LABA DIENA KOCHANI!!!! J
Nigdy nie wierzcie ludziom, gdy mówią, że NICZEGO JUŻ NIE
CHCĄ!
taka postawa,to przywilej zmarłych, a dopóki żyjemy mamy zawsze jakieś pragnienia i
marzenia.
Owszem bywa, że ukrywamy je nawet przed samym sobą i publicznie nigdy byśmy ich nie
wyjawili.
Jednak CHCEMY, POTRZEBUJEMY,
PRAGNIEMY i najczęściej dążymy do zrealizowania swoich potrzeb.
Nie będę się tu dziś rozwodzić nad medyczną, biologiczną czy
psychologiczną stroną zagadnienia,
bo w
tych dziedzinach brak mi kompetencji, ale powtarzam z uporem KAŻDY CZEGOŚ CHCE
–zgadzacie się ze mną? J hmmm….
Pewna moja znajoma od czasu do czasu rzuca w kosmiczną
przestrzeń wyznanie:
JA TAM JUŻ OD ŻYCIA
NICZEGO NIE OCZEKUJĘ!, podczas gdy wszyscy z jej otoczenia wiedzą,
że marzy o
wielkiej miłości, bliskości i akceptacji….
Inna powtarza uparcie MAM JUŻ WSZYSTKIEGO DOSYĆ!!!!
Po czym
wyrusza na …zakupy by wrócić z ogromną torbą pełną ciuchów i kosmetyków. J
Przykłady można by mnożyć, ale pewnie znacie je z autopsji?
Jeśli o mnie chodzi, to wyznam z bolesną szczerością, że
mimo najgłębszej depresji-zawsze jeszcze mam ochotę na …kawałek gorzkiej
czekolady! J)))
Być może to ona właśnie ratuje mnie przed śmiercią???? Hmmm…
Jeśli zaś mowa o poważniejszych sprawach to zawsze miałam
raczej nadmiar niż niedobór marzeń…i tak mi zostało do dzisiaj! J
Muszę tu oświadczyć , że wiele z moich marzeń już się
spełniło. HURRRRAAAAA!!!!
Niespełnienie kilku innych wynikało najczęściej ( tak,
niestety!) z mojej złej woli lub lenistwa.
Chciałam np. grać na fortepianie-….ponoć ,a to opinia
eksperta-mam nawet idealną długość i siłę palców
( czyli wielkie, silne łapy! J)
oraz dobry słuch muzyczny ( nie jestem
głucha…J..)
i cóż?
Kto mógłby mi zabronić zostać wirtuozem fortepianu??? No
kto????
Gdybym miała dosyć uporu, cierpliwości i determinacji to
tłukłabym teraz radośnie w klawisze,
jeździła
na tourne i koncertowała w…. gminnych domach kultury i przedszkolach
….
a nie marnowała czasu, zużywając tyle farb, płócien i papieru! L
Mogłam też skończyć germanistykę jak moja urocza koleżanka i
uczyć teraz niemieckiego
lub żyć z tłumaczeń….szanse na pracę byłyby znacznie większe….
ale
nie!…z tępym uporem maniaka dreptałam w kierunku artystycznej dżungli….
No tak to jest, gdy brakuje konsekwencji , pracowitości i…
wiary w siebie!
Ta ostatnia jest niezwykle ważna bo jest jak paliwo w naszym
duchowym silniku.
Używając języka przypowieści:
Bywa, że ktoś ma piękną limuzynę, ale z domu nie wyruszy, bo
w baku zaledwie parę kropli paliwa ,a inny za kierownicą odrapanego autka mknie
ku pięknym lądom….
No tak…
Tak na marginesie...byłam niedawno świadkiem,jak pewien olsztyński artysta będąc gościem na czyimś wernisażu przechadzał się dumnie wśród zwiedzających i pokazywał egzemplarz zagranicznego pisma ,na którym jego nazwisko widniało na pierwszej stronie z przychylnym komentarzem...Przerwał mi nawet bezceremonialnie rozmowę z miłą znajomą aby podsunąć jej pod nos ów komentarz.,,no popatrz,popatrz co tu napisali!!!!!
Nie dziwię się oczywiście jego satysfakcji ,i chciałam mu szczerze pogratulować sukcesu,ale jego ego szybowało tak wysoko,że zupełnie mnie nie zauważył.... Odwrócił się plecami i odszedł bez powitania i bez pożegnania...cóż...można i tak..!.
jednak to skłoniło mnie do odkrywczych wniosków:
okazuje się, że CZASEM PALIWO SIĘ PRZELEWA :)
bo WIARA W SIEBIE I PYCHA to jednak nie to samo.....
Tamtego wieczoru przypomniało mi się hasło ,które kiedyś wypatrzyłam w internecie:
MÓWIĄ,ŻE IDEAŁÓW NIE MA,A PRZECIEŻ... ISTNIEJĘ! :)))))
Wracając jednak do moich marzeń….Były ich setki i nie czas aby
wymieniać je wszystkie po kolei….
Skoncentruję się więc na tym co nadal aktualne:
Domyślacie się pewnie, że bardzo chciałam też, nauczyć się
BARDZO DOBRZE MALOWAĆ!
O taaaaaaaaaaak!
