............

poniedziałek, 23 lipca 2012

L jak LEVITAN czyli TAJEMNICE NASZEGO LOSU....


Labas!



Bazar za moim oknem jest w poniedziałki teoretycznie nieczynny, ale kilku handlarzy pracuje każdego dnia…

Po długiej nieobecności w domu, trzeba będzie zrobić  większe zakupy : ziemniaki, buraki, pomidory, cebulę, czosnek i piękne, kolorowe śliwki!

Znoszę łupy do kuchni. Cieszę się, że znowu sama coś ugotuję.!

Po blisko 2 tygodniowym pobycie w Polsce z radością zabieram się za czyszczenie i gotowanie warzyw.

Słońce pięknie świeci, ale na ulicy widać jeszcze skutki wczorajszej ulewy. Najwyraźniej pogoda na Litwie była ostatnio tak kapryśna  jak na Mazurach.

Plener grunwaldzki ,w którym uczestniczyłam ,tym razem miał miejsce w malowniczej wiosce Spychowo. Klimat i atmosfera cudowna. Gościnni i serdeczni gospodarze,bardzo smaczna kuchnia i wygodne spanie.

Za domem sosnowy las, grzyby, maliny i jagody.. przed domem łąka i tuż za nią błękitna toń jeziora…

Prócz pięknej przyrody sympatyczni ,uzdolnieni artyści, niektórzy z nich to już prawdziwi przyjaciele. Było nas 14 a więc spora gromadka i spore twórcze zamieszanie…różne style, różne techniki, odmienny stosunek do malarstwa….Czas mijał b szybko…stanowczo za szybko….Jednak zdążyliśmy co nieco namalować a efekty będzie pewnie można zobaczyć na kolejnej ,,grunwaldzkiej wystawie’’….

Niektórzy z nas pracowali jak w transie, inni znajdowali jeszcze czas na spacery po lesie, kąpiel w jeziorze, wycieczki, grę w bilard i ,,nocne Polaków rozmowy’’…

Trudno znaleźć temat ,który nie byłby poruszany…jednak najwięcej dyskutowaliśmy o sztuce…życia, sztuce w życiu i życiu ze sztuki…J

Ten ostatni to temat najbardziej bolesny dla tych, którzy chcieliby być niezależni i wolni w swojej twórczości a jednocześnie pragną aby ich prace były kupowane…

Kolejna sprawa to życie prywatne i twórczość….czasem bardzo trudno pogodzić te sprawy, chyba że artysta zwiąże się z drugim artystą…bo i któż mógłby zrozumieć lepiej te odwieczne artystyczne dylematy i konflikty wewnętrzne, chwile zwątpienia w sens własnej ,twórczości…zawiłości myślenia i odczuwania kreatywnego, otwartego ale jednocześnie nadwrażliwego człowieka…??? Czasem czujemy się bardzo samotni, czasem samotności spragnieni jak powietrza…czasem radośni i pełni zapału, czasem na granicy depresji…Drugi artysta zawsze to świetnie zrozumie, a przynajmniej zrozumieć mu łatwiej i skupiony na własnej twórczości nie szuka okazji do konfliktu…żal mu czasu i energii…J

Noo…chyba ,że artysta jest narcyzem klasycznym- oczekującym od partnera i świata ciągłego uwielbienia…to już lepiej niech sobie poszuka kogoś ,,normalnego’ ’,kto sam pozbawiony talentu malarskiego, będzie zachwycał się każdym szkicem czy obrazkiem…kto będzie wzdychał ,chwalił i wielbił, czcił i hymny na cześć artysty układał…

Znam z relacji historycznych, obserwacji i opowiadań różne przykłady artystycznych związków a także związki artystów z ,,normalnymi ludźmi’’…Zauważyłam też, że zwykle kobieta –nawet jeśli artystka-schodziła na drugi plan, aby talent mężczyzny jaśniał pełniejszym blaskiem…Piszę schodziła. .bo dziś wygląda to nieco inaczej.

Kobiety artystki domagają się swoich praw i chcą same decydować czy coś namalują czy ugotują…

Hmmm…patrzę z boku na siebie w maleńkiej kuchni…i cóż????widzę uśmiechniętą marzycielkę i jednocześnie zuchwałą kobietę…cierpliwie  krojącą warzywa !

J

Nikt mnie nie zmusza, nikt nie pogania-sama chcę, więc  z plenerowej malarki szybko zamieniam się w szefową kuchni i oblizuję się na myśl o dzisiejszej kolacji…

Pięknie jest….w trzech garnkach bulgoce…słucham orientalnej muzyki…układam złocisto purpurowe śliwki na dębowym blacie stołu i fotografuję by zimą pocieszać serce ich widokiem….

……….


Wczoraj byłam też u mojej Mamy…spotkałam się z bratem i siostrą…

Zmieniamy się wszyscy….starzejemy…ale poczucie humoru nas nie opuszcza…Siostra wyjechała do Niemiec, ja na Litwę ,jeden brat mieszka w Polsce, drugi tak jak i Ojciec już w błękitno-złocistych przestrzeniach….Zawsze mam ochotę spytać o niego…bo wciąż zapominam, że odszedł tak wcześnie…ŻYCIE…..

