Projekt artystyczny…..EKSPRESJA CISZY….dedykowany wybitnemu
litewskiemu artyście :ANTANASOWI
SAMUOLISOWI. (1899-1942)
Kurator pleneru: Gintautas Vaicys
Kurator pleneru: Gintautas Vaicys
Miejsce: Klasztor w Pożajściu (lit. Pažaislio vienuolynas) – największy
zespół klasztorny na Litwie, jeden z przykładów baroku włoskiego w Europie Wschodniej położony w dzielnicy Kowna Pietraszuny.
Pierwszy dzień projektu:
Jadę do klasztoru …zmieniam tożsamość…ukryta za jego grubymi
murami zrywam kontakt z rodziną i przyjaciółmi…Palę swoje ubrania, wyrzucam
kosmetyki i biżuterię…golę głowę i ubieram się w długą ,szorstką wełnianą
suknię… Staję się jedną z kilkunastu milczących sióstr….Nie mam nawet swojego
imienia…Pokutuję za grzechy popełnione i niedokonane, chłoszczę ciało za winy
przyszłe i wyśnione…całymi dniami modlę
się i poszczę lub ciężko pracuję ….nocą do mojej celi zagląda fioletowy księżyc
a rankiem zrywam się przerażona….TO BYŁ TYLKO SEN!!!!!
Uff…..Jak to dobrze ,że koszmarny sen minął ,a ja mimo pobytu w klasztorze czuję się świetnie…Mam tu miejsce i materiały do pracy, smaczne posiłki, wygodne łóżko, przytulny pokój i serdeczną kompanię pozostałych uczestników pleneru….Przyjechali tu z Kaunas , Wilnius, Warszawy i Olsztyna …Świetni, oryginalni artyści, życzliwi ludzie i przyjaciele…Dobrze nam się razem pracuje i rozmawia…Miejsce pleneru też jest przecież niezwykłe!
Pierwszy raz maluję w takim ,,dostojnym’’ otoczeniu…Każdego
dnia przez zabudowania klasztoru przewija się mnóstwo turystów z całego
świata…Najwięcej jest chyba jednak Litwinów i Polaków….Tłumy zwiedzających od
samego rana….Niektórzy zaczepiają nas
życzliwie i chętnie podglądają nas podczas twórczych zmagań…Dla nich to
dodatkowa atrakcja, dla mnie… udręka…Uciekam więc do klasztornej celi i
…barykaduję się starą drewnianą ławką.Za ścianą, w sąsiedniej sali pracuje
Katia, w arkadach nieopodal ulokował się Wiesiek…Znany i pomysłowy performer nie obawia się widzów, przeciwnie, ku
naszej wielkiej radości co chwilę wymyśla jakieś nowe akcje.
Mam więc znakomite towarzystwo i nareszcie potrafię skupić się na swojej pracy…Pozostali artyści Sigita, Patrycja ,Saulius, Bronias , Aiste również znikają w swoich ,,celach’’ lub pracują ,,publicznie’’. Spotykamy się w porze obiadu i kolacji, śniadania robimy we własnym zakresie…Do naszej dyspozycji mamy dobrze wyposażoną kuchnię i co cieszy wszystkich: jest tutaj nawet: prawdziwy ekspres do kawy!
Pijemy ją litrami!
Jaka szkoda, że plener trwa tak krótko! Mamy tyle
pomysłów i energii. Wszyscy artyści bardzo ambitni i pracowici…Każdego dnia
przybywają kolejne, interesujące prace….Tak bardzo różnimy się sposobem
malowania i tematyką : architektura, postacie z fresków, pejzaż , abstrakcja….Jednak
każdy z nas próbuje po swojemu zinterpretować ten sam temat: Ekspresja ciszy…
Gospodynie obiektu Siostry Kazimierski są miłe i gościnne.
Od czasu do czasu zagląda do nas pogodna i serdeczna Siostra Edyta, przygląda
się jak pracujemy, chwali nas za pomysły,opowiada jakąś ciekawą historię i znika dyskretnie by nie
przeszkadzać….
10 dni bez internetu , telefonu, radia i telewizji, bez
polityki i olimpiady…bez kontaktu z rodziną…Chwilami to bardzo trudne… martwię
się o moich bliskich…jak czuje się moja Mama…jak radzą sobie moje dzieci? Czy
wszystko w porządku? Przewracam się z boku na bok…nie mogę spokojnie
zasnąć….Nad ranem słyszę świergot jaskółek i mam kolejny koszmarny sen wywołany
opowieścią jednego z kolegów… Ponoć Nigeryjczycy bardzo skutecznie polują na ,,nasze’’ jaskółki.
w klasztorze mieszka kilkanaście sióstr i....tysiące jaskółek...
Gdy zmęczone długim lotem ptaszki, zasypiają w trawie,
myśliwi chwytają je przy pomocy pokrytych klejem liści… w ten sposób tysiące
tych ślicznych ptaków trafia do
wygłodniałych afrykańskich żołądków …Żal mi jaskółek….rzeczywiście jest
ich z każdym rokiem coraz mniej….,ale przecież żal mi jeszcze bardziej
mieszkańców Nigerii, którzy umierają z głodu, nie tylko z powodu suszy, ale
przede wszystkim z powodu chciwej, nieuczciwej i złodziejskiej polityki rządzących….
W moim mrocznym śnie są źli ludzie z karabinami, polowanie
na jaskółki i moja paniczna ucieczka…Chowam się pod liśćmi palmy i patrzę na
rozgwieżdżone niebo…Za chwilę ktoś mnie
znajdzie i zabije…serce wali mi jak oszalałe…BUDZĘ SIĘ!!!! uffff!!!!!!
Jak to dobrze, że jestem tu gdzie jestem…i ż,e jestem tym kim
jestem….
Zawsze chciałam być ptakiem….
Myślałam….marzyłam…tak naiwnie….
Dziś myślę o Samuolisie…o jego krótkim życiu i dramatycznych
losach…
Żył zaledwie 43 lata, lecz stworzył wiele poruszających i
niezwykłych obrazów…Podobnie jak V.Gogh ( którego cenił i podziwiał) malował
rzeczy codzienne i proste, biednych ludzi i smutne pejzaże…Pochylona jabłoń,
stare krzesło, stół, dzbanek i ludowy świątek opowiadają o ludzkiej
egzystencji, o tajemnicy i sensie człowieczego losu .Samuolis widział piękno i
kolor tam gdzie inni dostrzegali tylko szarość i brzydotę .
W kowieńskim i
wileńskim muzeum można zobaczyć niektóre z jego prac…inne znajdują się w
prywatnych kolekcjach…Warto znaleźć czas i przyjrzeć się uważnie jego dziełom.
Pozostawił po sobie wiele pięknych obrazów, choć sam umarł z
dala od ojczyzny, na obczyźnie…w szwajcarskim sanatorium w Leysin .Dziś nie
można tam odnaleźć nawet jego nagrobka….
Moim ukochanym obrazem jest czarnowłosa kobieta w żółtej
koszuli… zamyślona i smutna, wsparta na lewym ramieniu…Młoda i stara
jednocześnie….bez cienia kokieterii spoglądająca przed siebie…w niebo…w głąb
siebie? w prawej dłoni trzymała bukiet czerwonych irysów, ale wysuwają się i za
chwilę upadną na podłogę …
Myślę, że Samuolis być może podświadomie ,ale także czuł ,że
ma niewiele czasu…Wcześnie stracił ojca, który ciężko pracował fizycznie aby
utrzymać rodzinę i zmarł na gruźlicę kości gdy Antanas miał 18 lat .Artysta wyrósł w biednej ,skromnej
rodzinie, widział nędzę robotników i
chłopów, obserwował jak zmagają się z trudami życia…w starych łachmanach,
głodni i bez nadziei na odmianę swojego losu…On sam mimo iż niezwykle uzdolniony
nie miał nigdy dosyć pieniędzy na farby i płótna….na fotografiach w gronie
przyjaciół zawsze pogodny i uśmiechnięty…na autoportretach zamyślony i
poważny….Mimo to, uważał , że nie ma
sensu żyć tylko po to ,by gromadzić dobra materialne, że powołaniem człowieka
jest tworzenie i kształtowanie kultury.
Przechadzam się po rozległych wnętrzach klasztoru w PAŻAJSLIS…czytam o jego historii…brzmi przygnębiająco…
Piękny, barokowy
zabytek ma za sobą mroczną, dramatyczną
przeszłość….
Budowę
klasztoru ufundował K.Z.Pac (ur. 1621, zm. 10 stycznia 1684 w Warszawie)
kanclerz wielki litewski.
W 1654 poślubił Klarę Isabellę de Mailly,
damę dworu królowej Ludwiki Marii.
Miał z nią
jedynego syna, który zmarł w wieku 8 lat .Zbudowanie klasztoru miało być znakiem pamięci i wiecznej
żałoby po nieodżałowanym dziecku.
Pac sprowadził do
klasztoru zakon kamedułów ,który słynie z surowej
reguły milczenia.. Zakonnicy są zobowiązani do pracy fizycznej,
modlitwy, pokuty oraz życia pustelniczego. Ponoć kamedułowie z Pożajścia
praktykowali również samobiczowanie i inne formy skrajnej ascezy.
Po powstaniu listopadowym
klasztor kamedułów został skasowany przez władze rosyjskie, które osadziły tam
prawosławnych mnichów i uruchomiły w kościele cerkiew,
w związku z czym dokonano w nim szeregu przeróbek (usunięto ołtarze boczne,
wstawiono ikonostas, zamalowano lub przemalowano część malowideł). W 1915
prawosławni mnisi zostali ewakuowani, a po uzyskaniu niepodległości przez Litwę
zespół klasztorny przejęły siostry z konwentu Św. Kazimierza.
W czasach radzieckich kościół służył jako archiwum, zakład psychiatryczny i
galeria sztuki. Po 1990 budynek zwrócono siostrom. Od 1996 w
pożajskim klasztorze odbywa się corocznie międzynarodowy festiwal muzyczny, na
którym gościł m.in. Yehudi Menuhin.
Od kilku lat Związek Artystów Plastyków z Kaunas, organizuje tu swoje
malarskie plenery, na które zaprasza też artystów z innych krajów.
Miałam ogromne szczęście być tam i tworzyć wspólnie z innymi .Na
zakończenie pleneru odbył się wspólny wernisaż i koncert muzyczny w wykonaniu gruzińskiego
multiinstrumentalisty: Iraklita Koiavy
oraz Grażvydasa Kardokasa -litewskiego saksofonisty i malarza.
Nasze prace przyjechali oglądać inni artyści z Kowna, rodziny i
przyjaciele oraz przypadkowi turyści z wielu krajów…Wystawa jest niezwykle różnorodna, ale
dzięki temu też wzbudzała powszechne zainteresowanie.
Powstało kilkadziesiąt ciekawych prac, zasługujących na prezentację nie tylko w
klasztorze ,ale i w którejś z kowieńskich
galerii.
10 dni minęło stanowczo za szybko…żal nam było się rozstawać i
żegnać…mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie i kiedyś uda nam się znowu
razem działać i tworzyć.
Wróciłam do domu...wszystko wydaje mi się takie małe,kruche i ...przytulne...
Pobyt w klasztorze uświadomił mi na nowo JAK BARDZO KOCHAM WOLNOŚĆ POZA MURAMI! :)
.
Pobyt w klasztorze uświadomił mi na nowo JAK BARDZO KOCHAM WOLNOŚĆ POZA MURAMI! :)