Laba Diena !
Ubieram się długo i rozważnie… spodnie, grube skarpety,
czapka…hmm…gdzieś leży na pewno…bluza polarowa i paltocik czarny, ukochany:
made In France.. ze szmateksu za rogiem…Zalet ma wiele, bo choć to model
wiosenny i fason historyczny, to na tyle obszerny, że się można nieźle pod nim
,,dopakować,,… Warto było zainwestować 3 lity!
Płaszczyk kloszarda nawet kolanka drżące zakrywa i wszystko
inne ,co zakryć zimowa porą trzeba szczególnie. ,,Pamiętaj dziecko, by dół
zakrywać!’’ –powtarzała mi Mama. Zakrywam Kochana Mamo ,szczelnie zakrywam….! Skutecznie
się zapakowałam, zamaskowałam jak
komandos…A kuku! Nikt oprócz mnie nie wie, że ja, to ja jestem.!
Przypominam teraz do złudzenia małego pingwina lub wypasioną wronę! Jestem
gotowa aby zderzyć się z litewską zimą! ,,Nie bądź dzidziusiem’’ słyszę z
nieba, słowa Taty…Nie jestem dzidziusiem Tato, nie jestem! Popatrz jaka ze mnie
dzielna kobieta wyrosła! Twój Ojciec z Syberii powrócił,a ja miałabym bać się
marnych – 30? Nie boję się Tato! Drzwi więc otwieram i śmiało wychodzę!
Już od progu zauważam ,że CIEPŁO NIE JEST…ale słońce pięknie
świeci, dym z komina do góry się unosi a lodowa skorupa pod moimi stopami
trzeszczy urażona.
Pierwszy oddech skleja mi natychmiast nozdrza i z tą
niewidzialną klamrą na nosie i głęboko naciągniętym kapturem człapię dalej…Oddychać ustami też trudno,bo powietrze ostro przyprawione i dusi ...Pokasłuję więc i chrząkam....Cel
mi dumny przyświeca. Postanowiłam zrobić zakupy i nieco się przewietrzyć. Po
kilkunastu metrach czuję się przewietrzona, odparowana i usztywniona
skutecznie. Jednak wracać do domu bez
łupów nie sposób .,,ŻUVYS’’ czyli RYBY wypatruję…Piątek dzisiaj…tłumaczyć nie
trzeba! Można by oczywiście stołeczek wziąć i wędzisko, buteleczkę stosowną i
zaczaić się na złotą rybkę na skutej lodem, tafli jeziora… Otwór wywiercić i
czekać ,aż ufne i tlenu spragnione stworzenie łeb z wody wychyli a wtedy,
przywitać się pięknie i na wieczerzę zaprosić. Jednak do jeziora
daleko i czasu mam niewiele, więc wybieram wersję dla leniwych. Sklep rybny
nieopodal. Wybór ogromny, ceny podobnie…którą rybkę wybrać? Pani pyta
rozbawiona, a ja się po polsku tłumaczę. Dwa śledzie…ee…silkes,.. yyy…poproszę
!..Zrozumiała i ostrzega—ale to kilo będzie? Kilo? Takie duże???? dziwię się głośno, a kobieta uprzejmie rzuca
na wagę dwa ,,wieloryby’’! No tak, słusznie ostrzegała. Płacę 8 litów i żegnam
się po litewsku. Dopiero w domu zauważam, że śledzie mają głowy, bez zębów co
prawda, ale z oczami…i te oczy wpatrują się we mnie ponuro…
Co też mnie durną
podkusiło, by całe śledzie kupić…???!!!!.Ambicja kulinarna to jedna z
nielicznych ,które posiadam i często mnie na pokuszenie wodzi. O grozo! Trzeba
będzie teraz te śledzie nieżywe i niewinne, głów pozbawić i zamordować ponownie!