Mama taka krucha i malutka…przecież kiedyś była większa…ech, to ja byłam mniejsza…Nie, nie jestem głodna…Mamo przestań proszę!....już nie jestem dzieckiem…a przecież jestem ,jestem Mamo…ciągle? na szczęście? Czy może wreszcie trzeba by dorosnąć, spoważnieć, zmądrzeć i stwardnieć jak włoski orzech?

Nie wiem…nie wiem kiedy wydorośleję…któż to może wiedzieć…ja nie jestem taka mądra Mamo….!Chciałabym, ale nie jestem…tak, maluję…nie. .nie mam stałej pracy…czasem coś sprzedam to mam pieniądze…tak, oszczędzam…nie ,nie chcę pracować na kasie w biedronce…

Nie jestem naiwna…choć czasem tak jednak bywa….i co z tego Mamo?...tak!mieszkam teraz na Litwie...jestem szczęśliwa...tak,tak! naprawdę Mamo...więc już  nie martw sie o mnie,proszę..wszystko dobrze!!!!

Za kilka dni Mama zadzwoni i spyta jak zwykle: DZIECKO,CO TY ROBISZ NA LITWIE? KIEDY WRÓCISZ????
Świat wciąż tajemniczy i pełen niespodzianek…J



Porządkuję fotografie ,które zrobiłam wczoraj wyjeżdżając z Mazur…Patrzę na cudowne, wieczorne światło dotykające zielonych pagórków i dojrzewających łanów zboża..

Czy potrafiłabym to namalować?

W jaki sposób? Jak znaleźć odpowiedni kolor? JAK NA OGRANICZONYM PŁÓTNIE-NAMALOWAĆ NIEOGRANICZONE PIĘKNO PRZYRODY?????

Otwieram album Izaaka Levitana- znakomitego, niezrównanego malarza…Któż mu dorówna?????

W Wikipedii nader skąpe i beznamiętne informacje…..:

Izaak Lewitan (Исаак Ильич Левитан, ur. 30 sierpnia 1860, zm. 4 sierpnia (22 lipca wg kalendarza starego porządku) 1900) – malarz-pejzażysta rosyjski pochodzenia żydowskiego.

Urodził się w ubogiej, lecz wykształconej rodzinie w sztetl Kibarty niedaleko Kowna. Ojciec jego nauczył się francuskiego i niemieckiego i dzięki temu później przez pewien czas pracował jako tłumacz francuskiej firmy budującej mosty kolejowe.

Na początku 1870 jego rodzina przeniosła się do Moskwy. Tam we wrześniu 1873 młody Izaak rozpoczął naukę w Szkole Malarstwa, Rzeźby i Architektury, gdzie już od dwóch lat pobierał nauki jego starszy brat Abel. W 1875 zmarła jego matka, a dwa lata później, po ciężkiej chorobie – ojciec, i rodzina straciła źródła utrzymania. Talent Izaaka został jednak dostrzeżony, dzięki czemu otrzymał on stypendium.

Pierwszą dostrzeżoną przez prasę wystawę Lewitan miał w 1877. Dwa lata później, w maju 1879, w związku z falą wystąpień antyżydowskich w Rosji, został zmuszony do przeniesienia się do podmoskiewskiego przysiółka Sałtykowka (Салтыковка), ale wkrótce, pod naciskiem opinii publicznej i w uznaniu jego twórczości, pozwolono mu na powrót. W 1880 jego obraz Осенний день. Сокольники ("Jesienny dzień. Sokolniki") został kupiony przez znanego kolekcjonera sztuki i filantropa Pawła Trietiakowa, założyciela Galerii Trietiakowskiej.

Wiosną 1884 Lewitan przystąpił do "Towarzystwa Wystaw Objazdowych" (pieriedwiżnicy - Передвижники), pozostając jego członkiem do 1891.

………….
URODZIŁ SIĘ NA LITWIE...BYŁ ŻYDEM...TO DLACZEGO PISZĄ ,ŻE TO MALARZ ROSYJSKI..???? .hmmm....kolejna tajemnica....

Levitan żył krótko i intensywnie…namalował wiele cudownych obrazów…dlaczego umarł tak szybko????

Kiedyś ku mojej wielkiej radości, natknęłam się na album z jego malarstwem w olsztyńskim antykwariacie… Gdy podekscytowana przyglądałam się wówczas jego obrazom, nie wiedziałam jeszcze ,że kilka lat później ja sama zawędruję do Kowna i będę tu malować….

Popatrzcie choćby w internecie na jego prace…to malarstwo oczaruje was, uwiedzie i zachwyci!

Muszę koniecznie wybrać się do  rodzinnego miasteczka Isaaka i spojrzeć na szafirowe niebo ponad dachami Kibartai….Czuję ,że muszę je zobaczyć, aby zrozumieć…los Levitana…i mój własny…




lecz....czy da się zrozumieć i czy naprawdę trzeba???? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz