…wina tam produkowane mają certyfikat najwyższej ,światowej jakości i są nagradzane medalami....mmmm…no,no!!!..,opychaliśmy się gorącym fondue  ( znakomite, również z dodatkiem białego wina!) a także –A JAKŻE!-wyruszyliśmy na prawdziwą wyprawę w góry. 

Jak przystało na ,, ludzi  z bagien’’ sapaliśmy i jęczeliśmy straszliwie ale uparcie wspinaliśmy się na szczyt jak górskie kozice. Warto było!!!! Po stokroć warto! Widok, który ukazał się naszym oczom był tak cudowny, że  we wspomnieniach i snach, latami będzie radować nasze serca! Ukwiecone, aromatyczne alpejskie łąki, stalowo- błękitno-fioletowe  skały , srebrzysty lodowiec…ech….aż trudno to wszystko namalować a co dopiero opisać!


Zabawa w śnieżki o tej porze roku, to też nie byle jaka rozrywka. :)

Po powrocie wypoczywaliśmy na ,,naszym’’ ogromnym, wygodnym tarasie z którego roztaczał się również cudowny widok a przy dobrej pogodzie można było nawet zobaczyć szczyt Mont Blanc. Każdego dnia obserwowaliśmy mistyczny spektakl rozgrywający się  tuż przed naszymi oczami…. taniec chmur i mgieł unoszących się znad powierzchni jeziora i sunących majestatycznie w kierunku niedostępnych ,ośnieżonych szczytów.

Ponieważ ja od lat właściwie głównie portretuję…. chmury to nic dziwnego, że w końcu one same postanowiły mnie poznać bliżej.
Chwilami chmury przepływały więc nieopodal tarasu i dosłownie ocierały się  o nasze stopy wilgotną, puszystą rosą….CAŁOWALISCIE SIĘ KIEDYS Z CHMURĄ??? hmmmm…..ZACHĘCAM!
To niezwykłe doznanie!
Za każdym razem wysuwałam język aby spróbować jak smakuje  taka puszysta, tajemnicza zjawa i moim zdaniem bardzo przypomina cukrową watę w wersji…. dietetycznej! J


Tak więc wszyscy gapiliśmy się namiętnie na góry i chmury a potem malowaliśmy, malowaliśmy i jeszcze raz malowaliśmy…w wolnych chwilach gotowaliśmy coś szybkiego i smacznego…zjadaliśmy …i znów gapiliśmy się w kompletnej ciszy lub wzdychaliśmy w zachwycie…ach…ojej…no zobaczcie….tam….tu….jakie światło…mmmm…jakie cudo…och…jak to namalować…no jak?????.......

No nie da się tego namalować, uwierzcie mi…nie da się…nawet sfotografować i sfilmować nie sposób, tak jakby się chciało…Bo oprócz obrazu jest jeszcze powietrze, ruch i dźwięk…

Trzeba to przeżyć, dotknąć, posłuchać, przeżyć ten dziecięcy zachwyt samemu i w kompletnej ciszy przypomnieć sobie na nowo PO CO TU JESTEŚMY, ŻYJEMY, ODDYCHAMY…i jak to CUDOWNIE, ŻE JESTEŚMY CZĘŚCIĄ TEGO ZNIEWALAJĄCEGO PIĘKNA…J…..


Wczoraj byłam znowu na kwitnącej  Żmudzi…zrywałam lipowe kwiaty ,wąchałam zioła i podpatrywałam pracowite pszczoły….
Rozmawiałam też z żab-em ,który nie dał się namówić nawet na najmniejszy pocałunek, bo woli mieszkać na zielonej łące niż zamienić się w księcia i wysłuchiwać babskich narzekań…..

Spacerowałam wzdłuż łanów dojrzewającego zboża powalonych przez potężne ulewy…przyglądałam się zmęczonym kłosom, połamanym łodygom…Ile z nich wyprostuje  się znowu ?....Niektóre zrozpaczone i milczące, pochylają  głowy do ziemi…inne z ogromnym wysiłkiem ,ale podnoszą się znowu i spoglądają ku słońcu….Ich święty wysiłek przemieni się w chleb…


Co prawda gór, ani na Żmudzi ani na całej Litwie  nie znajdę ,bo wyprowadziły się do Szwajcarii, ale PIĘKNO POZOSTAŁO! J



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz