Labas!
Bazar za moim oknem jest w poniedziałki teoretycznie
nieczynny, ale kilku handlarzy pracuje każdego dnia…
Po długiej nieobecności w domu, trzeba będzie zrobić większe zakupy : ziemniaki, buraki, pomidory,
cebulę, czosnek i piękne, kolorowe śliwki!
Znoszę łupy do kuchni. Cieszę się, że znowu sama coś
ugotuję.!
Po blisko 2 tygodniowym pobycie w Polsce z radością zabieram
się za czyszczenie i gotowanie warzyw.
Słońce pięknie świeci, ale na ulicy widać jeszcze skutki
wczorajszej ulewy. Najwyraźniej pogoda na Litwie była ostatnio tak kapryśna jak na Mazurach.
Plener grunwaldzki ,w którym uczestniczyłam ,tym razem miał
miejsce w malowniczej wiosce Spychowo. Klimat i atmosfera cudowna. Gościnni i
serdeczni gospodarze,bardzo smaczna kuchnia i wygodne spanie.
Za domem sosnowy las, grzyby, maliny i jagody.. przed domem
łąka i tuż za nią błękitna toń jeziora…
Prócz pięknej przyrody sympatyczni ,uzdolnieni artyści,
niektórzy z nich to już prawdziwi przyjaciele. Było nas 14 a więc spora gromadka i
spore twórcze zamieszanie…różne style, różne techniki, odmienny stosunek do
malarstwa….Czas mijał b szybko…stanowczo za szybko….Jednak zdążyliśmy co nieco
namalować a efekty będzie pewnie można zobaczyć na kolejnej ,,grunwaldzkiej
wystawie’’….
Niektórzy z nas pracowali jak w transie, inni znajdowali
jeszcze czas na spacery po lesie, kąpiel w jeziorze, wycieczki, grę w bilard i
,,nocne Polaków rozmowy’’…
Trudno znaleźć temat ,który nie byłby poruszany…jednak
najwięcej dyskutowaliśmy o sztuce…życia,
sztuce w życiu i życiu ze sztuki…J
Ten ostatni to temat najbardziej bolesny dla tych, którzy
chcieliby być niezależni i wolni w swojej twórczości a jednocześnie pragną aby
ich prace były kupowane…
Kolejna sprawa to życie prywatne i twórczość….czasem bardzo
trudno pogodzić te sprawy, chyba że artysta zwiąże się z drugim artystą…bo i
któż mógłby zrozumieć lepiej te odwieczne artystyczne dylematy i konflikty
wewnętrzne, chwile zwątpienia w sens własnej ,twórczości…zawiłości myślenia i
odczuwania kreatywnego, otwartego ale jednocześnie nadwrażliwego człowieka…???
Czasem czujemy się bardzo samotni, czasem samotności spragnieni jak
powietrza…czasem radośni i pełni zapału, czasem na granicy depresji…Drugi
artysta zawsze to świetnie zrozumie, a przynajmniej zrozumieć mu łatwiej i
skupiony na własnej twórczości nie szuka okazji do konfliktu…żal mu czasu i
energii…J
Noo…chyba ,że artysta jest narcyzem klasycznym- oczekującym
od partnera i świata ciągłego uwielbienia…to już lepiej niech sobie poszuka
kogoś ,,normalnego’ ’,kto sam pozbawiony talentu malarskiego, będzie zachwycał
się każdym szkicem czy obrazkiem…kto będzie wzdychał ,chwalił i wielbił, czcił
i hymny na cześć artysty układał…
Znam z relacji historycznych, obserwacji i opowiadań różne
przykłady artystycznych związków a także związki artystów z ,,normalnymi
ludźmi’’…Zauważyłam też, że zwykle kobieta –nawet jeśli artystka-schodziła na
drugi plan, aby talent mężczyzny jaśniał pełniejszym blaskiem…Piszę schodziła.
.bo dziś wygląda to nieco inaczej.
Kobiety artystki domagają się swoich praw i chcą same
decydować czy coś namalują czy ugotują…
Hmmm…patrzę z boku na siebie w maleńkiej kuchni…i cóż????widzę
uśmiechniętą marzycielkę i jednocześnie zuchwałą kobietę…cierpliwie krojącą warzywa !
J
Nikt mnie nie zmusza, nikt nie pogania-sama chcę, więc z plenerowej malarki szybko zamieniam się w
szefową kuchni i oblizuję się na myśl o dzisiejszej kolacji…
Pięknie jest….w trzech garnkach bulgoce…słucham orientalnej
muzyki…układam złocisto purpurowe śliwki na dębowym blacie stołu i fotografuję
by zimą pocieszać serce ich widokiem….
……….
Wczoraj byłam też u mojej Mamy…spotkałam się z bratem i
siostrą…
Zmieniamy się wszyscy….starzejemy…ale poczucie humoru nas
nie opuszcza…Siostra wyjechała do Niemiec, ja na Litwę ,jeden brat mieszka w
Polsce, drugi tak jak i Ojciec już w błękitno-złocistych przestrzeniach….Zawsze
mam ochotę spytać o niego…bo wciąż zapominam, że odszedł tak wcześnie…ŻYCIE…..
Mama taka krucha i malutka…przecież kiedyś była większa…ech,
to ja byłam mniejsza…Nie, nie jestem głodna…Mamo przestań proszę!....już nie
jestem dzieckiem…a przecież jestem ,jestem Mamo…ciągle? na szczęście? Czy może
wreszcie trzeba by dorosnąć, spoważnieć, zmądrzeć i stwardnieć jak włoski
orzech?
Nie wiem…nie wiem kiedy wydorośleję…któż to może wiedzieć…ja
nie jestem taka mądra Mamo….!Chciałabym, ale nie jestem…tak, maluję…nie. .nie
mam stałej pracy…czasem coś sprzedam to mam pieniądze…tak, oszczędzam…nie ,nie
chcę pracować na kasie w biedronce…
Nie jestem naiwna…choć czasem tak jednak bywa….i co z tego Mamo?...tak!mieszkam teraz na Litwie...jestem szczęśliwa...tak,tak! naprawdę Mamo...więc już nie martw sie o mnie,proszę..wszystko dobrze!!!!
Za kilka dni Mama zadzwoni i spyta jak zwykle: DZIECKO,CO TY ROBISZ NA LITWIE? KIEDY WRÓCISZ????
Świat wciąż tajemniczy i pełen niespodzianek…J
Porządkuję fotografie ,które zrobiłam wczoraj wyjeżdżając z
Mazur…Patrzę na cudowne, wieczorne światło dotykające zielonych pagórków i
dojrzewających łanów zboża..
Czy potrafiłabym to namalować?
W jaki sposób? Jak znaleźć odpowiedni kolor? JAK NA
OGRANICZONYM PŁÓTNIE-NAMALOWAĆ NIEOGRANICZONE PIĘKNO PRZYRODY?????
Otwieram album Izaaka Levitana- znakomitego, niezrównanego
malarza…Któż mu dorówna?????
W Wikipedii nader skąpe i beznamiętne informacje…..:
Izaak Lewitan (Исаак Ильич Левитан, ur. 30 sierpnia 1860, zm. 4 sierpnia (22 lipca wg kalendarza starego porządku) 1900) – malarz-pejzażysta rosyjski pochodzenia żydowskiego.
Urodził się w ubogiej, lecz wykształconej rodzinie w sztetl Kibarty niedaleko Kowna. Ojciec jego nauczył się francuskiego i niemieckiego i dzięki temu później przez pewien czas pracował jako tłumacz francuskiej firmy budującej mosty kolejowe.
Na początku 1870 jego rodzina przeniosła się do Moskwy. Tam we wrześniu 1873 młody Izaak rozpoczął naukę w Szkole Malarstwa, Rzeźby i Architektury, gdzie już od dwóch lat pobierał nauki jego starszy brat Abel. W 1875 zmarła jego matka, a dwa lata później, po ciężkiej chorobie – ojciec, i rodzina straciła źródła utrzymania. Talent Izaaka został jednak dostrzeżony, dzięki czemu otrzymał on stypendium.
Wiosną 1884 Lewitan przystąpił do "Towarzystwa Wystaw Objazdowych" (pieriedwiżnicy - Передвижники), pozostając jego członkiem do 1891.
………….
URODZIŁ SIĘ NA LITWIE...BYŁ ŻYDEM...TO DLACZEGO PISZĄ ,ŻE TO MALARZ ROSYJSKI..???? .hmmm....kolejna tajemnica....
Levitan żył krótko i intensywnie…namalował wiele cudownych
obrazów…dlaczego umarł tak szybko????
Kiedyś ku mojej wielkiej radości, natknęłam się na album z
jego malarstwem w olsztyńskim antykwariacie… Gdy podekscytowana przyglądałam
się wówczas jego obrazom, nie wiedziałam jeszcze ,że kilka lat później ja sama
zawędruję do Kowna i będę tu malować….
Popatrzcie choćby w internecie na jego prace…to malarstwo
oczaruje was, uwiedzie i zachwyci!
Muszę koniecznie wybrać się do rodzinnego miasteczka Isaaka i spojrzeć na
szafirowe niebo ponad dachami Kibartai….Czuję ,że muszę je zobaczyć, aby
zrozumieć…los Levitana…i mój własny…