Nie czyń tego –krzyczy moja wegeteriańska dusza….Ciachnij, ciachnij- podpowiada
ambicja i żądza ….Mój przyjaciel ,który akurat jest na czacie radzi abym
zrobiła to szybko…acha, jasne! Bezcenna rada i jedyna z możliwych. Przedtem
jednak śledziki na talerzu układam i robię im
śliczną,pamiątkową fotografię…Cóż za hipokryzja
i obłuda…Czuję się jak zwyrodnialec…Resztę szczegółów pominę bo byłaby to
opowieść grozy…dodam tylko, że jak już rybki zamieniły się w filety i utonęły w
oliwie….ja ochłonąć musiałam nieco i sięgnęłam po kieliszek domowej nalewki by wyrzuty
sumienia zagłuszyć….Wiem już teraz dlaczego kobiety wpadają w alkoholizm gdy
muszą się kulinarną rzezią częściej zajmować…Mamo, ja już nie będę!!! Teraz
widzę wyraźnie ,że do innych rzeczy mnie Stwórca powołał…Dodam jeszcze ,że mimo
genów mieszanych-( cho, cho…któż wie dokładnie jaka jeszcze ,prócz 4 mi znanych ,krew we mnie
płynie?!)-przyjemności z mordu żadnej
nie odczułam….Być może w innych ,,okolicznościach przyrody’’ zew by się we mnie
krwiożerczy wyzwolił, gdyż jak powiedział mój przyjaciel, (a człowiek to zacny
i mądry)- każdy z nas posiada swoją mroczną naturę.! Moja więc mroczność, żądzy
zabijania nie wyzwala na szczęście. Przy temperaturze powyżej +25 stopni w niewinnego baranka się zamieniam i na mięsko patrzę z obrzydzeniem.
Owoce , warzywa??? pochłaniam niczym fabryka ,a będąc w Izraelu odżywiam
się głównie humusem i daktylami. W czasie
letnich upałów to już i ziemniaczek z
maślanką wywołuje radosne żołądka pląsanie…a zima we wschodniej Europie,?????? no
sami widzicie Kochani!….Niedobór słońca i kolorów, organizm mi rozstraja i serce
demoralizuje! Umysł szaleje i z nożem na martwego śledzia się rzucam! Niby
rybki nieszczęsne fotografuję , aby potem namalować pięknie, ale już oczy
wytrzeszczam i ślinę przełykam …już w myślach na półmisku układam i serwuję…O
duszo nieszczęsna!
Okazuje się, że musiałam na Litwę przyjechać by całą prawdę
o sobie poznać i jeszcze większej pokory się nauczyć…..
Tak Kochani…Niegdyś Litwini jak już wspominałam, mięsa za
wiele nie jadali, odżywiali się głównie zbożem, i dobywali miód z barci, Nie
wiem czy Was to zainteresuje, ale to dobra okazja aby wspomnieć ,że bardzo
wiele ,,polskich’’ słów z litewskiego języka się wywodzi. Taka poczciwa RĘKA to
od litewskiego RANKA ( część służąca do
zbierania, trzymania) albo GŁOWA –GALVA ( część
na końcu organizmu) a MIÓD właśnie
to litewski MEDUS pokarm znajdujący się w dziuplach drzew ,gdyż MEDIS to
po litewsku DRZEWO.!
Dla wszystkich językoznawców Litwa to cudowny kraj a język
litewski to kopalnia wiedzy o językach europejskich, gdyż j. litewski jest
NAJSTARSZYM , ŻYWYM JĘZYKIEM INDO EUROPEJSKIM I obok łotewskiego, jedynym ,
żywym językiem należącym do grupy języków bałtyckich.!
Kto z Was wiedział, że i Polska i Litwa nad MORZEM BIAŁYM
leżą?
BALTA- znaczy BIAŁY !….
Niech wiec Was GALVA nie boli i nie dziwi ,,bałtycki’’ kolor za oknem- zarówno tu
jak i w Polsce jest jak najbardziej na swoim miejscu!
Pozdrawiam serdecznie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz