Labas Kochani!
Dziś o sztuce i artystach...Nudny to temat dla ,,normalnych'' ludzi,więc właściwie odradzam...
:) ,ale jeśli jednak chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o 2 bardzo ciekawych litewskich malarzach,to znowu: ZACHĘCAM... :)
.....ach tak to właśnie, my kobiety potrafimy zamącić!
Dwa dni temu byłam na bardzo ciekawym wernisażu malarstwa
Eimutisa Markunasa…
Artysta, malarz i pedagog, ur.1959 r w Kownie, studiował w
Wilnie, członek Litewskiego Związku Artystów Plastyków i Grupy ,,Angis’’
Wczoraj króciutko i spontanicznie opisałam swoje wrażenia i
zamieściłam na facebooku…Pod notatką umieściłam też kilka fotografii, w tym
jedną dosyć znamienną: portret artysty na tle… białej ściany.!
Malarza powinno się pokazywać na tle jego prac, lub z
pędzlem przy sztaludze, utytłanym farbami…Wtedy każdy od razu widzi, to co
widzi:…MALARZ!? No tak, oczywiście ! ….Tymczasem Eimutis z pochyloną nisko
głową, na tle pustej ,białej ściany? Czy taka fotografia ma jakieś ukryte
przesłanie?
Owszem…po pierwsze Eimutis to bardzo skromny i pokorny
artysta, z ogromnym poczuciem humoru, dystansem do siebie i życia…
Dla artysty to cechy niezbędne tak samo jak farby i płótno.
Po drugie: każdy prawdziwy artysta ZAWSZE jeszcze…ciągle…i nieustannie
czeka… na swoje najlepsze dzieło !Każdego dnia staje przed pustą ścianą i
zaczyna swoją artystyczną, żmudną walkę…Ta potrzeba i pragnienie nie pozwalają
mu popaść w lenistwo i samozadowolenie.
Po trzecie: każdy kolejny wernisaż jest dla artysty ,,dniem
sądu’’ Trzeba stanąć przed ludźmi i odsłonić się, ,,obnażyć’’, poprzez swoje
prace.
Twoje obrazy wiszą
bezbronne. Ty cały drżący stoisz w pobliżu. Czasem miałbyś ochotę uciec…ale
jest już za późno…
Nie można już nic zmienić, schować, przemalować…Zastanawiasz
się czy na pewno chciałeś pokazać to co pokazujesz?…Czy to ma jakiś sens? Jakie
to ma znaczenie dla tych wszystkich ludzi, że godzinami rozmyślałeś, szukałeś
odpowiedniego koloru, barwy ,kompozycji …wiele razy coś zmieniałeś, byłeś
sfrustrowany, że widzisz już ten obraz w swojej wyobraźni, ale płótno i pędzle
oporne ….
Ciągle to nie to, co być powinno!!!
…i nawet w nocy przez sen ,nadal malujesz….nakładasz kolejne
warstwy…by rankiem cały obraz zacząć od
nowa….Kto na tej sali wie, że te obrazy to coś więcej niż kawałek tektury czy
płótna?...że to część twego życia….twoje myśli, cierpienia i radości…że pod
warstwą farby bije… twoje serce?!
Stoisz pod ścianą jak oskarżony i słuchasz co powiedzą inni…Mówią
różne rzeczy…Jedni ściskają rękę, po plecach klepią, wręczają kwiaty i
całują…Gratulacje!!!! inni już dawno przesunęli się bliżej stołu i przyglądają
się z większym zainteresowaniem butelkom z winem niż twoim obrazom…Inni
przechodzą wzdłuż ściany z godnością i tonem znawcy stwierdzają:
Nooo…całkiem nieźle, ale kolor nie do końca…kompozycja
jakaś dziwna…temat banalny…lepsze obrazy widziałem…mógłby popracować nad tym dłużej..
ach, zupełnie bez sensu!
Jednak znosisz to
dzielnie, i niczym św. Sebastian
uśmiechasz się blado, pierś wystawiając
na kolejne strzały…
Tylko jedna uwaga może cię dobić i wpędzić w głęboką
depresję…gdy ktoś nagle podejdzie do ciebie i rzuci z podziwem! ALEŻ PIĘKNE
RAMY! a gdzie takie kupić można?