Nad realizacją tego pragnienia ciągle pracuję, bo już wiem
,że tak jak pianistą, tak i malarzem nie zostaje się siedząc w kinie i
zajadając prażoną kukurydzę!....
Szkoda, że sukces nie
przychodzi samoistnie jak wirus grypy czy miłości…J
Byłoby znacznie łatwiej,….ech! Nie każdy jednak rodzi się Da Vincim czy
Rembrandtem ,więc trzeba się bardzo dużo uczyć, czytać, obserwować, pracować i o swoich zadaniach rozmyślać w dzień i w
nocy….
Nie poddaję się jednak i wierzę ,że mój upór ma sens-tym
bardziej ,że KOCHAM TO CO ROBIĘ a samo malowanie sprawia mi wiele radości!
Z wielką
przyjemnością wspominam też pracę pedagogiczną w policealnej szkole w
Olsztynie, gdzie prowadziłam zajęcia z arteterapii.
Nieraz zastanawiam
się co robią moi dawni uczniowie, czy są szczęśliwi, czy odnaleźli swoje
miejsce w życiu?
To było naprawdę piękne doświadczenie i chętnie pracowałabym znowu
w zawodzie nauczyciela arteterapii.
Brakuje mi też zajęć z dziećmi a
przekonałam się o tym,
gdy podczas festiwalu kultury żydowskiej w Olsztynie
miałam przyjemność prowadzić zajęcia z maluchami w przedszkolu.
Ależ to była
świetna przygoda! :)
Nadal jednak nie znam języka litewskiego i powiedzmy sobie
szczerze:
nie mam szansy na jakąkolwiek przyzwoitą pracę, a co dopiero w
szkole????
Mogłabym np. sprzątać czyjeś mieszkania ( bardzo twórcze zajęcie!
) lub wyprowadzać psy na spacer
( była taka informacja w litewskiej
prasie!!! )-ponoć można zarobić 7 litów za półgodzinny spacerek,
ale ….cóż….nie mieszkam w Wilnie ( gdzie ukazała się ta oferta pracy...) lecz w Kownie…a to nie jest miasto rozkapryszonych bogaczy czy zamożnych emerytów,
lecz raczej
sfrustrowanych robotników i bezrobotnych oraz zestresowanych urzędników i
artystów.
Ci ostatni mimo chroniczno-artystycznej depresji mają też
ogromne poczucie humoru i dystans do otaczającego ich świata.
Tak! DYSTANS DO SIEBIE I ŚWIATA JEST TAK SAMO WAŻNY JAK
WIARA W SWOJE MOŻLIWOŚCI….
Dystans, poczucie humoru
ratuje nas od szaleństwa i prawdziwej depresji…jest jak tarcza, która
chroni przed pociskami i chroni przed spaleniem niczym kombinezon strażaka !
Jeśli jeszcze tego nie umiecie to zacznijcie ćwiczyć.
Śmiech z własnych błędów ,potknięć i słabości pomoże wam spojrzeć z większą wyrozumiałością
na niedoskonałość innych ludzi.
Mnie ten śmiech przychodzi samoistnie bo popełniam wyjątkowo
wiele głupstw i gaf co sprawia,
że czasem nawet sama siebie zadziwiam J))))
,ale wciąż uważam, że kiedyś przecież zmądrzeję….
NIE TRAĆMY NADZIEI!
Tak samo nie tracę nadziei, że kiedyś nauczę się języka
litewskiego…
Moja mądra i świetnie wykształcona znajoma twierdzi, że to
sprawa genów i niektórzy ludzie zawsze znajdą powód do radości a inni nawet w
raju będą narzekać…
Bardzo możliwe….Muszę jednak się przyznać, że
mój poziom szczęśliwości funkcjonuje wyjątkowo prymitywnie i
przyziemnie gdyż maleje wraz z… temperaturą za oknem….
zwłaszcza gdy nie mogę rozpalić w piecu, bo właśnie rozpoczyna
się remont i wymiana grzejników…
I KTO WIE JAK DŁUGO TO POTRWA!!!!???? :O
W takich chwilach cieszy mnie jednak ….no właśnie…i co mnie
tak cieszy?????
Z rzeczy prozaicznych?
Już wiem: CIESZY MNIE OGROMNIE, że deszcz nie pada mi na głowę,
że nie sprzedaję ziemniaków
na bazarze, że mam tylko katar, choć na Litwie już szaleje grypa,
że internet działa
i mam kontakt z całym światem, że mam czym i na czym malować,
że w lodówce leży
sobie spory jeszcze zapasik śliwkowych trufli, które zrobiłam sobie na poprawę
nastroju i …ach okazuje się ,że mogłabym jeszcze wymienić sto różnych powodów
do radości…
więc ten brak ogrzewania staje się znikomym problemem,
zwłaszcza gdy
okręcę się jeszcze jednym grubym kocem lub gdy skończę wreszcie pisać i zabiorę
się za malowanie! J
PS: a więc czego dziś CHCĘ najbardziej????
CIEPŁA, CIEPŁA W KAŻDEJ FORMIE I POSTACI – PRZYTULENIA LUB
GORĄCEJ CZEKOLADY-lub jednego i drugiego!!!! O TAK!!!!!
TAK BYŁOBY NAJLEPIEJ! J)))
czy kaloryfer mnie słyszy???????!!!!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz