wtorek, 8 stycznia 2013
listy znad Niemna......: MOJE STARCIE Z ZIMOWĄ DEPRESJĄ czyli O CHOINKACH,S...
listy znad Niemna......: MOJE STARCIE Z ZIMOWĄ DEPRESJĄ czyli O CHOINKACH,S...: DZIŚ MIAŁO BYĆ O PIĘKNYM MIEŚCIE….ale życie samo dyktuje tematy, wiec o wycieczce do VILNIUSa będzie innym razem…Kto kocha ten pocze...
MOJE STARCIE Z ZIMOWĄ DEPRESJĄ czyli O CHOINKACH,SŁOŃCU I KOWALSTWIE
DZIŚ MIAŁO BYĆ O PIĘKNYM MIEŚCIE….ale życie samo dyktuje tematy,
wiec o wycieczce do VILNIUSa będzie innym razem…Kto kocha ten poczeka! :)
Wymieniłam dziś z facebookowym Przyjacielem kilka równie żartobliwych co i dramatycznych uwag
na temat braku słońca za mym i jego oknem. Pożaliliśmy się sobie, wypłakaliśmy
na klawiaturze i cóż…. słońca jak nie widać tak nie widać…. L
Postanowiłam wyjść z domu i poszukać go uważniej…może ktoś
je przytrzasnął je w bramie lub może nieśmiałe stoi w kąciku i czeka na
zaproszenie?
Mój spacer nie przyniósł mi żadnej pociechy bo na ulicy
znacznie szarzej i depresyjniej niż w domu…W tym momencie Word mi sygnalizuje,
że nie ma takiego słowa jak DEPRESYJNIEJ….acha? najwyraźniej Pan Word o
depresji zimowej wie naprawdę niewiele, więc niech się nie mądrzy, bo ja akurat
dobrze znam to pojęcie i przerabiam je od wielu lat, przez kilka dłuuuugich
zimowych miesięcy!
Wędrowałam więc sobie tak w celach popularno-naukowych
,uliczkami naszego osiedla zwanego ,,Deinawa’’- co ma się kojarzyć z piosenką lub
pieśnią…i na każdym rogu mijałam ogromny zielony kontener przepełniony
poświątecznymi śmieciami…Tuż przy nim stosy łysych, okaleczonych, martwych
choinek, które już nie miały siły doczołgać się do lasu, aby tam w gronie
rodziny dokończyć żywota….
Jeszcze kilka dni temu były ozdobą wielu domów, dziś nikomu
niepotrzebne…. Sztuczne bombki i ozdoby złożone w pudełeczku by za rok
podarować je następnej choince…a drzewko na śmietnik!!!!
a gdyby tak z tych niekochanych drzewek zrobić ogromną instalacje na placu miasta…czy
kogoś poruszyłby ich widok, czy skłoniłby do myślenia!!!???? !!!DLACZEGO TAK
WIELE WYRZUCAMY????…NAWET TO CO JESZCZE WCZORAJ KOCHALIŚMY…L….
W czasie tych dłużących się zimowych miesięcy, o słońcu
myślimy z czułością i tęsknotą!!!! SŁOŃCA, SŁOŃCA PRAGNIEMY!!!! Byle jaki
promyczek zza stalowej chmurnej kołdry sprawia nam niewysłowioną radość!!!!
ŚWIECI, ŚWIECI!!!! SŁONECZKO NASZE
KOCHANE!!!! <3
I jak tu się dziwić Litwinom, że w dawnych czasach to
właśnie SŁOŃCE uczynili swoim najukochańszym bóstwem?! Najmocniejszy i
najgroźniejszy był oczywiście Perkun-miotający gromy i pioruny, ale odkąd boski
kowal Telawel ( Kal-wel) z boskiego
ognia ukuł SŁOŃCE i umieścił je na sklepieniu niebieskim…odtąd to właśnie
słoneczny symbol pojawia się w ornamentyce, ceramice, tkaninach i jubilerstwie…Imię
SAULE -ona, SAULUS –on czyli ,,SŁOŃCE”
–jest na Litwie wciąż bardzo popularne i lubiane…
,,…Specyfiką tego mitu solarnego jest przesunięcie akcentu z
samego słońca na jego twórcę, kowala i jego atrybut, olbrzymi młot żelazny,
który posłużył do rozbicia potężnej twierdzy, więzienia słońca w czasie zimy
powodującego przygaśnięcie jego blasku i zanik ciepła. Mit ten odzwierciedla w
fantastyczny sposób wyeksponowaną sytuację społeczno-ekonomiczną kowala
wstępującego wprost na niebiosa i dostępującego apoteozy….”
Kiedy
już Litwini przyjęli chrześcijaństwo, to
nadal wokół żelaznego czy drewnianego krzyża umieszczali i umieszczają symbol
słońca. Te ,,słoneczne krzyże’’ to znak rozpoznawczy Litwinów, można je
zobaczyć bardzo często w kościołach, przy drogach i na cmentarzach, a niektóre
z nich to prawdziwe i bardzo cenne dzieła sztuki!
Tradycja
artystycznego kowalstwa jest tutaj długa i otaczana prawdziwym szacunkiem.
Być
kowalem to duma i wyróżnienie.
Ten
zawód jak już zauważyliście jest prawdziwie boskim posłannictwem….
Kowalem nie może zostać byle kto. Trzeba
przecież dysponować siłą i zręcznością, a jeśli jeszcze dysponuje się urodą???
No cóż…tłum wielbicielek zapewniony! ;)
Jeśli
Litwin do swojej ukochanej powie SŁONECZKO lub ona do niego: MOJE SŁOŃCE to
będzie to nie byle jakie, ale wręcz boskie wyróżnienie J
Wracając
do kowala i starego polskiego przysłowia,…pewnie uważacie ,że być KOWALEM
WŁASNEGO LOSU…to nie takie proste zadanie, z entuzjazmem i szczęściem jeszcze trudniej, zwłaszcza o tej
porze roku…hmm…?
.
Kilka dni temu moja prawa ręka na skutek ostrego zapalenia nerwu, spuchnięta i
obolała domagała się urlopu…Silny ból nie pozwalał mi spać ani normalnie
funkcjonować…Potem lewa na skutek przesilenia również zaczęła strajkować….Byłam
poważnie zaniepokojona…Uświadomiłam sobie wówczas na nowo jakim błogosławieństwem
jest fizyczna sprawność! Jeśli więc macie sprawne i zdrowe ręce to nie
narzekajcie-weźcie jakiś symboliczny młotek i zabierajcie się za życiowe kowalstwo….
Ja
postanowiłam PRZETRWAĆ TĘ ZIMĘ…do wiosny już tylko 5 miesięcy!!!! J)))
Słońce
mimo całej swej urody i majestatu nigdy nie zostanie moim bogiem, więc jego brak
też mnie nie pokona…ŻYCIE MAM NADAL…DWIE RĘCE SPRAWNE…ZNOWU MOGĘ MALOWAĆ I
PISAĆ o czym zaświadczam powyższym tekstem!!!!
Hmm?!
JESTEM PRAWDZIWĄ SZCZĘŚCIARĄ!!!!!
Czyż
nie?!
Subskrybuj:
Posty (Atom)