Wszystko inne przeżyjesz spokojnie…
Bywa na przykład, że nawet mili i bliscy ci ludzie któregoś
dnia dociekliwie spytają:
Dlaczego w ogóle malujecie, rysujecie, rzeźbicie , lepicie
jakieś figurki? Dlaczego nie zrobicie czegoś ,,pożytecznego’’????? dlaczego nie
zajmiecie się czymś ,,poważnym”????
Komu potrzebna jest ta SZTUKA!? Dorośli ludzie ,a bawią się
farbkami…gliną…szmatkami, jak dzieci…!!!WSTYD I ŻENADA!
Takie pytania i komentarze to chleb powszedni każdego
artysty. Trzeba się na nie uodpornić i przyzwyczaić. Tylko nielicznym, bardzo
nielicznym artystom dane było za życia osiągnąć szacunek rodziny, sukces
artystyczny i komercyjny, zdobyć uznanie tłumu i sprzedawać swoje prace za taką
cenę, by móc dzięki temu egzystować. Większość z nas nigdy takiej chwili nie
doczeka ,a i w przyszłości trudno na to liczyć. Wierzcie mi, to naprawdę uczy
ogromnej pokory!
Jednak jak już wspominałam w którymś z listów…tacy się
pewnie już rodzimy- ,,wypaczeni’’ i nieco zwariowani. Bo przecież kiedy my
-,,bawimy się farbkami”- ,,normalni ludzie’’ kończą ,,normalne kierunki
studiów’ ’i wykonują ,,normalną ‘’ pracę, za którą otrzymują ,,normalne’’
wynagrodzenie…
Cóż…
Ponieważ jednak artyści to specyficzna grupa ludzkiej
społeczności, to na całym świecie mimo różnic językowych i kulturowych-potrafią
znaleźć płaszczyznę porozumienia.
(Oczywiście nawet
wśród twórców, zdarzają się przypadki wyjątkowych introwertyków,
skoncentrowanych jedynie na sobie i swoim życiu wewnętrznym. O tych jednak ze
zrozumiałych względów pisać nie jestem w stanie, bo tacy ludzie zamykają się
szczelnie jak puszka sardynek.)
Wspomniałam Eimutisa , więc dodam też parę słów o moim
Bracie Linasie.
Zachęcam Was do obejrzenia prac obu artystów w internecie.
Zachęcam Was do obejrzenia prac obu artystów w internecie.
Od dziecinstwa Domarackas aktywnie zajmował
sie sztuką. Jego prace są powiązane z osobistą historią, gdzie artysta wychował
się w systemie komunistycznym w byłym Związku Radzieckim, spędził trzy lata w
Kazachstanie, aż wreszcie wyemigrował do Polski gdzie mógł rozpocząć studia
wyższe.
Główną formą przekazu artystycznego jest dla
niego malarstwo , ale zajmuje się także rzeźbą, grafiką i rysunkiem. Stworzył
wiele projektów w przestrzeniu publicznej , które odbiegają swoją forma od prac
wystawianych w atmosferze tradycyjnej galerii sztuki. Domarackas pracuje także
jako scenograf teatralny i opublikował wiele ilustracji i plakatów.
Od czasu ukończenia studiów w 1994 brał
udział w wielu wystawach grupowych, jak również wystawiał samodzielnie.
Jest członkiem Związku Artystów Polskich i
Międzynarodowej Grupy Decentryzm
Linas i ja...jesteśmy do siebie podobni, nie z racji wyglądu ( o czym za
chwilę) lecz z powodu ,,genetycznych obciążeń’’ i podobnej wrażliwości.
Historia też nam podobny scenariusz pisze, bo zarówno on jak i ja wybraliśmy
emigrację…
Linas Domarackas urodzony na Litwie mieszka w Polsce, ja z
Polski wyjechałam na Litwę. Spotykając się czy pisząc do siebie wymieniamy
spostrzeżenia i doświadczenia…Linas jest w lepszej sytuacji ode mnie, bo mieszka nad Wisłą od wielu lat, zna
świetnie język polski i wspaniale odnalazł się w artystycznym, warszawskim
świecie. Ja na Litwie zaledwie od paru miesięcy, nie znając języka ani
miejscowych zwyczajów, czuję się trochę jak przybysz z obcej planety….
Imię LINAS znaczy LEN…i bardzo pasuje do mojego
Przyjaciela…Wysoki, szczupły mężczyzna z płową czupryną o błękitnym, melancholijnym spojrzeniu…Nawet
gdy śmiejąc się, opowiada żarty i anegdoty-a potrafi to znakomicie!- jego oczy
wyrażają jakiś bezbrzeżny smutek i tęsknotę. Takie też są jego obrazy.
