wtorek, 25 grudnia 2012
listy znad Niemna......: Z KOWNA NA KONIEC ŚWIATA czyli RIGA,LENIN I APOKA...
listy znad Niemna......: Z KOWNA NA KONIEC ŚWIATA czyli RIGA,LENIN I APOKA...: Wszyscy wokół mówią o rychłym końcu świata…Ponoć ma nastąpić 21 grudnia a więc za kilka dni. W historii tego rodzaju ,, końcó...
listy znad Niemna......: CZY CHCIEĆ TO MÓC..? czyli O PUSTYM I PEŁNYM BAKU ...
listy znad Niemna......: CZY CHCIEĆ TO MÓC..? czyli O PUSTYM I PEŁNYM BAKU ...: LABA DIENA KOCHANI!!!! J Nigdy nie wierzcie ludziom, gdy mówią, że NICZEGO JUŻ NIE CHCĄ! taka postawa,to przywilej zmarł...
Z KOWNA NA KONIEC ŚWIATA czyli RIGA,LENIN I APOKALIPSA MRÓWEK....
Wszyscy wokół mówią o rychłym końcu świata…Ponoć ma nastąpić
21 grudnia a więc za kilka dni. W historii tego rodzaju ,, końców świata’’ było
już tak wiele, że specjalnie się tym nie przejmuję. Tłumaczę mojej zatroskanej
znajomej, że każdego dnia może nastąpić nasz osobisty koniec świata, więc
trzeba być zawsze przygotowanym na taką ewentualność…
Mnie zawsze ciągnęło raczej na geograficzny ,,koniec
świata’’, więc zaproszenie na wycieczkę do Rygi, przyjmuję z prawdziwą
radością. Traf chce, że właśnie 21 grudnia mam być jeszcze na Łotwie.
Wyjeżdżamy 19 rano. W samochodzie wieziemy kilkadziesiąt obrazów na wystawę w
Rydze. Artyści z Kowna otrzymali zaproszenie od Galerii Antonija do
zaprezentowania w niej swoich prac. Okazja znakomita, ale termin wystawy chyba
niezbyt trafiony…hmmm…? Droga wygląda fatalnie. Pada śnieg, po oblodzonej
nawierzchni posuwamy się wolno i niepewnie. Kiedy na zakrętach porywisty wiatr
spycha nas lekko na pobocze, mam pełną świadomość ,że nie będzie to bezpieczna
i spokojna podróż.
Temperatura spada, już po godzinie podróży szyby w
samochodzie zarastają grubą warstwą szronu. Mróz maluje na szkle piękne
pejzaże, ale te za oknem są równie
fascynujące. Co jakiś czas wyskrobuję sobie w lodzie mały otwór, przez który
zerkam na rozległe ośnieżone pola…Ach jak wspaniale!!!…małe drewniane chatki
pokryte grubą warstwą śniegu, białe pola, srebrzysto fioletowe zaspy, drzewa i
niebo…aż chce się to wszystko namalować i utrwalić…Tymczasem przed i za nami
długi karawan sunących ciężko tirów. Osobowych samochodów widzę niewiele.
Normalni ludzie zostali w domu-myślę ,i zastanawiam się głośno czy samochód
,którym jedziemy ma na pewno zimowe opony. ,,Uniwersalne!’’ –słyszę stanowczą
odpowiedź –acha? Uniwersalne??? O nic więcej nie pytam –chcę wierzyć, że
uniwersalne opony są dużo lepsze od… zwykłych zimowych….:))))
Dobrze, że Mama mnie nie widzi i nie wie jak wygląda ta
podróż. Na pewno strasznie by się denerwowała. Ja jestem spokojna. Cieszę się
,że samochód wciąż jedzie, że na drogach
widać pracujące pługi śnieżne a przed nami sunie mój dobry Anioł, który nie z
takimi problemami już sobie poradził. Droga z Mazur tydzień temu była jeszcze
gorsza, a jednak zakończyła się szczęśliwie! J
W końcu po południu wjeżdżamy do Rygi i od pierwszego
momentu, miasto robi na mnie ogromne wrażenie. Architektonicznie trochę
przypomina mi Pragę. Piękna stara architektura, bardzo dużo secesji, rozległa
rzeka, liczne mosty i mnóstwo parków.
Nie będę szczegółowo opisywać jak to miasto wygląda-bo warto
tam pojechać i przekonać się samemu, a jak ktoś ciekawy to znajdzie mnóstwo
informacji w internecie ,a także w moim fotograficznym albumie na facebooku.
Opiszę tylko kilka ciekawych spotkań, do których tradycyjnie
mam szczęście.
Pierwszego wieczoru mimo ogromnego zmęczenia poszliśmy na
starówkę. Nie zasnęłabym spokojnie nie poznawszy przedtem nocnej Rygi ,
zwłaszcza ,że ewentualny koniec świata mógł pokrzyżować moje turystyczne plany.
Nie warto było ryzykować…Nie rozczarowałam się. Spowite mroźną mgłą drzewa i
skwery, przysypane śniegiem stare domy, światła stylowych lamp i kolorowych
neonów tworzyły niepowtarzalny, bajkowy klimat. Potężna katedra rzucała
tajemniczy cień na plac pełen kolorowych, adwentowych straganów. Mimo silnego
mrozu i późnej pory, wciąż spacerowali tutaj turyści, robili zakupy,
fotografowali się przy ogromnej choince lub popijali grzane wino, zagryzając
prażonymi w karmelu migdałami.
My też spacerowaliśmy, obserwowaliśmy kolorowe domy, wąskie
uliczki świątecznie udekorowane i przechodniów ubranych w grube futra i czapy.
W końcu zmęczeni i głodni ,dotarliśmy do jakiejś dziwnej knajpy. Piszę dziwnej
bo taka mi się wydawała z zewnątrz i taka też okazała się w środku. Zwabiła nas
reklama taniego piwa, a tu właśnie jest chyba odpowiedni moment aby wyjaśnić,
że Łotwa nie jest dla Polaków tanim krajem, zapewniam.! Ceny wyraźnie wyższe
niż na starówce w Warszawie czy Krakowie. Dodatkowo wymieniając pieniądze
przeżyłam głęboką frustrację gdy się okazało, że za jednego Łata… muszę
zapłacić ook.6 złotych !!!!!Groza! Zupa w barze to minimum 3.50 Ł a piwo w lokalu zwykle kosztuje 2,50-4 Łaty.
Nie dziwcie się więc, że hasło reklamowe obiecujące piwo
poniżej 1 Łata-podziałało na naszą wyobraźnię. Jeśli piwo takie tanie to może
warto tu także zjeść kolację? Hurra!!!! IDZIEMY!!!
Lokal urządzony w pięknej gotyckiej piwnicy okazał się
podrzędną tandetną knajpą z równie tandetnym wyposażeniem w stylu ,,późny
Breżniew’’!!!!!!.
Tu czas na kolejną informację.
Ryga to naprawdę duże i rozległe miasto, gdzie przeważającą część mieszkańców
stanowią…Rosjanie. Niedawno bezskutecznie walczyli o wprowadzenie języka
rosyjskiego jako drugiego j urzędowego na Łotwie.
Język łotewski jest …hmm…cóż ..jakby to delikatnie
określić…jest dla przeciętnego Polaka całkowicie NIEZROZUMIAŁY.
Dla mnie osobiście brzmi jak mieszanka węgierskiego,
fińskiego i …żmudzkiego.:))))Ponieważ żadnego z wymienionych języków nie znam
to łotewski bardzo mi się z nimi kojarzy J))))
Rozpoznałam mimo to kilka słów, z czego jestem ogromnie
dumna np.:…ałus- czyli piwo właśnie ,nie
było to zbyt trudne bo tak samo brzmi…
po litewsku!
Wróćmy jednak do Breżniewa, a raczej do piwnej knajpy.
Jak się domyślacie lub też i nie…bo młodzież zapewne nie
kojarzy ,podłogowa wykładzina w kolorze bordo…tu i ówdzie złote frędzle,
pluszowe obicia na kanapo-ławie i charakterystyczne ,czarne stoliki. Bar
półokrągły, otoczony drewniana boazerią, lustra, strojne żyrandole, migotki,
błyskotki…LIUKS!
Na centralnej ścianie podwieszony, ogromny telewizor ,który
aż podskakuje rażony mocą rosyjskich decybeli. Na ekranie moskiewskie
MTV…,,Dawaj, dawaj!!!”…wyje rytmicznie przystojny, barczysty piosenkarz,
przyciągając do nagiego torsu bogato wyposażoną blondynę. Ona rozchyla usta,
potrząsa lnianymi lokami i mruży oczy ,wyginając ,,śmiało ciało’’,, Dawaj,
dawaj!!!’’ powtarza namiętnie ona…a ja ogłuszona muzyką i oślepiona migotaniem
światła, próbuje się ewakuować.
,,Za głośno tutaj, strasznie’’ tłumaczę wycofując się po
schodkach…
,,Muzykę mogę ściszyć’’- tłumaczy po rosyjsku kobieta za
barem. Najwyraźniej usłyszała mój komentarz. Acha? No dobrze, więc jednak
zostaniemy .Jedno piwo i pójdziemy dalej…
Zostajemy jednak nieco dłużej.
Gdy kobieta przynosi nam zamówione piwo, z uśmiechem zwraca się do mnie i mówi
po…polsku: ,,proszę bardzo!” dodając:
moja mama jest Polką!
Och to musimy koniecznie porozmawiać!
Rozmawiamy więc….
Mama barmanki Daszy pochodziła z Krakowa i
nazywała się Adamowna….
Bardzo chciałabym usłyszeć więcej szczegółów dotyczącej
polskiej rodziny, ale Dasza woli mi opowiedzieć o jej własnym życiu na Łotwie.
Skarży się na Łotyszy, że prześladują Rosjan, że oczekują od nich aby nauczyli
się języka łotewskiego, że Rosjanie nie mają takich samych praw jak Łotysze
mimo, że np. w Rydze jest ich większość. Z ust sympatycznej kobiety padają
brutalne, dosadne słowa pełne jadu i złości. Dasza nienawidzi wszystkiego co
łotewskie, nie chce też nic wiedzieć o ich historii i tradycji….wiele lat
jeździła do pracy w Niemczech, tam zdobyła majątek i ma teraz dom w bogatej
dzielnicy w Jurmali ,nad samym morzem. Przyjedźcie, sami zobaczycie jak tam
pięknie- zaprasza nas serdecznie i podaje numer swego telefonu.
Wychodzimy z knajpy, włócząc się jeszcze po starym mieście,
po pięknie oświetlonym parku nad rzeką,
ale mróz mocno daje się we znaki, więc resztę zwiedzania zostawiamy na kolejny
dzień. Leżąc w łóżku zastanawiam się jak to wszystko co dziś widziałam będzie
wyglądało w promieniach słońca…..
Rano okazuje się, że co prawda słońce świeci , ale na pewno….
nie w Rydze. !!! J)))
Znowu pada śnieg, wieje lodowaty wiatr i jest b zimno. Ubieram się więc
niczym eskimos i postanawiam zwiedzać dalej…Warto było zaryzykować…Co prawda
Kaszlę i kicham coraz częściej, ale
energiczny spacer sprawił, że krew zaczęła szybciej krążyć i zimno nie było aż tak dotkliwe…
Wieczorem o 17 w GALERII ANTONIJA otwarcie wystawy
litewskich artystów. Wielu z nich znam osobiście. Utalentowani, interesujący
twórcy. Oprócz nas ,żaden z nich nie zdecydował się jednak przyjechać. O tej
porze roku do Rygi???? W TAKĄ POGODĘ????…J
W drodze na wernisaż
postanawiamy kupić czerwone wino.
Decyzje podejmujemy szybko, bo wybór win ogromny, ale ceny naprawdę
porażające.! Wybieramy więc to ,które jest akurat w promocji i gdy podchodzimy
do kasy, pani uśmiecha się promiennie i pozdrawia nas …po polsku!
Sympatyczna kobieta ma na imię Janina i jest Polką. Urodziła się na Białorusi,
mieszkała w okolicach Witebska a od
blisko 20 lat mieszka i pracuje w Rydze. Mąż jest Łotyszem, dzieci nie znają
już polskiego języka…kiedyś pani Janina jeździła do Polski, ma tam daleką
rodzinę…ostatnio była w Polsce jakieś 10 lat temu…
Pytam czy jest szczęśliwa ?
Uśmiecha się smutno: życie na Łotwie bardzo trudne, zarobki bardzo małe a ceny
wysokie…Trudno żyć proszę pani, bardzo trudno…wzdycha.
Na pożegnanie składa mi świąteczne i noworoczne życzenia….
Jak przyjadę znowu do Rygi to na pewno tu panią odwiedzę!-
obiecuję.
Niech pani mnie odwiedzi-będę bardzo szczęśliwa zobaczyć
kogoś z Polski!- wzrusza się pani Janina.
…..
Łotewski wernisaż nie
różni się niczym od litewskiego czy polskiego. Przemówienia, kwiaty życzenia, uściski, wino i ciasteczka.
Przychodzą głównie pracownicy galerii, artyści i ich rodziny czy przyjaciele oraz, kolekcjonerzy
sztuki ( rzadko! ) i ci najbardziej aktywni :przedstawiciele MRD czyli ,, międzynarodowego ruchu degustatorów …’’J
Wiecie o kogo chodzi???
Ucieszył mnie ich widok i wydawało mi się przez chwilę ,że to kuzyni
olsztyńskiego lub kowieńskiego oddziału MRD.. tacy są do nich podobni w…
działaniu …J)))).
Dobrze, że istnieją …bo choć szybko opróżniają kieliszki i
talerze to jednak dosyć skutecznie poprawiają frekwencję i zwykle jako jedyni
poproszą artystę o autograf i pamiątkowe zdjęcie.:)))))
Dyrektor ,,Antoniji’’ opowiada , że od kilkunastu lat
organizuje aukcje sztuki w swojej galerii. Były czasy gdy podczas jednej aukcji
zarabiał ok. pół miliona łatów…( pomnóżcie to przez 6! ) Bogaci Rosjanie
dekorowali swoje nowe ,okazałe domy. Obrazy, ceramika i meble sprzedawały się jak świeże bułeczki.
Jednak z roku na rok
rynek sztuki na Łotwie jest coraz uboższy. Dziś coraz trudniej
przewidzieć co może się dobrze sprzedać. Ambitne ,współczesne malarstwo czy
dekoracyjny kicz? W ostatnim roku kilka komercyjnych galerii zakończyło swoją
działalność.
Spaceruję po rozleglej galerii, przyglądam się obrazom…Oprowadza mnie Ineta, urocza,energiczna kobieta, prawa ręka dyrektora.
Galeria jest elegancka i zadbana niczym wytworny salon.Każdy znajdzie tu coś dla siebie…jest pejzaż i kwiaty, jest akt i portret…fotografia, grafika i rzeźba…piękne stare meble…na jednej ze ścian kolekcja sztuki… socrealistycznej.. Kobiety przodowniczki pracy, marsz 1 majowy i …Lenin?!!! tak, oczywiście-jest i Lenin…dobre płótno, starannie i profesjonalnie wykonane, ale autor nieznany więc cena niewysoka…to prawdziwa okazja!!!! W przeliczeniu na złotówki zaledwie 700 zł….chciałabyś kupić???, tak- mówię-ale dla mnie nawet taki Lenin jest zbyt drogi…
Galeria jest elegancka i zadbana niczym wytworny salon.Każdy znajdzie tu coś dla siebie…jest pejzaż i kwiaty, jest akt i portret…fotografia, grafika i rzeźba…piękne stare meble…na jednej ze ścian kolekcja sztuki… socrealistycznej.. Kobiety przodowniczki pracy, marsz 1 majowy i …Lenin?!!! tak, oczywiście-jest i Lenin…dobre płótno, starannie i profesjonalnie wykonane, ale autor nieznany więc cena niewysoka…to prawdziwa okazja!!!! W przeliczeniu na złotówki zaledwie 700 zł….chciałabyś kupić???, tak- mówię-ale dla mnie nawet taki Lenin jest zbyt drogi…
Szkoda, myślę ,… można by go sprzedać z dużym zyskiem!?
Tylko komu????…albo powiesić w spiżarni aby czuwał nad słoikami…acha…ale ja nie
mam spiżarni… J
przypominam sobie… Władimir Iljicz
patrzy na mnie z wyrzutem…w spiżarni??? !!!!!NUUUU PAAAGADIII!!!!
Niech więc sobie dalej stoi w kącie i czeka cierpliwie na
swego wielbiciela….
Wieczorem idziemy do SZWEJKA –WYOBRAŻACIE SOBIE ????Czeska
knajpa pośród lodowatej Łotwy…O jak doskonale smakuje rosół z knedlikami…jakie
dobre sery i przede wszystkim jakie WSPANIAŁE PIWO!!!!! J mniammm….
Rozmawiamy o sztuce, sensie życia i tworzenia….Tymczasem
coraz wyraźniej czuję, że czas na podwójną porcję… aspiryny i gorącą kąpiel….
Ech…Takich rzeczy zaplanować się nie da…Obawiam się, że
jutro będę poważnie chora….
Jednak budzę się ŻYWA, przytomna i chętna do ostatniego spaceru po starówce. Trzeba
przecież kupić jakieś pamiątki.
Po drodze odwiedzamy muzeum w Arsenale. Tam 2 niezwykłe wystawy…Jedna to ,,wspomnienia z podróży’’ na
jakąś obcą, tajemniczą planetę…Prace
dziwne, niepokojące ( nie moja bajka…) ale cała ekspozycja spójna i
konsekwentna w wyrazie.
Druga to instalacja ,która wzbudziła nasz niesmak .Nazwałabym ją apokalipsą mrówek.....Na środku
sali stoi wielkie szklane akwarium ,w którym uwięziono fragment żywego
mrowiska.
Mrówki są zdezorientowane , próbują uciec, ale nie są w stanie się
uwolnić…cały czas są obserwowane przez kamery, które rejestrują ich wędrówki i
wyświetlają je na dużym ekranie jako wciąż zmieniający się obraz…. Biedne
stworzenia wyrwane z naturalnego środowiska ,mimo , że podkarmiane i
dotlenione, masowo umierają na oczach zwiedzających….Wydaje mi się, że brakuje
tu tlenu…robi mi się duszno i słabo…
Jeśli to co tutaj widzimy, nazwiemy sztuką to na jaki pomysł
wpadną kolejni ,,artyści’’????
Jesteśmy oburzeni i swoją gorzką refleksją dzielimy się z pracownikiem muzeum…
Patrzy na nas z niedowierzaniem…NIE PODOBAŁO SIĘ???? TAKA
INTERESUJĄCA WYSTAWA…kobiecie jest wyraźnie przykro i nie wie jak powinna
zareagować….
My także jesteśmy rozbici….Chcemy jak najszybciej wyjść na
mroźną ,ale słoneczną ulicę.
…
Czas wyjeżdżać…ostatnie zakupy…
Na adwentowym bazarze kupuję 2 niewielkie ,ręcznie tkane
lniane serwetki. Są naprawdę piękne i robione z miłością. Starsza pani, autorka
prac mieszka 100 km
od Rygi, ma w domu warsztat tkacki, w pracy pomaga jej dorosła już córka.
Kobieta jest miła i serdeczna, cieszy się, że za swoją ciężką i żmudna pracę
zarobiła trochę pieniędzy. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.
W każdy Szabat i każde święta
będę ją wspominać, gdy położę na stole te piękne serwetki.
Teraz też leżą na surowym dębowym stole, który zrobił mi mój
Tata …Łotewska serwetka na
,,białoruskim’’ stole w litewskim domu ,…Ot życie ,myślę sobie-JAKIE
PIĘKNE…JAKIE NIEZWYKŁE…DAŁEŚ NAM ŻYCIE BOŻE!!!!
Nie wiem jak Wy, ale ja cieszę się też bardzo, że KONIEC ŚWIATA jednak nie nastąpił…że
szczęśliwie wróciliśmy do Kowna…J JAK TO DOBRZE
BYĆ ZNOWU W DOMU….
tylko MRÓWEK ŻAL.....
wtorek, 20 listopada 2012
listy znad Niemna......: GORZKIE ŚLEDZIE........czyli historia Seduvy.........
listy znad Niemna......: GORZKIE ŚLEDZIE........czyli historia Seduvy.........: LABAS VAKARAS.............. Historia kołem się toczy…….O ile dobrze pamiętam rok temu także czyściłam te wonne rybki i o...
GORZKIE ŚLEDZIE........czyli historia Seduvy......
Historia kołem się toczy…….O ile dobrze pamiętam rok temu
także czyściłam te wonne rybki i opisywałam swoje refleksje na blogu….To już tyle czasu minęło????, a
więc czyszczę śledzie…w całym domu śmierdzi straszliwie… :(
aby umilić sobie jakoś, tę podłą i niewdzięczną
czynność,
snuję ,,filozoficzne ‘’rozważania….
Można oczywiście kupić
gotowe śledzie, ale kto naprawdę lubi te ryby ten zrozumie moją determinację i
poświęcenie…Jest pewna istotna różnica ,która odróżnia śledzie surowe od śledzi
zakonserwowanych chemicznie i zapakowanych w folię –otóż te pierwsze po prostu
smakują jak prawdziwa ryba i są na pewno zdrowsze od tych drugich….:)
Odgryzam kawałek surowego śledzia i mam wrażenie ,że jest dziwnie gorzki....?????
Nie mam pojęcia skąd
przybyły ,,moje’’ śledzie, ale zakupione zostały wczoraj, na Żmudzi w
miejscowości: SEDUVA. ….
Jadąc tam czułam, że spotkam
się z zawiłą i dramatyczną historią….Tu pewnie każde miasteczko ma podobne,wielokulturowe wspomnienia……
Za oknem srebrzysta
mgła…nostalgia….miasteczko zachowało charakter przedwojennego
,,sztetla’’…Większość budynków w centrum, nie licząc paskudnych gmachów z
czasów radzieckich, i pięknego
nowoczesnego gimnazjum, do którego uczęszcza 800 uczniów z miasteczka i okolic,
to małe drewniane ,pochylone ze starości domy pomalowane na jaskrawe kolory… Nad
miasteczkiem górują wieże potężnego, renesansowo-barokowego kościoła….ulice
obsadzone starymi drzewami, miejscami ślady bruku, przydomowe ogródki i
sady…..senna, leniwa atmosfera….Seduva….
Jestem tu przejazdem, ale bardzo
chcę poznać jej historię…Nie wiem, czy to ze wględu na pogodę, czy jesienny
nastrój ,ale czuję, że dowiem się chyba ZBYT WIELE…..:(
.
SEDUVA….( Szadów) w okręgu
Siauliai( Szawle)
W 1654 Seduva otrzymała
prawa miejskie od Króla Jana II
Kazimierza Wazy .On to podarował miasteczko swojej francusko-włoskiej żonie Marii Ludwice z rodu Gonzagow.
W 1775 r nadano miastu herb a
miasto przeszło w ręce księcia Stanisława Poniatowskiego.
Poniatowski wyzwolił miejscowych
chłopów za stosowną opłatą i wiecej już tu o nim nie słyszano.
Prawa własności do Seduvy nabył jednak
Theodore von Ropp.
Skąd wziął się ten
zachodni arystokrata na Żmudzi????
Początki jego rodu sięgają
czasów XIII w. krucjaty prowadzonej przez biskupa Rygi Alberta, kiedy to siłą
nawracano Bałtów na chrześcijaństwo. Wówczas to przodek Theodora von Ropp ,jego
imiennik :Theodoriccus de Raupen ,ożenił się z córką księcia Włodzimierza z
Pskowa .
Związawszy się zatem z rosyjską
rodziną królewską, otrzymał wiele dóbr
ziemskich i nieruchomości położonych w całym regionie zamieszkiwanym niegdyś przez
Bałtów.
W XVIII w w wyniku rozbiorów
Litwa zostaje podzielona między Rosję ( Auksztota,Żmudź) i Prusy(Suwalkija)
,,….W 1812 roku – wkroczenie wojsk napoleońskich,
reaktywowano Wielkie Księstwo Litewskie. Po klęsce Napoleona, Żmudź i Wileńszczyzna
przydzielona zostaje na kongresie
wiedeńskim (1815) do Rosji. Suwalszczyzna (przydzielona przez Napoleona do Księstwa Warszawskiego jest częścią Królestwa Polskiego.
Do powstania
listopadowego Litwa przyłącza się
dopiero w marcu 1831r.
Po upadku powstania,
na Litwę spadają srogie kary, m.in. zlikwidowano Uniwersytet Wileński,
zamknięto klasztory i szkoły, nastąpiły zsyłki ludności w głąb Rosji.
.
Powstanie styczniowe (1863)
przyczyniło się do nasilenia represji wobec mieszkańców, zaczęto rusyfikować
wsie i miasta na niebywałą skalę. Litwini jednak pod wpływem patriotycznych
głosów dawali odpór rusyfikacyjnym zabiegom urzędników carskich. W 1883 r.
zaczęto wydawać pierwsze litewskie czasopismo "Aušra" (jutrzenka),
potem kolejne: "Šviesa” (światło), „Varpas" (dzwon) i „Ūkininkas"
(rolnik).
Z wybuchem I
wojny światowej wiązano nadzieje
na odzyskanie niepodległości, jednak od 1915 Litwa znalazła się pod okupacją
niemiecką. We wrześniu 1917 roku w Wilnie wybrano Radę Litewską
tzw. Tarybę 16 lutego 1918 r.
Taryba ogłasza niepodległość i powstanie niepodległego Królestwa Litwy, w rzeczywistości
częściowo uzależnionego od Niemiec,
dzień ten jest obchodzony jako Dzień Odzyskania Niepodległości.
Taryba powołała rząd, przeciw któremu wystąpiła Komunistyczna Partia Litwy, która
stworzyła Tymczasowy Rząd Robotniczo-Włościański, a po wkroczeniu na Litwę
Armii Czerwonej w następnym roku ogłosiła powstanie Litewsko-Białoruskiej Republiki
Socjalistycznej. Już następnego miesiąca wojska Taryby, wspierane przez armię
niemiecką, przystąpiły do kontrofensywy, a Wilno zajęło Wojsko Polskie.
Ostatecznie władzę nad Litwą przejęła Taryba. Po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej Rosjanie
zwrócili Litwie Wilno.
Pod koniec 1920 doszło do konfliktu polsko-litewskiego,
następnie gen. Lucjan Żeligowski
z polecenia naczelnego wodza, Józefa
Piłsudskiego, wraz z dywizją litewsko-białoruską złożoną z Polaków pochodzących
z Wileńszczyzny, wkracza na Litwę
i zajmuje Wilno. Gen. Żeligowski tworzy wówczas Litwę Środkową. Dnia 20 lutego 1922 r.
Sejm Wileński wydaje deklaracje o połączeniu Litwy Środkowej z Polską….(
WIKIPEDIA)
Tak więc w 1778 r von Ropp
nabył Czerwony Dwór ( Raudondvaris) i zażądał od okolicznych
mieszkańców usługiwania w swoim gospodarstwie.
Ci jednak byli uparci i
powołując się na swoje przywileje nabyte
u księcia Poniatowskiego, wysłali protest do rosyjskiego senatu ,aż w
końcu po długim i żmudnym postępowaniu…w
1812 roku sprawę wygrali!
Przegrawszy spór ,wściekły
baron nakazał budynki gospodarcze rozebrać, ale wiatrak i gorzelnia pracowały
jeszcze do 1859 roku.
Potomkowie von Roppa, założyli na dworze galerię
XIX w malarstwa, którą szczycili się w całym regionie..
Z uwagi na zwartą drewnianą
zabudowę, miasto wiele razy trawiły potężne pożary ( …1678,1795,1798….) jednak
zawsze było ponownie odbudowywane.
W XIX w zbudowano kolej
żelazną co bardzo przyczyniło się do rozwoju miasta. Mieszkańcy trudnili się
przede wszystkim rolnictwem-uprawa zboża, lnu, przetwórstwem rolnym-hodowla
świń i gęsi oraz handlem.
Żydzi przybyli tam w XV w. ,w 1880 w. stanowili już 63 % ogółu mieszkańców. (2513 osób )
Zajmowali się rolnictwem,
rzemiosłem i handlem. Większość z 43 sklepów była w rękach żydowskich kupców.
W 1886 r przy Rynku Głównym
stanęła nowa ,piękna, drewniana synagoga, po której dziś nie ma śladu….
W 1906 roku zamieszki
antysemickie spowodowały masową emigrację Żydów. Większość z nich wyjechała
do Afryki Południowej, USA i
Palestyny…..
Po I wojnie światowej, Seduva stała się częścią niepodległej Litwy.
W 9 osobowej Radzie
Miejskiej nadal zasiadało 2 Żydów. Powstały litewskie szkoły a główną
działalnością gospodarczą stało się przetwórstwo mleczne.
Seduva przetwarzała 7 min
litrów mleka rocznie!
Wydawać by się mogło, że
mieszkańcy miasta będą żyć spokojnie,zgodnie i dostatnio…
Niestety na skutek kryzysu
,w latach 30-tych ponownie nasila się fala antysemityzmu.
W 1931 roku pada nawet oskarżenie
o mord rytualny i rozpoczyna się okres otwartej nienawiści.
W obawie o swoją przyszłość kolejni żydzi
opuszczają miasteczko i wyjeżdżają za granicę….
Wybuch wojny w Polsce, na
Litwie oznaczał okupację rosyjską. Rząd litewski upada i udaje się na
emigrację….
Rosjanie szybko zajmują
Wilno a w Kownie powstaje nowy, prosowiecki , marionetkowy rząd . ….Szkoły
litewskie są zamykane a wszystkie
organizacje społeczne i państwowe zdelegalizowane.
Ok. 17 tys obywateli Litwy, uznanych za wrogów ludu,
zostaje zesłanych na Syberię .Wśród nich jest również bardzo wielu Żydów.
Antysemiccy działacze
propagują jednak oskarżenia, że winę za przejęcie władzy przez sowietów i
represje ponoszą właśnie…Żydzi.
Ponieważ antysemityzm
propagowany był na Litwie ( podobnie jak i w Polsce)od dawna, zarówno przez
kościół katolicki jak i działaczy narodowych ,to plotka pada na podatny grunt i
wzbudza pragnienie zbrodni.
Gdy w czerwcu 1941 roku na Litwę wkraczają
niemieccy naziści, Litwini witają ich
kwiatami jako swoich wyzwolicieli, mając nadzieję
na odzyskanie utraconej niepodległości….
W Kownie rozpoczyna działalność
Rząd Tymczasowy, który wprowadza szereg antysowieckich ustaw oraz powołuje Siły Ochotnicze zwane:
Tautinio Darbo Apsaugos Batalionas ( TDA) ,które wkrótce odegrają znaczącą rolę
w procesie ludobójstwa.
Do końca lipca 1941 r Niemcy
utworzyli na wschodzie własną administrację cywilną przejmując całkowitą
kontrolę w okupowanych przez siebie krajach.
Litewski sen o
niepodległości okazał się mrzonką…..
Dowódcą Generalbezirk Litwa
został Adrian von Renteln z wykształcenia prawnik i ekonomista , a szefem ,,
Grup Zadaniowych’’ tzw EINSATZGRUPPEN był Franz Walter Stahlecker.z
wykształcenia prawnik.
( W ciągu zimowych miesięcy
1941 roku dowodzone przez niego oddziały zamordowały blisko 250 tys Żydów!)
25 czerwca Stahlecker przybywa do Kowna , aby jak obiecał: ,,wyleczyć
Litwę z żydostwa’’………
Litewskie oddziały: Tautinio Darbo Apsaugos w Kownie; Litewska Policja Bezpieczeństwa (Lietuvos saugumo policija) i Litewski
Oddzialy Specjalne( Ypatingasis būrys ) są już chętne i gotowe do
współpracy.
Dowodcą niemieckiego 3 Einsatzkommando działającego na terenie
Kowna i całej Litwy został Karl Jäger .( w tłumaczeniu na j polski,jego nazwisko oznacza MYŚLIWEGO!)
Większość litewskich Żydów wymordowali jego ludzie, o czym z dumą meldował w swoich
b dokładnych, przerażających swym okrucieństwem raportach.
W czerwcu 1941 roku ,gdy do
miasteczka wjeżdżają Niemcy, w Seduvie mieszka zaledwie 800 Żydów….Niektórych
zabito od razu, innych wygnano z domów, aresztowano i zmuszono do pracy
,nakazano im też noszenie żółtej opaski z gwiazdą Dawida….Pilnowani przez
litewskich policjantów byli bici i maltretowani. W lipcową noc od eskortą
straży przepędzono ich do pobliskiej wsi Pavartyčiai i stłoczono ich wszystkich w dwóch
barakach . Teren został ogrodzony drutem kolczastym. Zdolnych do pracy
wykorzystywano do ciężkich robót. Co kilka dni, pod byle pretekstem w drodze do pracy lub z pracy,mordowano
kilkanaście osób.
. W połowie sierpnia zamordowano tez
rabina Mordechaja Dawida Hennin.
Następnie 35 Żydów,
którzy na początku byli zmuszani do pracy w gospodarstwie rolnym, zamordowano w
Raudondvaris , a ich ciała zakopano na polu, które potem zaorano potem ciągnikiem i
uprawiano.
Wszystkie te zabójstwa
zostały rozpoczęte i realizowane przez lokalnych litewskich nacjonalistów.
25 sierpnia 1941 pozostali Żydzi z Šeduvy zostali załadowani na ciężarówki i wywiezieni do Liaudiškiai, dziesięć
kilometrów na południowy-zachód od miasta.
Tam czekali już na nich: Rollcommando Hamann z Einsatzcommando 3 i
litewskimi żołnierzami Tautinio Darbo Apsaugos Batalionas .
W ciągu najbliższych
dwóch dni cała społeczność żydowska Shadova został zastrzelona i pochowana w
dwóch masowych grobach,gdzie spoczęły ciała 664 mężczyzn, kobiet i dzieci.
Nazwiska pomordowanych
są upamiętnione w Yad Vashem.
Lokalnymi
zabójcami swoich żydowskich sąsiadów z Shadova - Šeduva były Ramnauskes,
Valavičius, Jonas Tomkus i Klemensas Rožėnas.
Raport Jägera stwierdza,
że w dniach 25 i 26 sierpnia 1945 roku zamordowano 230 Żydów, 275 Żydówek i 159 dzieci
żydowskich, w sumie 664 osób…………
Według raportu Jägera
w mordowaniu Żydów szczególnie wyróżnił się oficer SS-Joachim ....Hamamm ( dziwna zbieżność nazwisk...)w czym
dzielnie wspierali go litewscy żołnierze TDA. ( np.: Bronius Norkus i Vytautas
Reivytis)
Ona nie został trafiona przez ostrzał i wpadła do dołu pomiędzy ciała ofiar. Litewscy i niemieccy mordercy postanowili zrobić sobie przerwę, żeby się upić po ,,dobrze wykonanej pracy’’ Wówczas Shulamith Noll, ubrana tylko w bieliznę, wykorzystując chwile nieuwagi i ciemność ,wyczołgala się z grobu i udała się do kościoła, gdzie spotkała się z miejscowym księdzem, Nikolasem Karosaż.
Opowiedziała mu o morderstwach i błagała o pomoc. Ksiądz dał jej ubrania i przekonał ją do przyjęcia chrztu. Po swoim chrzcie, Shulamith Noll została zaprowadzona przez księdza do domu rodziny Paluckas w maleńkiej wiosce Snikoniui w pobliżu Šeduvy
Ksiądz polecił Stanislavovi i Liudvice Paluckas aby ukryli Shulamith. Zgodzili się, choć Niemcy ostrzegali, że kto ukryje Żyda będzie
zabity razem z całą rodziną.
Później do Shulamith dołączył jeszcze Gershon
Kirpitznik, szewc, który pracował w fabryce obuwia w Getcie w Siauliai. Udało mu się uciec i powrócić do
Šeduvy. On także pod warunkiem
przyjęcia chrztu, otrzymał pomoc i schronienie.
Po wojnie z inicjatywy
byłych żydowskich mieszkańców miasteczka ,w miejscu masowego mordu, postawiono
pamiątkowe tablice…
Liudvika Paluckas jako
wyraz wdzięczności za ocalenie Shulamith z rąk hitlerowskich oprawców,otrzymała
medal SPRAWIEDLIWY WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA
Dziś po V wiekach
wspólnej... litewsko-żydowskiej historii w Seduvie…..pozostały jedynie
stare żydowskie domy,jabłonie i wspomnienia….
Źródła:
Wikipedia
www.seligmanorg.il1) Levin Dov. 2006. Šeduva. In. Pinkas ha-kehilot. Lita (Encyklopedia Gmin Żydowskich. Litwa).Jerozolima. Pp.654-658. 2) Greenberg Masha. . 1995 Żydzi z Litwy:. Historia niezwykłej Wspólnoty, 1316/45 . Jerozolima 3) Życie żydowskie na Litwie: Katalog wystawy. 2001. . Wilno 4) witryna Shtetlink dla Shadova - Šeduva Boom Dora. 5) relacje świadków:. Isaac Balkar, Jerozolima, Ephraim Cohen - kwestionariusz Centralnej Rady Żydów litewskich we Włoszech
środa, 24 października 2012
listy znad Niemna......: ZŁY SEN ?????-czyli LITWA PO WYBORACH
listy znad Niemna......: ZŁY SEN ?????-czyli LITWA PO WYBORACH: LABA DIENA KOCHANI…. ,,obiecałaś napisać coś po wyborach, a tymczasem piszesz o zimnych grzejnikach-śmieje się mój kolega z Pols...
ZŁY SEN ?????-czyli LITWA PO WYBORACH
LABA DIENA KOCHANI….
,,obiecałaś napisać coś po wyborach, a tymczasem piszesz o
zimnych grzejnikach-śmieje się mój kolega z Polski…
OBIECAŁAM?! No tak….wiesz, nawet zaczęłam pisać…ale popadłam
w polityczną depresję-tłumaczę się z poczuciem winy….a poza tym to dosyć brutalny
i miejscami nawet niecenzuralny tekst….!:o
-ooo…to dawaj tym bardziej! Może nareszcie cos sensownego napisałaś?
J)))
No to proszę!
Litwa po wyborach….
Budzę się któregoś dnia rano i wspominam dziwny sen jaki
miałam tej nocy….
Przywódcą zwycięskiej Partii Pracy jest rosyjski milioner,
Wiktor Uspaskich , który na skutek cudownych ,,zwrotów akcji’’ i za sprawą
jakichś czarów(???) ze skromnego
spawacza przeobraził się w rekina biznesu. Po rozwodzie z rosyjską żoną i
ślubie z Litwinką uzyskał obywatelstwo litewskie i w r.1990 założył prywatną
firmę ,,Efektas’’
Fortunę przyniósł mu m.in. import gazu ziemnego od…. rosyjskiego Gazpromu.
Wygląda to jak historia Kopciuszka w męskim wydaniu. Z tym
,że dobrą wróżką okazała się dla Wiktora moskiewska władza.
W 2000 został po raz pierwszy wybrany do
litewskiego parlamentu jako kandydat niezależny.
W 2003 utworzył własne ugrupowanie polityczne
pod nazwą Partia Pracy, która rok później wygrała wybory parlamentarne,
uzyskując w Sejmie 39 mandatów[2] (z których jeden objął jej lider, wygrywając w swoim okręgu
wyborczym). W wyborach doParlamentu Europejskiego w tym samym roku ugrupowanie Viktora
Uspaskicha otrzymało 30% głosów, wprowadzając pięciu deputowanych.
Jesienią tego roku przewodniczący Partii Pracy
został ministrem gospodarki w koalicyjnym rządzie Algirdasa Brazauskasa. W połowie 2005 podał się do
dymisji i złożył mandat poselski, po tym jak Główna Komisja Etyki Służbowej
orzekła, że przyczynił się on do powstania kolizji interesów prywatnych i
służbowych. Miał wówczas protegować w negocjacjach z władzami Rosji firmę, w
której posiadał pakiet 17,44% akcji[3].
W 2006 kolejne zarzuty związane z nadużyciami finansowymi (pozyskiwanie
nielegalnych wpływów na konto partyjne) zaczęto wysuwać pod adresem
czołowych przywódców Partii Pracy, co doprowadziło do jej wyjścia z koalicji w
czerwcu tego samego roku, a także do dymisji premiera[4]. Viktor Uspaskich zrezygnował z kierowania partią,
a po wyjeździe w tym samym roku na pogrzeb brata do Rosji, nie powrócił na
Litwę.
Władze
litewskie wydały europejski nakaz aresztowania jego osoby w związku z podejrzeniami
popełnienia przestępstw skarbowych. We wrześniu 2006 Litwa wystąpiła o jego ekstradycję z Rosji[2].
W drugiej połowie 2007 przyjechał na Litwę, po
przesłuchaniu w prokuraturze znalazł się w areszcie domowym. Powrócił do
działalności politycznej, bezskutecznie próbował odzyskać mandat poselski w
wyborach uzupełniających, a 17 listopada 2007 objął ponownie stanowisko
przewodniczącego Partii Pracy.
W wyborach parlamentarnych w 2008 po raz trzeci dostał się do Sejmu,
jako lider krajowej listy swojego ugrupowania. W 2009 został posłem do Parlamentu Europejskiego VII kadencji.
W tym roku jego partia odniosła zwycięstwo w wyborach
parlamentarnych!!!!
Rozumiecie coś z tego?????????????????????
Dla mnie wynik wyborów był prawdziwym szokiem.
Rozmawiam z Litwinami i pytam: DLACZEGO TO ZROBILIŚCIE? Jak
mogliście zaufać takiemu człowiekowi?
Tak walczyliście o swoją niezależność a teraz sami pakujecie się w
kolejny romans z Moskwą.!
Dobre stosunki są bardzo ważne ale niejasne polityczne
powiązania i podejrzane interesy politycznych liderów są chyba nie do
przyjęcia? Chcecie aby Litwą rządził człowiek Putina? Nie rozumiem….oburzam się
…wściekam ,a nawet klnę: cholera jasna, cholera!
Chciałabym tu wyjaśnić ,że bardzo lubię Rosjan i mam wśród
nich wielu serdecznych Przyjaciół-co jednak nie zmienia faktu, ze nigdy nie będę
mieć zaufania do Putina i nigdy nie będę
akceptować faktu, że przywódcy europejscy ściskają rękę szefa KGB i zapraszają go na salony!
SKĄD TAKI WYNIK????? Pytam ….SKĄD? no skąd????
Niektórzy tłumaczą to biedą prostych ludzi i ich rozczarowaniem
prawicową władzą. Biedni, prości ludzie łatwiej ulegają manipulacji i demagogii.
Ludność wiejska przeważnie głosowała na lewicę a mieszkańcy
miast na partie prawicowe.
Jeszcze inni uważają, że na zwycięski wynik wyborów Partii Pracy wpłynęły wyborcze matactwa i afera związana z nielegalnym kupnem głosów
.Rzeczywiście takie sytuacje miały miejsce i istnieją solidne podstawy aby wyniki wyborów
podważyć…Pani Prezydent zabrała również głos
w tej sprawie i oczekuje na wyniki śledztwa.
Gdy głośno wyrażam swoje rozczarowanie postawą wyborców, jeden
ze znajomych ścisza głos: w naszym kraju wciąż bardzo silne wpływy ma
KGB…rozumiesz? CO MOŻNA ZROBIĆ????- pyta ze smutkiem…
Ludzie chcą wierzyć w bajki a lewica opowiada im piękne
historie…
Coraz więcej młodych ludzi wyjeżdża za granicę-kto tutaj
zostanie?
Starym już wszystko jedno. Niektórzy stracili nadzieję….
Rozumiem, rozumiem aż za dobrze…
Litwa to demokratyczny kraj-trzeba uszanować wyniki tych
wyborów….wiem, rozumiem…a jednak…jestem dziwnie rozgoryczona i pełna niepokoju…
Czytam więc z uwagą opinie polskiej prasy.
Znowu jestem zdziwiona….
Komentarze polskich polityków, w tym też prezydenta
Komorowskiego są więcej niż optymistyczne! Wszyscy cieszą się ,że Polacy weszli
do litewskiego parlamentu i nikomu jakoś już nie przeszkadza ,że Litwą
będzie kierować lewica a przywódcą
Partii Pracy jest Rosjanin powiązany z Gazpromem….
Komorowski wierzy nawet, że właśnie te ,,polityczne barwy’’(
!!!) przyczynią się do ocieplenia wzajemnych relacji i poprawią los polskiej
mniejszości….
Wyborom parlamentarnym na Litwie, które
przyniosły historyczny sukces Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, uważnie
przyglądano się w Polsce. Prezydent Bronisław Komorowski uważa, że kwestia
barwy politycznej przyszłego litewskiego rządu będzie miała istotne znaczenie
dla przyszłych stosunków polsko-litewskich na Litwie i relacji
międzypaństwowych Polska-Litwa. Premier Donald Tusk natomiast twierdzi, że
dobry wynik AWPL w wyborach ułatwi bezkonfliktowe rozstrzygnięcie kilku
problemów, które - jak mówi - "były nie do załatwienia w ostatnim czasie,
jeśli chodzi o Polaków na Litwie". ( za Wilnoteką)
Czy pan Prezydent ma
podobne zaufanie do polskiej lewicy i czy tak bardzo się ucieszy jeśli po wyborach przejmą władzę w
Polsce????…Interesujące!!!!
Jeden z facebookowych znajomych pyta mnie z wyrzutem, dlaczego
nie cieszy mnie sukces Akcji Wyborczej Polaków????…Cieszy, cieszy…przecież to świetnie,
że polska mniejszość będzie miała swoich reprezentantów w litewskim parlamencie.
Jeśli jeszcze na stanowiska posłów trafią inteligentni i rozważni politycy to na
pewno mamy powód do radości.
Oby tak było. Chciałabym być dumna z polskich polityków…w
Polsce mi się to nie udało,
(chlubnym wyjątkiem był
chyba tylko premier Tadeusz Mazowiecki! ) ….może uda się na emigracji?....
Ponoć uczucia patriotyczne wobec własnego kraju rosną wprost
proporcjonalnie do… stopnia oddalenia…J
Ja bym bardzo chciała aby Polacy żyli w szczęśliwej, bogatej
Polsce tak samo jak i Litwini na Litwie.
Czy fakt iż dobrze życzę Litwie ,podważa mój patriotyzm????
,,Starajcie się o pomyślność miasta ,do którego skazałem was
na wygnanie i módlcie się za nie do Pana’’ ( Jeremiasz 29.7)
Co prawda, nie czuję się ,,skazana na wygnanie’’ na Litwę
czy do Kowna ,ale żyję tutaj, mam tu swój nowy dom.
tworzę i oddycham ,,litewskim powietrzem’’, więc poważnie traktuję te słowa, bo czuję, że mają głęboki
sens…………….
listy znad Niemna......: CZY CHCIEĆ TO MÓC..? czyli O PUSTYM I PEŁNYM BAKU ...
listy znad Niemna......: CZY CHCIEĆ TO MÓC..? czyli O PUSTYM I PEŁNYM BAKU ...: LABA DIENA KOCHANI!!!! J Nigdy nie wierzcie ludziom, gdy mówią, że NICZEGO JUŻ NIE CHCĄ! taka postawa,to przywilej zmarł...
CZY CHCIEĆ TO MÓC..? czyli O PUSTYM I PEŁNYM BAKU oraz o ZIMNYM KALORYFERZE!
LABA DIENA KOCHANI!!!! J
Nigdy nie wierzcie ludziom, gdy mówią, że NICZEGO JUŻ NIE
CHCĄ!
taka postawa,to przywilej zmarłych, a dopóki żyjemy mamy zawsze jakieś pragnienia i
marzenia.
Owszem bywa, że ukrywamy je nawet przed samym sobą i publicznie nigdy byśmy ich nie
wyjawili.
Jednak CHCEMY, POTRZEBUJEMY,
PRAGNIEMY i najczęściej dążymy do zrealizowania swoich potrzeb.
Nie będę się tu dziś rozwodzić nad medyczną, biologiczną czy
psychologiczną stroną zagadnienia,
bo w
tych dziedzinach brak mi kompetencji, ale powtarzam z uporem KAŻDY CZEGOŚ CHCE
–zgadzacie się ze mną? J hmmm….
Pewna moja znajoma od czasu do czasu rzuca w kosmiczną
przestrzeń wyznanie:
JA TAM JUŻ OD ŻYCIA
NICZEGO NIE OCZEKUJĘ!, podczas gdy wszyscy z jej otoczenia wiedzą,
że marzy o
wielkiej miłości, bliskości i akceptacji….
Inna powtarza uparcie MAM JUŻ WSZYSTKIEGO DOSYĆ!!!!
Po czym
wyrusza na …zakupy by wrócić z ogromną torbą pełną ciuchów i kosmetyków. J
Przykłady można by mnożyć, ale pewnie znacie je z autopsji?
Jeśli o mnie chodzi, to wyznam z bolesną szczerością, że
mimo najgłębszej depresji-zawsze jeszcze mam ochotę na …kawałek gorzkiej
czekolady! J)))
Być może to ona właśnie ratuje mnie przed śmiercią???? Hmmm…
Jeśli zaś mowa o poważniejszych sprawach to zawsze miałam
raczej nadmiar niż niedobór marzeń…i tak mi zostało do dzisiaj! J
Muszę tu oświadczyć , że wiele z moich marzeń już się
spełniło. HURRRRAAAAA!!!!
Niespełnienie kilku innych wynikało najczęściej ( tak,
niestety!) z mojej złej woli lub lenistwa.
Chciałam np. grać na fortepianie-….ponoć ,a to opinia
eksperta-mam nawet idealną długość i siłę palców
( czyli wielkie, silne łapy! J)
oraz dobry słuch muzyczny ( nie jestem
głucha…J..)
i cóż?
Kto mógłby mi zabronić zostać wirtuozem fortepianu??? No
kto????
Gdybym miała dosyć uporu, cierpliwości i determinacji to
tłukłabym teraz radośnie w klawisze,
jeździła
na tourne i koncertowała w…. gminnych domach kultury i przedszkolach
….
a nie marnowała czasu, zużywając tyle farb, płócien i papieru! L
Mogłam też skończyć germanistykę jak moja urocza koleżanka i
uczyć teraz niemieckiego
lub żyć z tłumaczeń….szanse na pracę byłyby znacznie większe….
ale
nie!…z tępym uporem maniaka dreptałam w kierunku artystycznej dżungli….
No tak to jest, gdy brakuje konsekwencji , pracowitości i…
wiary w siebie!
Ta ostatnia jest niezwykle ważna bo jest jak paliwo w naszym
duchowym silniku.
Używając języka przypowieści:
Bywa, że ktoś ma piękną limuzynę, ale z domu nie wyruszy, bo
w baku zaledwie parę kropli paliwa ,a inny za kierownicą odrapanego autka mknie
ku pięknym lądom….
No tak…
Tak na marginesie...byłam niedawno świadkiem,jak pewien olsztyński artysta będąc gościem na czyimś wernisażu przechadzał się dumnie wśród zwiedzających i pokazywał egzemplarz zagranicznego pisma ,na którym jego nazwisko widniało na pierwszej stronie z przychylnym komentarzem...Przerwał mi nawet bezceremonialnie rozmowę z miłą znajomą aby podsunąć jej pod nos ów komentarz.,,no popatrz,popatrz co tu napisali!!!!!
Nie dziwię się oczywiście jego satysfakcji ,i chciałam mu szczerze pogratulować sukcesu,ale jego ego szybowało tak wysoko,że zupełnie mnie nie zauważył.... Odwrócił się plecami i odszedł bez powitania i bez pożegnania...cóż...można i tak..!.
jednak to skłoniło mnie do odkrywczych wniosków:
okazuje się, że CZASEM PALIWO SIĘ PRZELEWA :)
bo WIARA W SIEBIE I PYCHA to jednak nie to samo.....
Tamtego wieczoru przypomniało mi się hasło ,które kiedyś wypatrzyłam w internecie:
MÓWIĄ,ŻE IDEAŁÓW NIE MA,A PRZECIEŻ... ISTNIEJĘ! :)))))
Wracając jednak do moich marzeń….Były ich setki i nie czas aby
wymieniać je wszystkie po kolei….
Skoncentruję się więc na tym co nadal aktualne:
Domyślacie się pewnie, że bardzo chciałam też, nauczyć się
BARDZO DOBRZE MALOWAĆ!
O taaaaaaaaaaak!
Nad realizacją tego pragnienia ciągle pracuję, bo już wiem
,że tak jak pianistą, tak i malarzem nie zostaje się siedząc w kinie i
zajadając prażoną kukurydzę!....
Szkoda, że sukces nie
przychodzi samoistnie jak wirus grypy czy miłości…J
Byłoby znacznie łatwiej,….ech! Nie każdy jednak rodzi się Da Vincim czy
Rembrandtem ,więc trzeba się bardzo dużo uczyć, czytać, obserwować, pracować i o swoich zadaniach rozmyślać w dzień i w
nocy….
Nie poddaję się jednak i wierzę ,że mój upór ma sens-tym
bardziej ,że KOCHAM TO CO ROBIĘ a samo malowanie sprawia mi wiele radości!
Z wielką
przyjemnością wspominam też pracę pedagogiczną w policealnej szkole w
Olsztynie, gdzie prowadziłam zajęcia z arteterapii.
Nieraz zastanawiam
się co robią moi dawni uczniowie, czy są szczęśliwi, czy odnaleźli swoje
miejsce w życiu?
To było naprawdę piękne doświadczenie i chętnie pracowałabym znowu
w zawodzie nauczyciela arteterapii.
Brakuje mi też zajęć z dziećmi a
przekonałam się o tym,
gdy podczas festiwalu kultury żydowskiej w Olsztynie
miałam przyjemność prowadzić zajęcia z maluchami w przedszkolu.
Ależ to była
świetna przygoda! :)
Nadal jednak nie znam języka litewskiego i powiedzmy sobie
szczerze:
nie mam szansy na jakąkolwiek przyzwoitą pracę, a co dopiero w
szkole????
Mogłabym np. sprzątać czyjeś mieszkania ( bardzo twórcze zajęcie!
) lub wyprowadzać psy na spacer
( była taka informacja w litewskiej
prasie!!! )-ponoć można zarobić 7 litów za półgodzinny spacerek,
ale ….cóż….nie mieszkam w Wilnie ( gdzie ukazała się ta oferta pracy...) lecz w Kownie…a to nie jest miasto rozkapryszonych bogaczy czy zamożnych emerytów,
lecz raczej
sfrustrowanych robotników i bezrobotnych oraz zestresowanych urzędników i
artystów.
Ci ostatni mimo chroniczno-artystycznej depresji mają też
ogromne poczucie humoru i dystans do otaczającego ich świata.
Tak! DYSTANS DO SIEBIE I ŚWIATA JEST TAK SAMO WAŻNY JAK
WIARA W SWOJE MOŻLIWOŚCI….
Dystans, poczucie humoru
ratuje nas od szaleństwa i prawdziwej depresji…jest jak tarcza, która
chroni przed pociskami i chroni przed spaleniem niczym kombinezon strażaka !
Jeśli jeszcze tego nie umiecie to zacznijcie ćwiczyć.
Śmiech z własnych błędów ,potknięć i słabości pomoże wam spojrzeć z większą wyrozumiałością
na niedoskonałość innych ludzi.
Mnie ten śmiech przychodzi samoistnie bo popełniam wyjątkowo
wiele głupstw i gaf co sprawia,
że czasem nawet sama siebie zadziwiam J))))
,ale wciąż uważam, że kiedyś przecież zmądrzeję….
NIE TRAĆMY NADZIEI!
Tak samo nie tracę nadziei, że kiedyś nauczę się języka
litewskiego…
Moja mądra i świetnie wykształcona znajoma twierdzi, że to
sprawa genów i niektórzy ludzie zawsze znajdą powód do radości a inni nawet w
raju będą narzekać…
Bardzo możliwe….Muszę jednak się przyznać, że
mój poziom szczęśliwości funkcjonuje wyjątkowo prymitywnie i
przyziemnie gdyż maleje wraz z… temperaturą za oknem….
zwłaszcza gdy nie mogę rozpalić w piecu, bo właśnie rozpoczyna
się remont i wymiana grzejników…
I KTO WIE JAK DŁUGO TO POTRWA!!!!???? :O
W takich chwilach cieszy mnie jednak ….no właśnie…i co mnie
tak cieszy?????
Z rzeczy prozaicznych?
Już wiem: CIESZY MNIE OGROMNIE, że deszcz nie pada mi na głowę,
że nie sprzedaję ziemniaków
na bazarze, że mam tylko katar, choć na Litwie już szaleje grypa,
że internet działa
i mam kontakt z całym światem, że mam czym i na czym malować,
że w lodówce leży
sobie spory jeszcze zapasik śliwkowych trufli, które zrobiłam sobie na poprawę
nastroju i …ach okazuje się ,że mogłabym jeszcze wymienić sto różnych powodów
do radości…
więc ten brak ogrzewania staje się znikomym problemem,
zwłaszcza gdy
okręcę się jeszcze jednym grubym kocem lub gdy skończę wreszcie pisać i zabiorę
się za malowanie! J
PS: a więc czego dziś CHCĘ najbardziej????
CIEPŁA, CIEPŁA W KAŻDEJ FORMIE I POSTACI – PRZYTULENIA LUB
GORĄCEJ CZEKOLADY-lub jednego i drugiego!!!! O TAK!!!!!
TAK BYŁOBY NAJLEPIEJ! J)))
czy kaloryfer mnie słyszy???????!!!!!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)