Poetyckie, pełne symboliki i odniesień do świata biblii ,mitologii i baśni.
Tkanina przedstawia fragment mitologicznej sceny. Na podłogę
opada cieniutka nić która łączy obraz i kłębek wełny. Możemy go chwycić i
zwijać dalej, prując dzieło artysty…
Przejmująca metafora ludzkiego życia…jak delikatne i kruche
jest wszystko do czego jesteśmy przywiązani…jak łatwo można to zniszczyć i
stracić…Od widza zależy czy przetrwa dzieło artysty, czy też zamieni się w
kłębek nici….
Bardzo dobry jest też cykl obrazów przedstawiający wielkie
religie…ludzie i symbole…wieczna wędrówka w poszukiwaniu doskonałości…
Wielkie wrażenie zrobiły też na mnie, jego nastrojowe płótna
ukazujące warszawską Pragę.
Z zainteresowaniem czekam na kolejną odsłonę jego prac.
Linas to twórca niezwykle pracowity i kreatywny, wciąż wymyśla jakieś nowe
projekty i artystyczne akcje. Żyje sztuką całą dobę i to często dosłownie. Gdy
myślę o nim, to widzę jak wychudzony,wyczerpany fizycznie, bez snu i posiłku, z papierosem
w ustach i głową pełną nowych artystycznych wizji, stoi przed sztalugą…czasem
tylko da się namówić na małą chwilę przerwy…wtedy wypije kawę, opowie jakąś
anegdotę lub niskim, dźwięcznym głosem, zanuci starą litewską balladę…
Dbasz o siebie? jesz regularnie? –zrzędzę troskliwie a on
uśmiecha się rozbrajająco….tak, tak, oczywiście siostrzyczko!- a ja widzę, że
nadal odżywia się marzeniami.
Pomyślałam teraz z wdzięcznością o Bogu, który tak cudownie
skonstruował nasz organizm ,że serce i
płuca pracują niezależnie od tego czym się zajmujemy…
Większość znanych mi artystów podczas pracy twórczej ,tak
jak zapomina o chlebie i wodzie, tak też z pewnością zapomniałaby i oddychać…..
Gdy malujemy ,to rzeczywiście przebywamy w innym
świecie…zapominamy o czasie i przestrzeni…zapominamy o podlaniu kwiatów czy
wyłączeniu czajnika, o niezbędnych zakupach ,gasnącym piecu i imieninach
cioci…Jesteśmy trudni do zrozumienia i zniesienia dla ,,normalnych
ludzi’’…Towarzyszyć artyście w codziennym życiu to zadanie niełatwe dla ludzi
,,poukładanych’’, zdyscyplinowanych i pragmatycznych…
Mamy stany ,,uniesień’’, odlotów i euforii ale też chwile kompletnego zwątpienia w sens swoich
działań…Dobrze gdy wtedy jest ktoś obok, kto czuje i myśli podobnie, kto
zamiast wbić sztylet pytaniem : A SPRZEDAŁES COŚ?, przygnębionemu artyście zaproponuje gorącą herbatę lub spacer…albo tylko
uśmiechnie się z troską i wesprze w milczeniu…
Coś mi się wydaje, że metoda ta jest potrzebna i skuteczna
także wśród ,,normalnych’’ ludzi….Każdy z nas ,nawet najtwardszy mężczyzna i
najsilniejsza z kobiet, potrzebuje przecież ciepła i zrozumienia!
Gdy jesteśmy samotni i fizycznie nie ma obok nikogo, kto by nas
przytulił to możemy przecież sami sobie, też okazać odrobinę dobroci…. :)
Ja w myśl tej zasady zrobiłam przed chwilą kubek mocnej
kawy i o grozo!!!!,… pożarłam połowę
gorzkiej czekolady. ,,Nic to!’’ ,pocieszam się, za oknem znowu -20…za kilka dni
wystawa, prace nadal nie oprawione, więc stres wszystkie kalorie pochłonie!!!!
ŻYCZĘ WAM NA NADCHODZĄCY SZABAT POKOJU,ŚWIATŁA I MIŁOŚCI…DOBROCI
DLA INNYCH I …SIEBIE!!!! J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz